Miasto Kasuss
-
Kuba1001
Kazute:
Kasuss słynęło z licznych karczm, ale nie dzieliły się one w zwykły sposób, czyli według stanu majątkowego klientów, ale na takie, które wpuszczają wszystkich lub wyłącznie członków własnej organizacji, tak jak Kartel, Lemenn czy Zatrute Ostrze.
Killer:
Przydarzyło się to, co miało się przydarzyć, a więc typowa karczemna bójka, w której po jednej stronie stał Twój brodaty znajomy wspomagany przez jednego z nieznanych Ci ziomków, zaś po drugiej ‐ przynajmniej kilkanaście Goblinów i kilka Hobgoblinów. Owszem, nierówne starcie, ale Krasnoludy nie miały czasu, żeby zieloni wezwali jakieś posiłki. -
ThePolishKillerPL
Poczuł się zirytowany. Tak to jest jak na chwilę spuścisz oko z Krasnoluda. Eh, później go za to opierdzieli.
Wparował między tą bójkę i uważając by samemu nie dostać od awanturników rozdzielił tą napieprzaninę.
‐Hola hola cholera jasna mać, spokój! To karczma a nie miejsce do napieprzania się! -
-
Kuba1001
Killer:
Mocno się przeliczyłeś, jeśli liczyłeś na to, że słowa wystarczą, aby załagodzić sytuację, zwłaszcza że karczma była równie dobrym miejscem do obijania czyichś pysków jak ulica, rynsztok, targowisko czy ciemny zaułek.
Obaj brodacze zwyczajnie Cię ominęły i ruszyli do ataku, wykorzystując twarde, często okryte metalowymi rękawicami, pięści oraz obute w ciężkie buciory stopy. Przeciwnicy dostawali solidny łomot, ale chociaż żyli. Mimo to, wciąż było ich pod dostatkiem, mimo wysiłków obu Krasnoludów.
Kazute:
Faktycznie, chyba nigdy nie miałaś takiej okazji, tak samo jak nie przypominałaś sobie, abyś kiedykolwiek naraziła się jednej z tych frakcji. -
-
-
Kuba1001
Killer:
Popatrzył na Ciebie nie tyle urażony, co zwyczajnie wściekły.
‐ Zapomniałeś, że to ja wybierałem się do miasta i to ja wziąłem Ciebie do Kasuss, a potem do karczmy? Gówno masz do gadania, a jak jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, to najpierw złamię ten Twój śmieszny łuk, a potem kręgosłup. ‐ warknął, najwidoczniej wciąż nabuzowany po niedawnej walce, jeśli tak można ją nazwać, bowiem była dość krótka i jednostronna.
Kazute:
“Złoty Ślimak” nie należał do lokali ani wybitnych, ani podrzędnych, plasował się raczej po środku takiego zestawienia. Oznaczało to, że miałaś przed sobą typową karczmę, choć klientela na pewno typowa nie była: Zamiast mieszczan, kupców, chłopów czy miejskich strażników prym wiedli tu najemnicy, skrytobójcy, przemytnicy, handlarze nielegalnymi towarami i niewolnikami oraz przedstawiciele tym podobnych, tak charakterystycznych dla samego Kasuss, zawodów i profesji. -
-
Kazute
Może kiedyś, gdy jej się zachce, przyjmie zlecenie od któregoś z tych panów. Jeśli chodziłoby o zlikwidowanie jakiejś persony, mogłaby użyć magii śmierci. Wszak miecze, obuchy, kusze i młoty nie były stworzone dla niej.
Sonya podeszła do baru i usiadła na stołku, opierając się łokciami o ladę a dłońmi podtrzymując podbródek. Zamrugała oczami, by następnie powiedzieć słodkim, kobiecym głosem.
‐ Barman, posiadacie w swym asortymencie jakieś drogie, wytrawne wino bądź dobry koniaczek? Cena nie ma znaczenia. -
Kuba1001
Killer:
I tak też skierowaliście się z powrotem do fortu.
//Zmiana tematu, właściwie to możesz zacząć.//
Kazute:
Zarówno Twoja ogólna aparycja jak i kuszący głos, połączone z przepastną sakiewką, podziałały na barmana bardziej niż stymulująco.
‐ Mamy wino, ale panience nie będę dawać szczyn, więc zostaje tylko kwiatowe, elfickie, podobno bardzo dobre. Z koniaków tylko orzechowy. Ta klientela nie lubi wytrawnych trunków. ‐ powiedział, rozkładając ręce i wskazując nimi na całą menażerię karczmy, zbyt zajętą własnymi sprawami lub przyglądaniem Ci się, aby zwrócić na to uwagę. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Aliquis:
Nie poruszałaś się, więc raczej byliście w miejscu, a nie jechaliście wozem bądź konno, a niedaleko słyszałaś trzaskanie drwa w ognisku, więc prawie na pewno był to obóz bandytów, którzy Cię napadli.
‐ Jestem ciekaw, po kiego ją zabraliśmy. ‐ powiedział jeden z bandytów. ‐ Drowki to ciężki towar, nikt nie chce kupić niewolnicy, która odetnie Ci to i owo przy pierwszej lepszej okazji, wbije sztylet w serce albo po prostu ucieknie.
‐ A ktoś coś mówił o sprzedawaniu? ‐ zapytał inny, a przynajmniej trzy kolejne głosy dołączyły się do śmiechu, jaki wywołało jego pytanie.
Kazute:
Człowiek, już w średnim wieku, o bujnym wąsisku i bokobrodach, ale z pewnością nie był zapuszczony, brakowało mu typowego dla karczmarzy brzuszka, a zamiast tego prezentował dość dobrze zbudowaną sylwetkę, więc raczej nie pracował całe życie za ladą.
Słysząc Twoje pytanie, przekrzywił głowę i zastanowił się, jak odpowiedzieć, w końcu nie byłaś klientką, którą mógł obrazić, a przynajmniej nie chciał tego zrobić.
‐ No… Miód, owoce… Pani sama rozumie, klienci nie są z reguły aż tacy wykwintni, czy jak to się mów. -
Kazute
Była z siebie dumna. Samą swoją postawą, tonem głosu, ubiorem i odpowiednimi gestami wzbudzać swego rodzaju szacunek u rozmówcy to sztuka. Sztuka, którą szlifowała przez wiele lat swojego długiego życia.
‐ Rozumiem ‐ odpowiedziała zdawkowo. ‐Najlepsze karczmy w mieście należą do członków Kartelu, a ja, stety lub nie, z tą organizacją nie mam nic wspólnego i nie zamierzam mieć. W takim razie poproszę misę owoców. A wy dwaj też coś chcecie? ‐ zapytała dwóch swoich kompanów. -
aliquis
Alice nieśmiało podniosła się i przyjrzała pośpiesznie zebranym, oraz otoczeniu starając się nie wydawać zbyt wielu dźwięków, aby nie zwracać ich uwagi.
Z przyzwyczajenia oszacowała liczebność i wartość bojową napastnika. Nie chciała uciekać się do walki, ale nie podobał jej się pomysł oddania swoich rzeczy i bycia sprzedaną na targu niewolników. -
Kuba1001
Kazute:
Wzruszyli ramionami i dopiero po dłuższej chwili każdy zamówił piwo, Ork dodatkowo miał zamiar uraczyć się mięsem.
‐ Za wszystko będzie sześćdziesiąt złota. ‐ policzył dość szybko karczmarz, zwracając się w równym stopniu tylko do Ciebie, co do każdego z osobna.
Aliquis:
Bandyci byli zbyt zajęci rozmową między sobą, więc ten manewr uszedł Ci na sucho. Tak jak wcześniej się domyślałaś, byliście w obozie, niedaleko stało kilka rozstawionych namiotów, w których mogą być Twoje rzeczy, skoro nie widać ich nigdzie, oraz palące się ognisko. Wokół niego siedzieli bandyci, było ich ośmiu, w przeważającej części byli to ludzie, znaleźli się wśród nich tylko dwaj przedstawiciele innych ras ‐ Ork i Goblin. Dodatkowo słyszałaś jakieś kroki wokół obozu, na które bandyci nie zwracali uwagi, mimo że je słyszeli, więc to najpewniej kolejni ich kompani, minimum dwóch, pełniący wartę.
Ludzie raczej nie przedstawiali szczególnej wartości bojowej, mieli na sobie kiepskiej jakości skórzane zbroje, każdy dysponował ząbkowanym nożem, uzbrojeniem głównym się różnili: Trzech miało tarcze, a do kompletu drewnianą pałkę obitą metalem i metalowymi kolcami, przyzwoity mieczyk jednoręczny i włócznię. Pozostali trzej nie mieli tarcz, za to dwaj dysponowali sztyletami, łukami i kołczanami pełnymi strzał, a inny dysponował sporych rozmiarów toporem dwuręcznym o podwójnym ostrzu, którym pewnie przeciąłby Cię na pół bez większego wysiłku. Goblin posiadał tuzin noży, z czego dwa większe, ząbkowane, zapewne do walki, reszta do rzucania, oraz dwa jednoręczne miecze o zakrzywionych klingach, Ork zadowalał się w zupełności dwuręcznym młotem bojowym. Obaj zieloni byli lepiej chronieni, niż bandyci, Goblin miał na sobie kolczugę, a Ork elementy zbroi płytowej chroniące najbardziej newralgiczne punkty na ciele.
‐ My tu gadu gadu, a czas leci, panowie. ‐ powiedział mężczyzna z toporem, najpewniej szef bandy. ‐ Dorkr, zwiąż tamtą dokładniej, a Wy się zbierajcie, zaraz wyruszamy do miasta. ‐ dodał, a pozostali posłusznie wstali i zaczęli zwijać obozowisko, zaś mężczyzna z pałką i tarczą ruszył w Twoją stronę, odkładając oręż na bok po to, żeby sięgnąć po dług zwój liny i wyciągnąć nóż. -
Kazute
Zapłaciła za wszystko.
‐ Dziękujemy za miłą obsługę. Wszak nie każdy potrafi okazywać szacunek damie, przekonałam się o tym, gdy podczas jednej z moich podróży bandyci mnie dorwali. Rozumiem to, że chcieli mojego złota i jedwabnych szat, ale naprawdę, odrobina kultury wszystko zmienia! Mogłabym im sypnąć parę monet, gdyby poprosili ‐ opowiedziała. Skinęła głową na Khargula, by ten poszukał dla nich wolnego stolika. Pominęła w tej historii fakt, że za ten brak szacunku do niej wszyscy bandyci pomarli w męczarniach.