Archipelag Sztormu
-
A także opracować plan działania, wykorzystując kilka chwil spokoju, jakie podarowano Ci ze względu na szczodrość wodza, który nie rzucił wszystkich swoich wojowników do ataku od razu za Tobą, aby nie dać Ci odetchnąć, tylko teraz najpewniej otoczył się nimi jak najszczelniej i omawia z Nawigatorem, jak przedstawił Ci się ten mężczyzna, plany dalszego działania.
-
To dowodzi, że Rączy Orzeł jest sprytniejszy niż się spodziewała po prymitywnych dzikusach z dżungli pełnej potworków. Zresztą, kapitana też pewnie by to zaskoczyło. Teraz musiała się zastanowić, co zrobić dalej: przeczekać do świtu, by wtedy spróbować zaatakować znowu wodza? Tak by chyba było dobrze. Chyba…
-
To dowodzi, że Rączy Orzeł jest sprytniejszy niż się spodziewała po prymitywnych dzikusach z dżungli pełnej potworków. Zresztą, kapitana też pewnie by to zaskoczyło. Teraz musiała się zastanowić, co zrobić dalej: przeczekać do świtu, by wtedy spróbować zaatakować znowu wodza? Tak by chyba było dobrze. Chyba…
-
Pech chciał, że byłaś w tej dżungli i na całej wyspie zupełnie sama, bez jakiegokolwiek sojusznika czy pomocy, więc musisz podjąć decyzję i mierzyć się z jej konsekwencjami wyłącznie we własnym zakresie.
-
Zaklnęła soczyście w myślach obrażając samą siebie. Mogła się nie bawić w podchody tylko od razu się zakraść i zabić. Już nigdy więcej nie ulegnie ciekawości względem tubylców. Wracając do obmyślania planu działania… Poczeka, aż energia magiczna jej się zregeneruje na tyle, żeby mogła dłużej się utrzymywać w postaci pyłu niż gdyby zaczęła teraz. Tak, postanowi się klasycznie zakraść, jak to robiła wiele razy, wyczekując okazji. Spodziewała się jednak, że wódz nie pozostanie bez ochrony, acz na pewno nie byłby zakryty wszystkimi wojami. Wojownicy nie mieli na sobie żadnej ochrony typu prowizoryczna kolczuga czy pancerz, prawda? Mogłaby ich jakoś zajść od tyłu i poderżnąć gardło, gdyby stali na warcie przed namiotem?
-
Jak najbardziej, w większości nie mieli pancerzy w ogóle, a jedynie duże i wytrzymałe tarcze, które jednak nie dawały ochrony przeciwko skrytobójczym atakom, jak choćby ten, który przyszedł Ci na myśl.
-
Już jako tako plan działania zaczął jej się powoli rysować. A jeśli zamieniłaby się w pył, to trzymając się przy samej ziemi w malutkich kawałeczkach nie wzbudzałaby mocnych podejrzeń? Mogliby ją pomylić za szczura lub jego tutejszego odpowiednika? Musi o swoich zdolnościach mocno pomyśleć.
-
Nie możesz poznać odpowiedzi na to pytanie, dopóki nie spróbujesz, nigdy nie wykorzystywałaś swojej mocy w ten sposób, a o tubylcach wiedziałaś za mało, aby przewidzieć jakoś ich reakcję.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Ograniczało to jego możliwości, ale spróbował ocucić w pełni siebie i najbliższego sobie żołnierza. Po czym spróbował się uwolnić z więzów. -
Pozostaje jej częściowa improwizacja z tym wszystkim. Jeśli zginie, to trudno. Taki żywot najemnika, od zawsze wiedziała, że nie zginie ze starości, a prawie na pewno w walce. Poza tym, zgładzenie jej niewiele pomoże widzowi, bo skoro kapitan chcę tę wyspę, to ją sobie weźmie, nawet gdyby miał wybić całe plemienie. Wciąż regenerowała swoje siły, starając się wtapiać się w ciemne tło nocy. Postoi tak długo, dopóki nic jej nie przerwie lub nie poczuje, że energia magiczna jest znowu pełna.
-
Vader:
Nie przywiązali szczególnej uwagi do kwestii związania Was, zapewne uważając, że narkotyk, zamroczenie i późniejsze zdziwienie lub nawet panika zrobią resztę. Dlatego oswobodziłeś się dość sprawnie, podobnie jak część z Twoich ludzi, która zaczęła rozwiązywać pozostałych, wciąż związanych lub nieprzytomnych.
Kazute:
Trwało to dość długo, nie wiedzieć czemu, bo niemalże do świtu, gdyż niebo było już szare, gdy poczułaś, że znów jesteś w pełni swych magicznych sił. -
Dziwne, że nic jej nie zaatakowało do tego czasu. Cóż, zaczęła poruszać ostrożnie dłońmi i nogami, by wyrwać się z odrętwienia spowodowanego staniem w bezruchu. Później posiliła się suharami, do których zdążyła przywyknąć, oczywiście popijając wodą, by się nie zakrztusić. Następnie ruszyła w kierunku, w którym pamiętała, że powinna być wioska ostrożnym krokiem.
-
Odnalazłaś ją bez trudu, ponieważ wokół budynków i pomiędzy nimi ustawiono liczne pochodnie, a dzięki ich światłu widziałaś równie wielu wojowników stojących na warcie bądź wypatrujących czujnie zagrożenia, czyli rzecz jasna Ciebie.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
- Byleby cicho, musimy zdobyć broń.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i poszukał wyjścia. Jednak nie ruszył w jego kierunku, gdyż wolał po pierwsze obmyślić jakiś plan. -
- Tubylasy raczej nie są tak głupie, jakbyśmy chcieli. - skomentował jeden z marynarzy i rzeczywiście, Waszej broni nie schowano w tej samej chacie, w której tubylcy Was uwięzili. Wyjście było, jak najbardziej, to jedna z chat, więc bez trudu możesz się z niej wydostać, chyba że drzwi są zamknięte z drugiej strony. A nawet jeśli nie, to pod nimi prawie na pewno czają się jacyś wartownicy.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
///Tylu nas było na początku tej przygody. Jeżeli ostatecznym skarbem będzie “przyjaźń” to wskoczę to wulkanu.///
- Nie ma broni, to wiadome. Ale oni ją mają i nie spodziewają się tego, że my się wydostaliśmy. Potrzebuję trzech najbardziej gotowych do działania. - stwierdził. - Jak wejdą, to będziemy udawali, że ciągle jesteśmy związani i niezbyt przytomni. Jak się zbliżą, to musimy ich zaskoczyć i obezwładnić. Zyskamy ich broń, która może i jest gorszej jakości, ale to lepsze, niż bójka na pięści. -
//Da się zrobić.//
Miałeś więcej, niż trzech, jeśli chodzi o gotowość psychiczną, ale w sumie tylko pięciu było rzeczywiście gotowych, aby walczyć, a nie tylko stać o własnych siłach. -
Brook “Wilcze serce” Currington
/// Zrobię fikołka w tył, specjalnie dla ciebie.///
- Żołnierze - zaczął po staremu wydawać rozkazy. - Przygotować się do rozpoczęcia pierwszej fazy ucieczki, czyli do zdobycia uzbrojenia. Na pozycje i czekać, aż ktoś tutaj wejdzie.
By nie być gołosłownym, sam się do tego przygotował, kryjąc ręce za plecami, by nikt nie wiedział, że jest rozwiązany. Usiadł też na nogach, by i tam ukryć brak wiązań. -
Trochę to trwało, ale w końcu przybyli Wasi oprawcy, dokładniej trzech tubylców. Drzwi zostawili otwarte, więc widziałeś, że żaden strażnik nie stał na zewnątrz, pewnie to oni nimi byli. Niemniej, gdy tylko zaczęli się Wam przyglądać, zapewne chcąc wybrać kogoś na danie główne, jeden z Twoich ludzi szybko zatrzasnął za nimi drzwi, a pozostali rzucili się na zdezorientowanych tubylców, obijając ich do utraty przytomności i jeszcze trochę. Tych macie z głowy, problemem są wszyscy inni, zwłaszcza, że jeden w ogóle nie miał broni, a pozostałym udało się zabrać prostą, nabijaną krzemieniami, maczugę, włócznię z obsydianowym grotem i niewielki nożyk.
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Ręką dał znać żołnierzowi, który zdobył nożyk, że o tę broń prosi. Włócznię i maczugę pozostawił innym.
- Jak się zorientują, że ci nie wyszli, to zapewne pierwszą ich naturalną reakcją będzie wysłanie kogoś, kto sprawdzi, co się z nimi stało - stwierdził. - Będzie już znacznie trudniej i zapewne po tym będziemy musieli ruszyć do ataku, ale możemy zyskać jeszcze trochę broni. Hm… niech ktoś sprawdzi, jak mocno zbudowana jest tylna ściana. Może uda się zrobić w niej dziurę, z której skorzystamy, by uciec.