Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
W końcu wrócił, poraniony i zmęczony, z zakrwawioną bronią, ale zdecydowanie szczęśliwy.
‐Obie części zadania wykonane.
‐ U mnie podobnie. Czyli co? Zostajesz tu jako wódz? Nadawałbyś się.
‐Prawdopodobnie, choć nad planami zastanowię się później. Zapewne też ulepszę to w ten, czy inny sposób. Ty z kolei zabierasz swoich ludzi?
‐ Po to się tu wybrałem.
Odstąpił na bok. ‐Już ich uwolniłem.
‐ Więc pora mi wracać.
‐Mógłbym wrócić z tobą, gdybyś chciał.
‐ A co z nimi? ‐ spytał na Twych nowych poddanych, którzy chłonęli z uwagą każde słowo z Waszej wymiany zdań.
‐Wypełniają rozkazy.
‐ Czyli tak po prostu ich zostawisz czy co?
‐Zastanowię się.
‐ To zastanawiaj się szybko, ja tu długo nie zabawię.
‐Dobra, wracaj samemu. Ja muszę zmobilizować wojowników i przydzielić nowe obowiązki. No i kogoś tutaj ściągnąć.
Pokiwał głową i podszedł do Ciebie, wyciągając rękę. ‐ Walka u Twego boku była zaszczytem, Brutusie.
Uścisnął ją. ‐Jeszcze będziemy mieli okazję się spotkać.
‐ Mam nadzieję, że po tej samej stronie, chociaż… Chciałbym dokończyć tę walkę. ‐ powiedział i mrugnął, aby później szeroko się uśmiechnąć i odejść, zabierając ze sobą swoich współplemieńców.
A Ork czekał, aż znikną za palisadą.
I tak się stało.
A więc pora wydawać polecenia. ‐Kobiety, starcy i dzieci mogą wrócić do swoich domów. Mężczyżni potrafiący unieść broń ustawić się przede mną.