Archipelag Sztormu
-
Brook “Wilcze serce” Currington
- Spróbujcie ukryć ciała - odpowiedział. - Niech się chwilę zastanawiają. Jak zaczną nas sprawdzać, to zaatakujemy, a ewentualnie się wycofają. I jeżeli ktoś, ktokolwiek, ukrywał swoje zdolności magiczne, to ten moment, w którym warto dać o tym znać. - Sam był tylko Magiem Leczenia. Niezbyt się to przyda poza tym, że pomoże swoim bezpośrednio. -
Nie było zbytnio gdzie ukryć ciał, więc po prostu wciągnęli je głębiej i skrępowali nieprzytomnych strażników, ale wystarczy jeden twój rozkaz, aby zabili ich przy pomocy zdobycznej broni lub gołymi rękoma. Tak czy siak, dość szybko przybyli kolejni dwa tubylcy, których również udało się złapać i obić, pozbawiając przytomności. Idzie nieźle, ale raczej nie uda się wam w ten sposób zwabić tu całej wioski albo chociaż wojowników. Ci dwaj niestety mieli przy sobie tylko noże, ale lepsze to, niż nic.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Dał znak, żeby nie zabijali nieprzytomnych.
-- Możemy spróbować ich wykorzystać jako żywe tarcze. NIezbyt to dobre wyjście w kwestii moralnej, ale chyba zostanie nam to wybaczone. Mamy powody, by to zrobić, zgadzacie się? -
Po tym wszystkim twoi ludzie pewnie marzyli tylko o tym, żeby się stąd wyrwać i wrócić z bronią i posiłkami, a później zetrzeć tę wiochę z powstających właśnie map archipelagu, a mieszkańców wybić lub zniewolić, więc jak najbardziej przystali na ten pomysł.
- Więc bierzemy ich, wychodzimy, zasłaniamy się nimi i… co dalej? Jaki plan? - zapytał jeden z twoich ludzi. - Jak się stąd wyrwiemy? -
Brook “Wilcze serce” Currington
-- Musi być jakaś droga z tej wioski, więc warto byłoby ją znaleźć. Ewentualnie, należy przedyskutować inne opcje… – westchnął. – Jaka jest tutaj kultura pojedynków? Jeżeli zaryzykuję, to jest szansa na to, że wywalczymy naszą wolność? -
- Możliwe, ale wciąż wątpliwe. - przyznał tłumacz. - Jakaś Magia, technologia, sztuczka… Cokolwiek, co wywarłoby jakiś wpływ na tych dzikusów, pokazałoby im, że jesteśmy od nich potężniejsi, to już prędzej zdałoby egzamin.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
-- Znam Magię Leczenia, a nikt nie pochwalił się, że umie coś więcej. Chociaż… mam ten miecz, artefakt. Zabrali mi go, ale jeżeli uda mi się ich przekonać, że mamy oddziały żołnierzy wyposażonych w magiczne przedmioty… jak myślisz, zdałoby to egzamin? -
- Bez dwóch zdań. Rozpłatanie nim kilku dzikusów i pokazanie, do czego zdolna jest ta broń, też się przyda, dla lepszego efektu.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
-- Pytanie tylko, gdzie jest zbrojownia – kontynuował głośne myślenie. – Ktoś zauważył coś, co by się na nią nadawało podczas naszej ostatniej wizyty u nich? -
- Każdy, kto umie posługiwać się bronią, pewnie nosi ją przy sobie i trzyma w swojej chacie. - mruknął tłumacz. - Ale nasza broń nie jest zwykła, to łup, do tego o wielkiej wartości. Gdybym miał zgadywać, gdzie zanieśli nasz oręż, a zwłaszcza miecz, to postawiłbym całe złoto na chatę wodza, w końcu on tu rządzi i pewnie chciał mieć wszystko pod ręką, żeby używać tego samemu lub dać to swoim najbardziej zaufanym ludziom.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
-- Wszyscy nie przebijemy się do niej, będą zbyt mocno ją osłaniać… – zastanowił się. Dlaczego, jak na złość, musieli złapać cały oddział? – Czy jeżeli uda nam się odwrócić uwagę, reszta zdoła się wydostać z wioski i wrócić do obozu? -
Twoi załoganci pokiwali niemrawo głowami na tak. Nie żeby plan był zły, po prostu średnio uśmiechało się im, że to oni zostaną i będą walczyć z kanibalami, aby reszta mogła się jakoś wydostać z tej matni.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
-- Jeżeli ktoś chce zająć wasze miejsce, ma okazję do tego, by to zrobić. Pamiętajcie jednak, że każdy ślubował wierność Cesarstwu i braterstwo na polu walki. Zgodziliśmy się walczyć za bezpieczeństwo towarzyszy, a dzisiaj musimy to potwierdzić. -
W takich sytuacjach rzucano kośćmi lub ciągnięto patyczki, aby wytypować oddział straceńców. Teraz nie mieliście nawet tego, ale jeden z marynarzy miał przy sobie zaszytą w kieszeni kurtki złotą monetę, na czarną godzinę. Każdy rzucił nią po kolei i tak oto dziesięciu przypadło zostać i walczyć, a reszcie uciekać i udać się po broń.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Pokiwał głową, po czym upewnił się jeszcze, że wszyscy byli gotowi, łącznie z dziesiątką szczęśliwców, którzy z nim zostaną. -
Nie mieli zbytnio jak się przygotować, nie mając ekwipunku ani nie wiedząc, na co dokładnie mają się przyszykować, więc bardziej gotowi już nie będą, czekają tylko na rozkaz.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Dysponowali dwoma nożami, niewielkim nożykiem, włócznią z obsydianowym grotem i maczugę, jak i też pięciu tubylców w roli żywych tarcz. Sprawiało to, że każdy z dziesiątki miał jakieś zadanie. Albo osłaniać innych tubylcami, albo też walczyć. Dlatego też zarządził zwartą formację, później wraz z jednym żołnierzem jako pierwsi opuścili ostrożnie budynek, rozglądając się za zagrożeniem. -
Nie wynieśli was nigdzie poza wioskę, choć znajdowaliście się na jej obrzeżach, w pobliżu było tylko kilka chat, a wódz najpewniej mieszka w centrum tej osady, a gdzie on, tam najpewniej wasz sprzęt. Na zewnątrz było jednak cicho i przede wszystkim pusto, nie zauważyliście nigdzie nawet pół tubylca.
-
Brook “Wilcze Serce” Currington
Mogła to być jednak ciągle pułapka, dlatego też, osłaniając nieuzbrojonych członków swojej drużyny, spróbował wycofać ich z obrzeża poza obóz, zachowując wszelką ostrożność. -
Jeśli to była pułapka, to czekali dość długo, aby ją wam ujawnić. Kręcąc się po okolicy nie zauważyliście nawet jednego tubylca, co było podejrzane. Ale nim dobrze zastanowiłeś się, co spowodowało ten stan rzeczy, usłyszałeś odgłos bębnów i śpiewów, które dochodziły najpewniej z centrum osady.