Miasto Kasuss
- 
- Po kiego sprawdzać, jak wszyscy wiedzą, że Ty byś w połowie odpadł, kurduplu. 
- 
- Kurduplem to ty możesz nazwać swojego kutasa, zielona kupo mięcha. Jak żem powiedział, po robótce idziemy się napierdolić, będziesz spał pod stołem gdy ja będę popijał resztki gorzałki. 
- 
Ork dopił śliwowicę i pierdolnął butelką o stół, widocznie wciąż nie będąc na tyle urżniętym, żeby rozwalić ją na Twojej głowie, i odszedł z karczmy, mrucząc coś wściekle pod nosem i roztrącając na boki przechodniów. 
- 
-Dobrze. - Kiwnęła głową. - Będę czekać. 
- 
Cóż, tym razem to on nie zaczął. Gdyby Khargul go tak nie nazwał, to by nie odpowiedział ciętą ripostą. Emit miał wysokie jak Trujący Szczyt ego, był z tego nawet dumny, gdyż było ono tak wysokie, że praktycznie miał w dupie wszystkie obelgi kierowane w jego kierunku. Ale może jednak należy się z tym pohamować, by tak szybko nie musieć uciekać z miasta? Nie może, on musi to zrobić. I czy w jego zaawansowanej znajomości Magii Umysłu miał dostęp do świadomości powiązanych z nim osób, w tym przypadku Orka na większe odległości? 
- 
Taczka: 
 On zaś odszedł w sobie tylko znanym kierunku, aby jakoś zadbać o Waszą wspólną ucieczkę, skoro zostawiłaś to na jego głowie.
 Kazute:
 Oczywiście, że tak, ale choć umysł Orka był bardzo prosty i było go łatwo kontrolować, to z każdą chwilą oddalał się od Ciebie, a zapora gniewu i wściekłości skutecznie blokowała jakiekolwiek próby wpłynięcia na jego jaźń. Ale jest z nim jak z kotem: Zgłodnieje, da komuś przypadkowemu w pysk albo go zabije, i wróci.
- 
I lepiej, żeby wrócił. Szukanie nowych żywych laleczek do zabawy bywa trudne, a jeszcze się nie znudził Orkiem, by go porzucić. Bądź zabić. Mniejsza. Korian wciąż siedzi samotnie w karczmie? 
- 
Nie, gdzieś w trakcie rozmowy z Hobgoblinem ulotnił się i udał w nieznane. A przynajmniej nieznane Tobie. 
- 
On też mógłby się ulotnić, w końcu nie ma co siedzieć w karczmie samemu. Wyszedł kierując swe kroki do swojego lokum. 
- 
Nikt nie miał ochoty zaczepiać Krasnoluda, zwłaszcza lekko wstawionego, więc bez żadnych przeszkód doczłapałeś się do siebie. 
- 
Jaka jest pora dnia? Wypadałoby się przespać i wytrzeźwieć przed robótką, ale jeśli nie było mocno późno to może naostrzyć/wyczyścić toporek czy coś. 
- 
Zbliżał się już wieczór lub późne popołudnie, więc widać, że trochę zabalowaliście w tej karczmie. A przy alkoholu zawsze traci się poczucie czasu. 
- 
Postanowił więc naostrzyć topór nim pójdzie spać. Zaczął to robić, podśpiewując sobie cicho sprośne pioseneczki. 
 - “…Trzecia panna nie ma zasad, zawsze łasa na kutasa!”
- 
Czekała więc. 
- 
Kazute: 
 Odpowiednia muzyka, prawdziwy miód na Twoje krasnoludzkie uszy. Przy takim pozytywnym akcencie skończyłeś ostrzenie broni, w sam raz, aby ściąć jutro kilka łbów.
 Taczka:
 //Masz jakikolwiek plan na to, co by jeszcze zrobić? Bo jak nie, to daj znać, a ja przewinę akcję o te kilka godzin.//
- 
Oparł oręż o ścianę w swoim pokoju. Nadeszła pora na spanko, ale był już zbyt ostrożny aby położyć się spać w tym krasnoludzkim ciele. Był w pokoju odpowiedni kąt do spania dla małego ptaszka, niezbyt widoczny? 
- 
//Przewiń.// 
- 
Kazute: 
 Oczywiście, że tak, nawet kilka.
 Taczka:
 //Wedle życzenia.//
 Godziny mijały Ci na wtapianiu się w tło, aby uniknąć wzroku gości i innych bywalców siedziby Goblina lub jego samego, oraz zamartwianiu się o własny los, gdyby ucieczka się nie powiodła lub coś w tym guście. Ale teraz lepiej skupić się wyłącznie na niej, ponieważ podszedł do Ciebie chłopak i jego dziwny pies.
 - Gotowa?
- 
Upewnił się, że nikt z zewnątrz nie ma możliwości podglądania i zmienił się we wróbelka, jeśli nie było przeszkód. Potem zaszył się w ciemnym kąciku, wygodnie jak dla ptaka ułożył, po czym zaczął spać. 
- 
-T-tak. - Spojrzała się w oczy chłopaka. - Mam nadzieje, że wiesz, co robić… 
 


