Miasto Kasuss
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Wychodzi na to, że tak… I chyba będziemy spędzać ze sobą sporo czasu.
Max:
‐ Jak widać. ‐ mruknął znużony, gdy otarł usta serwetką. ‐ Mam dziś wolny termin. Czego chcesz się uczyć?
Abby:
Chyba o Tobie chwilowo zapomnieli lub zignorowali, gdyż zmienili temat rozmowy, a przy okazji i język, przechodząc na własną mowę. -
-
-
-
-
Kuba1001
Abby:
To Ci się udało, podobnie jak przewrócenie oczami. Zawsze coś.
Taczka:
‐ Ja mam zajęć aż nadto, więc nawet Ci zazdroszczę.
Killer:
Biorąc pod uwagę, że mógł tam zgromadzić sobie zapasy jedzenia i napojów oraz że był Hobgoblinem, który w zasadzie w dupie miał higienę (o ile wiedział co to higiena), a także nie byłeś pewien, kiedy w ogóle mógł tam wejść, to sobie poczekasz…
Max:
//Tru.//
‐ A o jakiej Magii mowa? -
-
-
-
-
Kuba1001
Killer:
Był jakiś obskurny lokal, który od biedy można nazwać karczmą.
Taczka:
‐ A znasz się na czyszczeniu broni? Choć to nic trudnego.
Max:
‐ Więc po co Ci nauka, skoro tak dobrze znasz Magię? Tamto powinieneś opanować we własnym zakresie już dawno temu.
Abby:
Raczej się na to nie zanosi, niestety. Chociaż coś na pewno się szykuje, gdyż usłyszałaś ich podniesione głosy, dźwięk dobywania broni i ładowania kusz. -
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
//Ja też jadę z pamięci: Chyba tak.//
‐ Więc widać, że kłamiesz, bo nie wyobrażam sobie mistrzowskiego opanowania jakiejkolwiek Magii i padnięcia ze zmęczenia po kilku prostych zaklęciach.
Taczka:
‐ No, jak mówiłem, to nie jest takie trudne. ‐ odparł i wskazał Ci na sztylet i szmatkę. ‐ Chodzi o to, żeby nie było widać śladów krwi i innych takich.
Killer:
Klientów było tylko kilku, do tego barman i jakiś spity wykidajło, ale pech chciał, że wszyscy byli ludźmi.
Abby:
No cóż, nie poszli, ale nagle usłyszałaś ryk i ogromny trzask, później huk… A na koniec ryki Orkologa i wołania Geretha, zwanego Dłonią, oraz Dethana. Nie ma to jak kawaleria, czyż nie? -