Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
///Rzucam zdanie do tych, którzy pozostali przy życiu (olbrzym, wódz itd.). No i się pytam o atakujących ;‐;
‐ Łowcy ludzi. ‐ wyjaśnił zwięźle wielkolud, ale nie dodał nic więcej. Trzej pozostali odeszli, zapewne do chaty medyka.
‐I co, tak zostajemy?
‐ Trzeba iść odbić naszych. ‐ powiedział i ruszył do kręgu po swoją maczugę, bo topora raczej nie odzyska.
‐Ta. To jestem z tobą. On natomiast ruszył po swoje miecze u kuszę, którą załadował bełtem.
Wziąłeś je bez problemu. Olbrzym odszedł gdzieś i straciłeś go z oczu. Zapewne wszedł do jednej z chat.
Poczekał na zewnątrz.
Czekasz więc.
Tak, na dużego.
W końcu wrócił, a z nimi wódz podpierany przez jednego z wojowników i szamana.
‐Ja jestem gotów, by ruszyć.
‐ Możecie pójść tylko we dwójkę. ‐ powiedział wódz. ‐ Szaman i tych kilku wojowników musi zostać, by bronić wsi, jeśli wrócą.
‐Rozumiem.
‐ Tak więc idźcie. ‐ powiedział i machnął Wam ręką, a wielkolud ruszył przed siebie.
Ruszył, starając się dotrzymywać kroku wielkoludowi.
Było to nico problematyczne, bo widać, że się spieszył i jednym krokiem pokonywał metr, półtora, a może i więcej.
No to przynajmniej starał się nie stracić go z oczu.
To już idzie łatwiej, ale i tak jesteś w tyle, bo jakieś dwa, trzy kroki (jego kroki) za nim.
Nieistotne. Byleby go nie stracić z oczu.
Tak więc idziesz, dopóki on nie stanął jak wryty.