Miasto Kasuss
-
Kuba1001
Taczka:
//Tak, miałem na myśli ucieczkę, ale nie w taki sposób, więc może spróbuj czegoś innego?//
Kazute:
Poza tym, że potwierdził, nie miał wiele do powiedzenia, w przeciwieństwie do Hobgoblina, który uśmiechnął się szeroko, ukazując komplet białych kłów, i klasnął w dłonie.
‐ Nie trzeba mi więcej. Zatrudnię Was choćby zaraz. A zapłacę nawet po dwieście sztuk złota na łeb, ale po wykonaniu misji pewnie przypadnie Wam więcej, nie jesteście jedynymi najemnikami, którzy wezmą w niej udział, a wiadomo, że nie zawsze każdemu udaje się przeżyć, więc nagroda martwych zostanie podzielona pomiędzy żywych. -
-
-
Kuba1001
Kazute:
‐ Służę jednemu z lokalnych watażków świata przestępczego. Ma on pewien zatarg z innym, podobnym sobie, który trwa już kilka miesięcy. Obie strony są zmęczone tą wojną, więc mój pan zaproponował rozejm. Ale nie ma zamiaru do niego doprowadzić. W czasie, gdy na negocjacje uda się przedstawiciel tego watażki wraz ze świtą, Wy wkroczycie do jego pałacu, opuszczonego i słabo bronionego, żeby zabić jego i każdego kto stanie Wam na drodze.
Taczka:
Był to dopiero Twój drugi dzień w tym pałacu, nie znalazłaś go na tyle dobrze, aby kojarzyć jakiekolwiek pomieszczenia poza główną bramą, korytarzem prowadzącym do sali tronowej, samą salą, kolejnym korytarzem, którym dostałaś się do sypialni Goblina i ową prywatną komnatą. Pozostaje więc szukać, poprosić kogoś o pomoc w ucieczce lub wymyślić coś innego. -
-
-
Kazute:
- No pewnie, że wchodzimy, w końcu się coś ciekawego zadzieje! - odparł Ork, uderzając pięścią w stół na tyle mocno, aby wszystkie znajdujące się tam kufle podskoczyły o dobrych kilka centymetrów.
- Wspaniale. Proponuję, żebyśmy spotkali się tu jutro, przed południem, wtedy zabiorę Was do reszty najemników i ruszycie na akcję. - powiedział Hobgoblin. - Jakieś pytania?
Taczka:
Był tutaj bardem i błaznem, więc nie mógł podejść od razu, musiał najpierw skończyć grać jakiś utwór i ukłonić się kilka razy przy wtórze oklasków, dopiero wtedy odszedł od swojej publiki i podszedł do Ciebie, ciekaw co masz mu tym razem do powiedzenia. -
- Tylko jedno. Ilu mniej więcej nas będzie?
-
- Sam tego nie wiem, bo wciąż ja i inni werbujemy chętnych. Tego dowiecie się pewnie dopiero na miejscu, tak jak i ja.
-
- Dobra. Umowa stoi - wyciągnął dłoń, by Hobgoblin mógł ją uścisnąć w ramach uroczystego zawarcia paktu.
-
Uścisnął, tak samo jak Orkowi, choć ten zrobił to ździebko lżej, nie chciał pewnie, żeby Hobgoblin potrącił mu z wypłaty koszta leczenia złamanych palców dłoni. Gdy już wszystko zostało ustalone, kurdupel odszedł od Waszego stolika i udał się na zewnątrz, nie mając tu nic więcej do roboty, a pewnie chciał zajrzeć jeszcze do kilku innych karczm, aby tam znaleźć kolejnych najemników.
-
Potarł swoje dłonie, uśmiechając się sam do siebie.
- Już nie mogę się doczekać, gdy chwycę za toporek - stwierdził, po czym ruszył dupsko i poszedł w stronę lady, za którą zwykł stać karczmarz. - Idę oblać znalezienie roboty. Każda okazja do picia jest dobra - rzucił jeszcze na odchodnym do Khargula. -
Faktycznie, każda okazja jest dobra, więc pozostaje tylko zamówić trunek, który sponiewiera Was na tyle, żeby było to udane chlanie, ale nie za mocno, pijanych najemników im tam raczej nie potrzeba, a potem pozwolić, aby działa się Magia.
-
Nie zamierzał pić do upadłego. Może innym razem. Z drugiej jednak strony z chęcią by uczestniczył w typowym karczemnym mordobiciu, aczkolwiek skoro ma jutro robotę, to nie jest dobry pomysł. Jak już karczmarz zwrócił na niego uwagę, zapytał:
- Macie coś dobrego, ale nie na tyle mocnego żeby się nawalić w cztery dupy? -
-Chcą mnie gdzieś zabrać, dlatego musimy stąd jak najszybciej uciekać. - Szepnęła mu na ucho.
-
Kazute:
- Kosa Śmierci? - odparł barman po chwili namysłu. - Tak klasycznie. Albo Trollowy Grzmot?
Taczka:
- A teraz jeszcze raz, spokojnie i dokładnie: Kto chce Cię zabrać, gdzie, kiedy i dlaczego? -
-Ci w kapturach. Mówili coś o treningu i chcą mnie stąd zabrać wieczorem… Nie wiem dokąd.
-
- Niech będzie jedna Kosa Śmierci. I śliwowica.
-
Taczka:
- Nic z tego nie rozumiem, ale może faktycznie to dobry moment, żeby spróbować ucieczki… Spróbuję coś wymyślić. Spotkamy się tu za kilka godzin, w okolicach popołudnia, wtedy powinno być wszystko gotowe.
Kazute:
Skinął głową i postawił przed Tobą kieliszek trunku wypełnionego mętnym, jakby szarawym, płynem. Odmian tego orczego bimbru było wiele, ciężko było właściwie trafić dwie identyczne butelki, zwłaszcza, że Orkowie zwykle pędzili Kosę zimą, gdy z przyczyn oczywistych grabieżcze wypady do sąsiada czy wzajemne obijanie sobie mord nie miały większych szans powodzenia. Do tego dołączył zakorkowaną butelkę śliwowicy.
- Za wszystko będzie piętnaście złota. -
Zapłacił i zabrał wysokoprocentowe produkty ze sobą z powrotem do stolika. Z lekkim hukiem postawił przed Orkiem butelkę śliwowicy, po czym usadził swoje dupsko z powrotem na krześle.
- Ty już wypiłeś Grzmot, więc masz coś lżejszego. Jak będziesz jutro najebany to gówno zarobisz - na zakończenie wywodu łyknął jednym haustem Kosę.