Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Czekał w pobliżu, nie miał zamiaru od razu zbliżać się do nowych towarzyszy.
Stałbyś tak jak kołek, gdyby nie fakt, że przywódca wyprawy zwołał resztę grupy i udał się w stronę bram miasta. Wypadałoby iść z nim.
Ruszył za nimi.
Grupa trafiła pod bramę miasta. Stały tam konie dla Elfów i ludzi, osły do transportu zapasów, których było sporo, a także kucyki dla dwóch Krasnali i dla Ciebie. Tylko Smoczy Człowiek postanowił ruszyć piechotą.
Wsiadł na kucyka. Sięgnął po manierkę, którą miał pod brodą.
Grupa ruszyła, a manierka była pełna i na swoim miejscu.
Wziął z niej łyka, starał się nie oddalać od grupy.
Podróżni jechali dość wolno, więc nie było problemów.
Nadal jechał z nimi, przyjrzał się krasnoludom.
Niskie, z bujnymi brodami, w zbrojach. Przy pasie miały miecze i topory, a hełmy leżały za siodłami, wraz z tobołkami podróżnymi i tarczami.
Teraz przyjrzał się reszcie.
Pospolici ludzie i rasowe Elfy. Co tu opowiadać?
Jechał nadal za nimi.
//Zmiana tematu. Jak wymyślę i dodam.//
Xavier jechał nadal w stronę miasta.
Xavier jechał i jechał, aż dojechał pod bramę miasta.
///Dziewczyny śpią, nieprzytomne czy przytomne? Jechał nadal. Może strażnicy poszli się odlać? :V
Strażnicy jednak trwali dumnie na swych pozycjach. Lecz wynajęło ich Czarne Słońce co otwiera przed Tobą nowe możliwości. // Przytomne.//
Jechał dalej w kierunku bramy. ‐Ja do Vigo Czarnego Słońca.
‐ A ja do córki cesarza Verden. Po co dokładnie? ‐ zapytał jeden. Pewnie uznał Cię za skrytobójcę z wiadomymi zamiarami.