Archipelag Sztormu
-
wiewiur500kuba
Gdurb
Z tej odległości widział co ten marynarz robi? Jeśli nie, to zacząłby się do niego powoli zbliżać.Sh’arghaan
Co teraz chce zrobić jego kompania? Mu by najbardziej odpowiadało znalezienie jakiegoś miejsca na odpoczynek, aczkolwiek nie chciał odstawać od reszty wojowników, toteż czekał na ich dalsze ruchy. -
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
//No to czekamy.//
Ekspedycja:
Wiewiur:
Siedzieli w obozie i to właśnie tam odpoczywali, ale jeśli Ci nie pasowało, to zawsze mogłeś znaleźć sobie jakieś ustronne miejsce czy coś w ten deseń.
Kaute:
‐ Niedaleko stąd jest mała wysepka, ciężko byłoby nazwać ją lądem, to poszarpane skały wystające nad powierzchnię wody. Jednakże kryją się tam jaskinie, w a nich groźne potwory, które potrafią naprzykrzać się z powodzeniem lokalnym mieszkańcom. Zajęlibyście się tym?
Max:
Jeśli szukałeś miejsca, które spełniało wszystkie te warunki, to możesz skakać choćby teraz, stąd i przed siebie.
Vader:
Wszyscy kroczyliście więc przez to bagno, mniej lub bardziej podtopieni, sporo zależało od wzrostu. Wszyscy byli krańcowo czujni i zdenerwowani, w końcu każdy plusk, bąbelek powietrza czy dźwięk mógł zwiastować im śmierć w monstrualnych szczękach gada… -
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
//Miękkie faje.//
Taczka:
//Wiewiur miał do Ciebie podejść i w ogóle, także czekamy.//
Ekspedycja:
Kazute:
‐ Ciężko powiedzieć, nikt ich nigdy nie widział, jedynie ślady błoniastych stóp i płetwiastych ogonów. Oraz krew i resztki zwłok, jeśli kogoś pochwyciły.
Vader:
Dobry oręż, zdecydowanie na odpowiednie czasy. Niemniej, pośród bagiennego gąszczu dostrzegłeś coś, co mogłoby chyba uchodzić nawet za prymitywną osadę, ale trzeba byłoby się jej przyjrzeć bliżej.
Max:
Bezpiecznie wylądowałeś na pokładzie drugiego okrętu, Twoi kompani i piraci byli zbyt zajęci walką, aby zareagować, ale nie oznacza to bynajmniej, że okręt był pusty, gdyż z podpokładu wynurzyła się nagle zielona głowa Orkologa, który to chwilę później był już na pokładzie, dzierżąc olbrzymią maczugę w łapie.
‐ No hej, rybeńko. ‐ powiedział z paskudnym uśmiechem na żółtych zębach. -
Kazute
Więc porywa się na niewiadome. Możliwe, że wódz postanowi wysłać ją na pewną śmierć, gdyż propozycja sojuszu mu nie przypadła. Nie mniej zawsze istnieje ryzyko, a skoro zaczęła już grać w tą grę, to musi ją dokończyć. I zwyciężyć.
‐ Musiałabym jeszcze porozmawiać z przełożonymi w tej sprawie. -
-
-
Kuba1001
Wiewiur, Taczka:
//No to teraz rozmawiajcie sobie, bawcie się w jakąkolwiek interakcję czy coś.//
Ekspedycja:
Kazute:
‐ Kiedy przybędą ci Twoi “przełożeni”?
Vader:
Mniej więcej w połowie drogi jeden z nich zniknął z krzykiem pod wodą, a kawałek od miejsca, w którym wcześniej stał pojawiła się czerwona plama krwi…
Wiewiur:
Nie było tu nic takiego.
//Za wiele wymagasz, zwłaszcza, że to jest tak proste, jak tylko ma być, w założeniu jesteście tu kilka dni, oczyszczacie wyspę z potworów i tyle Was tu było.// -
-
-
-
Kuba1001
Max:
Trafiłeś trzykrotnie, a jego wielkie cielsko zwaliło się na deski pokładu. Najwidoczniej nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, nie zdążył podnieść nawet maczugi, która leżała teraz obok niego.
Kazute:
‐ Niedobrze. Zostaniesz tutaj przez te dwa dni czy wracasz do swoich?
Vader:
Nic tam nie było, a Twoi ludzie w panice zaczęli szukać schronienia na drzewach, kilku udało się nawet dotrzeć do małych wysepek lądu wśród bagien. Niestety, nie licząc tego zabitego wcześniej, łącznie sześciu innych nie miało tyle szczęścia.