Miasto Kasuss
-
- Niech będzie jedna Kosa Śmierci. I śliwowica.
-
Taczka:
- Nic z tego nie rozumiem, ale może faktycznie to dobry moment, żeby spróbować ucieczki… Spróbuję coś wymyślić. Spotkamy się tu za kilka godzin, w okolicach popołudnia, wtedy powinno być wszystko gotowe.
Kazute:
Skinął głową i postawił przed Tobą kieliszek trunku wypełnionego mętnym, jakby szarawym, płynem. Odmian tego orczego bimbru było wiele, ciężko było właściwie trafić dwie identyczne butelki, zwłaszcza, że Orkowie zwykle pędzili Kosę zimą, gdy z przyczyn oczywistych grabieżcze wypady do sąsiada czy wzajemne obijanie sobie mord nie miały większych szans powodzenia. Do tego dołączył zakorkowaną butelkę śliwowicy.
- Za wszystko będzie piętnaście złota. -
Zapłacił i zabrał wysokoprocentowe produkty ze sobą z powrotem do stolika. Z lekkim hukiem postawił przed Orkiem butelkę śliwowicy, po czym usadził swoje dupsko z powrotem na krześle.
- Ty już wypiłeś Grzmot, więc masz coś lżejszego. Jak będziesz jutro najebany to gówno zarobisz - na zakończenie wywodu łyknął jednym haustem Kosę. -
Wzruszył ramionami, bo chyba taka argumentacja go przekonała, ale mogłeś nieco urazić jego orczą dumę, w końcu rasa ta od początków świata wiodła z Krasnoludami rywalizację o to, kto ma silniejszą głowę. Mimo to zielony odkorkował butelkę i zaczął ją opróżniać, Ty zaś poczułeś ognie samej Pustki w ustach, gardle, przełyku i żołądku, w miarę, jak gorzkawy płyn rozchodził się po całym organizmie w fali ciepłych dreszczy.
-
Pokręcił lekko głową, żeby się otrząsnąć i chuchnął.
- Po robótce musim sobie urządzić porządną popijawę. Dawno żeśmy nie sprawdzali, kto ma wciąż mocniejszą główkę. -
- Po kiego sprawdzać, jak wszyscy wiedzą, że Ty byś w połowie odpadł, kurduplu.
-
- Kurduplem to ty możesz nazwać swojego kutasa, zielona kupo mięcha. Jak żem powiedział, po robótce idziemy się napierdolić, będziesz spał pod stołem gdy ja będę popijał resztki gorzałki.
-
Ork dopił śliwowicę i pierdolnął butelką o stół, widocznie wciąż nie będąc na tyle urżniętym, żeby rozwalić ją na Twojej głowie, i odszedł z karczmy, mrucząc coś wściekle pod nosem i roztrącając na boki przechodniów.
-
-Dobrze. - Kiwnęła głową. - Będę czekać.
-
Cóż, tym razem to on nie zaczął. Gdyby Khargul go tak nie nazwał, to by nie odpowiedział ciętą ripostą. Emit miał wysokie jak Trujący Szczyt ego, był z tego nawet dumny, gdyż było ono tak wysokie, że praktycznie miał w dupie wszystkie obelgi kierowane w jego kierunku. Ale może jednak należy się z tym pohamować, by tak szybko nie musieć uciekać z miasta? Nie może, on musi to zrobić. I czy w jego zaawansowanej znajomości Magii Umysłu miał dostęp do świadomości powiązanych z nim osób, w tym przypadku Orka na większe odległości?
-
Taczka:
On zaś odszedł w sobie tylko znanym kierunku, aby jakoś zadbać o Waszą wspólną ucieczkę, skoro zostawiłaś to na jego głowie.
Kazute:
Oczywiście, że tak, ale choć umysł Orka był bardzo prosty i było go łatwo kontrolować, to z każdą chwilą oddalał się od Ciebie, a zapora gniewu i wściekłości skutecznie blokowała jakiekolwiek próby wpłynięcia na jego jaźń. Ale jest z nim jak z kotem: Zgłodnieje, da komuś przypadkowemu w pysk albo go zabije, i wróci. -
I lepiej, żeby wrócił. Szukanie nowych żywych laleczek do zabawy bywa trudne, a jeszcze się nie znudził Orkiem, by go porzucić. Bądź zabić. Mniejsza. Korian wciąż siedzi samotnie w karczmie?
-
Nie, gdzieś w trakcie rozmowy z Hobgoblinem ulotnił się i udał w nieznane. A przynajmniej nieznane Tobie.
-
On też mógłby się ulotnić, w końcu nie ma co siedzieć w karczmie samemu. Wyszedł kierując swe kroki do swojego lokum.
-
Nikt nie miał ochoty zaczepiać Krasnoluda, zwłaszcza lekko wstawionego, więc bez żadnych przeszkód doczłapałeś się do siebie.
-
Jaka jest pora dnia? Wypadałoby się przespać i wytrzeźwieć przed robótką, ale jeśli nie było mocno późno to może naostrzyć/wyczyścić toporek czy coś.
-
Zbliżał się już wieczór lub późne popołudnie, więc widać, że trochę zabalowaliście w tej karczmie. A przy alkoholu zawsze traci się poczucie czasu.
-
Postanowił więc naostrzyć topór nim pójdzie spać. Zaczął to robić, podśpiewując sobie cicho sprośne pioseneczki.
- “…Trzecia panna nie ma zasad, zawsze łasa na kutasa!” -
Czekała więc.
-
Kazute:
Odpowiednia muzyka, prawdziwy miód na Twoje krasnoludzkie uszy. Przy takim pozytywnym akcencie skończyłeś ostrzenie broni, w sam raz, aby ściąć jutro kilka łbów.
Taczka:
//Masz jakikolwiek plan na to, co by jeszcze zrobić? Bo jak nie, to daj znać, a ja przewinę akcję o te kilka godzin.//