Nowe Gilgasz
-
Przyśpieszyła trochę kroku, jeśli mogła, ale wciąż miała na uwadze, że zaraz kilka Murloków zacznie ją atakować, więc złapała mocniej sztylety, żeby jej przypadkiem nie wypadły z rąk.
-
Vader:
Vigo miał pecha, bo odwrócił się w chwili, gdy strzała pędziła w jego kierunku. W samą porę, aby ją zobaczyć, domyślałeś się, że miał jeszcze czas, aby się wystraszyć, ale nie było już czasu na to, aby się uchylić. Padł trupem, gdy strzała przebiła jego otwarte do krzyku usta. Widząc to, pozostali przy życiu ochroniarze Viga nie złożyli broni, a wręcz przeciwnie, walczyli do śmierci, było ich jednak za mało i byli zbyt wyczerpani, przez co zostali wybici do nogi. Początkowo nieśmiało i z rzadka, później coraz śmielej i głośniej, od ścian jaskini zaczęły odbijać się okrzyki zwycięstwa.
Taczka:
Nie uszłaś daleko, gdy potworki zaatakowały. Nie mając broni ani realnych szans w konwencjonalnej walce, postanowiły zrobić coś, co miało w ich sytuacji najwięcej szans na powodzenie: Chwyciły Cię wszystkie razem i spróbowały wciągnąć pod wodę. -
Spróbowała zabić Murloki, które ją łapały, dźgając je sztyletami w głowę.
-
Zabiłaś tak jednego, może dwa, ale nie dawało to wiele, tymczasem do pościgu ruszyła reszta potworków, a po chwili i ta wielka kreatura.
-
Postarała się wyrwać z chwytu Murloków kopiąc je albo nadal dźgając.
-
Udało Ci się w ten sposób pozbyć ich na tyle, aby kontynuować ucieczkę. Od wyjścia dzieliło Cię już tylko kilka metrów, gdy na Twojej kostce zacisnęła się ręką wielkiego Mutanta, ciągnąca to do tyłu, dalej od wejścia, to pod wodę.
-
Spróbowała dźgnąć mutanta w rękę, żeby puścił jej nogę.
-
Udało Ci się trafić, ale nie wzbudziło tu u niego żadnej reakcji, być może był odporniejszy na ból, a może skóra była grubsza, niż się wydawała. Niemniej, wykorzystując swoją siłę, zaczął z powrotem ciągnąć Cię w kierunku brzegu, z którego uciekałaś.
-
Spróbowała jakoś wyciągnać nogę z uścisku mutanta.
-
Udało Ci się, głównie dlatego, że noga była mokra, a jego łapa śliska. Dzięki temu bezpiecznie dotarłaś na drugi brzeg, a Mutant zawrócił. Byłaś wolna.
-
Po wyjściu z jaskini rozejrzała się za swoim tygrysem, ale jeśli go nie zobaczyła, to pobiegła ile jeszcze miała sił w nogach do karczmy w której ostatnio widziała się z Lornem
-
Na pewno wyjście z jaskini nie było też wejściem do niej, więc nawet jeśli zwierzę wciąż na Ciebie czekało, to nie tutaj. Ciebie zaś nikt nie gonił i dość sprawnie dotarłaś do miejskiej bramy, gdzie rzecz jasna zatrzymali Cię strażnicy.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia i cel przybycia do miasta? - zapytał jeden z nich. Widocznie byli to inni niż ci, którzy legitymowali Cię ostatnio lub też zapomnieli, musieli powtarzać procedurę przy wielu podróżnych, a także mogło minąć sporo czasu, nie wiedziałaś w końcu, jak długo byłaś więziona w jaskini Mutagenisty. -
-Ilyana Stormbreaker, zapomniałam już skąd pochodzę, a cel przybycia… - Zamyśliła się na chwilę. - Muszę się zobaczyć ze znajomym.
-
- Kim dokładnie? - zapytał strażnik, który do tej pory traktował cię jak każdego innego podróżnego, a teraz nabrał dziwnej podejrzliwości.
-
-Lornem, jest Nordem, taki duży i szeroki, pewnie już go widzieliście, bo trudno go nie zauważyć…
-
- Nord? - powtórzył, nie patrząc jednak na ciebie, ale na innego strażnika. Ten przejrzał szybko trzymane pod ręką papiery i pokręcił głową.
- Żadnego Norda tu nie ma.
Nie wiedziałaś, o co chodziło, ale i oni nie mieli zamiaru udzielać ci wyjaśnień. Grunt, że wpuścili cię w ogóle do miasta. -
Poszła więc do karczmy, w której ostatnio widziała się z Lornem.
-
Budynek czy jego wnętrze zupełnie się nie zmieniły, klientela również, bo choć były to z pewnością zupełnie inne osoby, niż ostatnio, to wciąż była to ta barwna mozaika ras i profesji, przeważnie niezbyt legalnych. Pośród stolików dostrzegłaś kilku Nordów, ale żaden z nich nie był tym, którego szukasz.
-
Podeszła do karczmarza.
-Wiesz może, gdzie poszedł mój przyjaciel Lorn, taki duży Nord? Jeszcze niedawno tutaj byliśmy, może coś mówił… -
Wzruszył ramionami, drapiąc się po łysek, naznaczonej bliznami głowie. Tak jak wielu innych karczmarzy, za młodu musiał być najemnikiem, łowcą nagród czy kimś w tym guście, bo żaden uczciwy i nie mający doświadczenia w wymachiwaniu bronią człowiek nie zakładałby karczmy tutaj.
- Złotko, kręci się tu sporo Nordów, codziennie widuję nawet tuzin i gwarantuję, że wszyscy są “tacy duzi”.