Rozejrzał się za otwartym oknem, a nawet jeśli takiego nie znalazł to po prostu poszukał takiego w którym byłoby zgaszone światło i wpie**olił się przez nie na siłę ‐ cały czas niewidzialny.
No i wpie**oliłeś się, nie było innej rady. Narobiłeś hałasu i stwierdziłeś, że jesteś w okazałej jadalni, której sporą część zajmuje długi, dębowy stół z krzesłami po bokach i na obu końcach.
I zauważyłeś sędziwego lokaja ze świecznikiem w dłoni. Ogółem teraz paliło się siedem świec, a on zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
‐ Wandale. ‐ mruknął, gdy zaważył zbitą szybę. Później jednak tylko wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia.
On natomiast podążył za nim aby, Blis uważał ludzi za raczej stadne istoty ‐ tak też spodziewał się iż ów starzec wskaże mu większą ilość potencjalnych ofiar.
Potwór postanowił to wykorzystać, i po prostu poderżnął mu gardło. Gdy ciało przestało się już ruszać pożarł je i ruszył dalej, wciąż niewidoczny rozglądając się za jakimś światłem.
Tak też skierował się tam powoli stawiając każdy krok ‐ aby hałas nie zdradzał jego obecności i gdy znalazł się przy pierwszych drzwiach…powoli je otworzył wchodząc do środka ‐ wciąż widzialny aby nie marnować niepotrzebnie energii.
Upewnił się magią co do obecności życia, powoli zbliżył się do łóżka i…walkę zaczęła w nim ludzka część jego duszy…nie mógł wysilić się na pozabijanie młodych, wycofał się więc z pokoju i…ruszył do kolejnego.
Cofnął się powoli w ciemność, nie mógł przecież teraz wyjść ‐ zderzyli by się. Z całego tego pośpiechu zapomniał o stąpaniu powoli i nacisnął na jedną nieszczęsną deskę swoim całym ciężarem wywołując niewielki, ale zapewne łatwo słyszalny hałas.
Owszem, ledwo słyszalny, lecz osoba się tym nie przejęła. Do pokoju weszła rudowłosa nastolatka, ze świecznikiem w jednej dłoni, a szklanką wody w drugiej.
Wychodząc zza zakrętu korytarza od razu zauważyłeś pokojówkę. Pech chciał, że i ona zauważyła Ciebie. Krzyknęła i rzuciła się do ucieczki, oczywiście w przeciwnym kierunku. I ciągle wrzeszczała.