Miasto Kasuss
-
-
-
Kuba1001
Kazute:
Na pewno, ale tłumy były zbyt gęste, a do tego w ciągłym ruchu, że trudno było Ci zarejestrować cokolwiek, może za wyjątkiem Orka, który pochwycił dłoń jakiegoś młodego chłopaka i niemalże zmiażdżył ją w swoim uścisku, wypuszczając go po chwili.
‐ Kieszonkowiec. ‐ wyjaśnił, wzruszając ramionami.
Killer:
Dobre pytanie, ale masz pewne podejrzenia, żeby tak było. Tak czy inaczej, kwadranse mijają, a Krasnoluda nie ma… Dopiero w chwili, gdy miałeś już po niego iść, ten opuścił lokal w dość nieszablonowy sposób: Wypadając ze sporym impetem przez okno. Na chwilę go zamroczyło, ale później jednym susem wskoczył do środka tą samą drogą i po chwili ktoś inny opuścił karczmę, tym razem dwa Gobliny, również oknem. Krzycząc i skomląc, niczym pobite kundle, natychmiast uciekły w popłochu. -
Kazute
‐ Na pewno nie jedyny, jakiego spotkamy ‐ odparła, po czym teatralnie westchnęła. Sama w swojej młodości robiła rzeczy uznawane przez społeczeństwo za złe, ale jak się wiele razy przekonała, nie miała innego wyboru. I właściwie nie żałowała swoich decyzji. Jeśli będzie dalej wcielać się w nowe postacie jak dotychczas, to nie zostanie złapana, a następnie spalona na stosie w widowiskowy sposób na placu miasta. ‐ Idziemy od razu do karczmy, może tam nie będzie aż takiego tłoku ‐ zarządziła i zaczęła wzrokiem szukać szyldu takowego budynku.
-
-
Kuba1001
Kazute:
Kasuss słynęło z licznych karczm, ale nie dzieliły się one w zwykły sposób, czyli według stanu majątkowego klientów, ale na takie, które wpuszczają wszystkich lub wyłącznie członków własnej organizacji, tak jak Kartel, Lemenn czy Zatrute Ostrze.
Killer:
Przydarzyło się to, co miało się przydarzyć, a więc typowa karczemna bójka, w której po jednej stronie stał Twój brodaty znajomy wspomagany przez jednego z nieznanych Ci ziomków, zaś po drugiej ‐ przynajmniej kilkanaście Goblinów i kilka Hobgoblinów. Owszem, nierówne starcie, ale Krasnoludy nie miały czasu, żeby zieloni wezwali jakieś posiłki. -
ThePolishKillerPL
Poczuł się zirytowany. Tak to jest jak na chwilę spuścisz oko z Krasnoluda. Eh, później go za to opierdzieli.
Wparował między tą bójkę i uważając by samemu nie dostać od awanturników rozdzielił tą napieprzaninę.
‐Hola hola cholera jasna mać, spokój! To karczma a nie miejsce do napieprzania się! -
-
Kuba1001
Killer:
Mocno się przeliczyłeś, jeśli liczyłeś na to, że słowa wystarczą, aby załagodzić sytuację, zwłaszcza że karczma była równie dobrym miejscem do obijania czyichś pysków jak ulica, rynsztok, targowisko czy ciemny zaułek.
Obaj brodacze zwyczajnie Cię ominęły i ruszyli do ataku, wykorzystując twarde, często okryte metalowymi rękawicami, pięści oraz obute w ciężkie buciory stopy. Przeciwnicy dostawali solidny łomot, ale chociaż żyli. Mimo to, wciąż było ich pod dostatkiem, mimo wysiłków obu Krasnoludów.
Kazute:
Faktycznie, chyba nigdy nie miałaś takiej okazji, tak samo jak nie przypominałaś sobie, abyś kiedykolwiek naraziła się jednej z tych frakcji. -
-
-
Kuba1001
Killer:
Popatrzył na Ciebie nie tyle urażony, co zwyczajnie wściekły.
‐ Zapomniałeś, że to ja wybierałem się do miasta i to ja wziąłem Ciebie do Kasuss, a potem do karczmy? Gówno masz do gadania, a jak jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, to najpierw złamię ten Twój śmieszny łuk, a potem kręgosłup. ‐ warknął, najwidoczniej wciąż nabuzowany po niedawnej walce, jeśli tak można ją nazwać, bowiem była dość krótka i jednostronna.
Kazute:
“Złoty Ślimak” nie należał do lokali ani wybitnych, ani podrzędnych, plasował się raczej po środku takiego zestawienia. Oznaczało to, że miałaś przed sobą typową karczmę, choć klientela na pewno typowa nie była: Zamiast mieszczan, kupców, chłopów czy miejskich strażników prym wiedli tu najemnicy, skrytobójcy, przemytnicy, handlarze nielegalnymi towarami i niewolnikami oraz przedstawiciele tym podobnych, tak charakterystycznych dla samego Kasuss, zawodów i profesji. -
-
Kazute
Może kiedyś, gdy jej się zachce, przyjmie zlecenie od któregoś z tych panów. Jeśli chodziłoby o zlikwidowanie jakiejś persony, mogłaby użyć magii śmierci. Wszak miecze, obuchy, kusze i młoty nie były stworzone dla niej.
Sonya podeszła do baru i usiadła na stołku, opierając się łokciami o ladę a dłońmi podtrzymując podbródek. Zamrugała oczami, by następnie powiedzieć słodkim, kobiecym głosem.
‐ Barman, posiadacie w swym asortymencie jakieś drogie, wytrawne wino bądź dobry koniaczek? Cena nie ma znaczenia. -
Kuba1001
Killer:
I tak też skierowaliście się z powrotem do fortu.
//Zmiana tematu, właściwie to możesz zacząć.//
Kazute:
Zarówno Twoja ogólna aparycja jak i kuszący głos, połączone z przepastną sakiewką, podziałały na barmana bardziej niż stymulująco.
‐ Mamy wino, ale panience nie będę dawać szczyn, więc zostaje tylko kwiatowe, elfickie, podobno bardzo dobre. Z koniaków tylko orzechowy. Ta klientela nie lubi wytrawnych trunków. ‐ powiedział, rozkładając ręce i wskazując nimi na całą menażerię karczmy, zbyt zajętą własnymi sprawami lub przyglądaniem Ci się, aby zwrócić na to uwagę. -
-
-
-
-