Wioska plemienia "Texcoco"
-
Borys Duum
Pełną oczą hordę. Dwóch, czy trzech mogłoby podejść bliżej, blokując bramę przed jej zamknięciem. Odwrócił się do hordy.
- Potrzebuję dwóch ochotników, którzy ze mną będą walczyli przy otwartej bramie, żeby jej nie zamknęli, zanim nie wejdzie reszta. -
Ochotników miałeś więcej, niż dwóch, w sumie aż czternastu, w tym oba Minotaury, więc sam musisz wybrać tych, którzy za Tobą pójdą, bo żaden raczej dobrowolnie się nie wycofa, atak na bramę to obietnica najlepszej rozpierduchy i bitewnej chwały w całej tej walce, jeśli można nazwać tak pacyfikację jakiejś tam wsi bronionej przez uzbrojonych chłopów i garść najemników.
-
-
- TAK KURWA!!! - odkrzyknęli Twoi podwładni.
- Chodźta chłopy! Nakurwiamy na wyłom! - krzyknął jeden z bardziej zapalczywych Orków i wyrwał się do przodu, ale herszt bandy złapał go za fraki i zdzielił w łeb.
- Khuul, jełopie, i gdzie tak zapierdalasz? Nie ma jeszcze wyłomu do nakurwiania!
- O kurwa, tak to ja żem jeszcze nie walczył.
Tyle w temacie pytań i wątpliwości. Najwyższa pora ruszać nim reszta nie wytrzyma i sama rzuci się do walki, psując cały misterny plan. -
Miałeś szczęście, że byli to zawodowi najemnicy, a nie pierwsi lepsi zielonoskórzy awanturnicy, bo cały plan szlag by trafił, gdy rzuciliby się do ataku, chcąc jak najszybciej spełnić swoją orczą powinność. Oni jednak trzymali swoje mordercze instynkty w ryzach, a przynajmniej do tej pory.
Pod bramą znajdowało się tylko dwóch strażników, prostych chłopów w zwykłym odzieniu, uzbrojonych w długie włócznie, drewniane tarcze powleczone skórą i noże. Na tarczach dostrzegłeś coś ciekawego, mianowicie wizerunek czarnej wrony na żółtym tle, być może herbu szlachcica, którego planujesz napaść? Poza nimi, którzy jak zwykle bredzili coś o Twoim imieniu, celu przybycia do wioski i tym podobnych pierdołach, byli też łucznicy na wieżyczkach obserwacyjnych, tych było łącznie sześć, rozstawionych wokół całej wioski, ale do Was mogło w razie potrzeby szyć tylko (lub aż) dwóch. Na palisadzie również znajdowali się strażnicy, w większości identycznie wyekwipowani, jak ci przy bramie, coraz bardziej zdenerwowani orczą obecnością. -
Jak na chłopskich synów z dziada pradziada, którym tylko dano broń i od czasu do czasu szkolono, jak mają jej używać, Twoje wypowiedź była bez sensu.
- Że czego? - zapytał jeden, licząc na prostsze przedstawienie sprawy. -
Borys Duum
- Nie podoba mi się, że tylu was jest w moim sąsiedztwie.
Mówiąc to pochwycił go i przyciągnął do siebie, a następnie popchnął go w stronę jednego Orka.
- Zasłoń się nim, by uniknąć strzał od łuczników! Przejmujemy kurwa tę budę!
Krzycząc to wyszarpnął swoją broń i rąbnął nią w kolejnego ze strażników. -
Efekt ciosu był raczej łatwy do przewidzenia, więc tym wrogiem nie masz się co martwić. Łucznicy na wieżach próbowali zareagować, ale jeden z Orków złapał za włócznię poległego człowieka i cisnął nią, zabijając wroga, którego truchło spadło na ziemię. Dzięki temu inny Ork, niemuszący obawiać się strzały pomiędzy łopatkami, zaczął wspinać się na drugą wieżę, gdzie to położył trupem kolejnego łucznika. Choć cała akcja zajęła Wam niespełna kilka sekund, była odpowiednim sygnałem dla Orków i towarzyszących im Minotaurów: Cała banda ruszyła naprzód, z okrzykami czy dzikim rykiem, a przerażeni strażnicy usiłowali powstrzymać ich strzałami wypuszczonymi z łuków bądź zamknąć bramę, nim najeźdźcy zdołają się wedrzeć do środka.
-
Ręcznie, musieli kręcić kołem, które powoli podnosiło bramę do góry. Trzeba przyznać, że jak na takie cherlaki, to strach zmotywował ich na tyle, że robili to z szybkością godną Orka. Gdy tylko zauważyli, że idziesz w ich kierunku, dwaj inni strażnicy, celując w Ciebie włóczniami i zasłaniając tarczami, stanęli przed Tobą, obok siebie, aby zagrodzić Ci drogę i umożliwić tamtym zamknięcie bramy.
-
Może i byli niepiśmiennymi chłopami, ale nie byli tak głupi, aby dać się rozkojarzyć jakiemuś Orkowi, który napadł zbrojnie ich osadę, nie mieli zamiaru mierzyć w żadne Twoje słowo. Tymczasem reszta bandy była coraz bliżej, a dwoje towarzyszących Ci Orków ustawiło się za Tobą. Nie zamordowali tych dwóch tylko dlatego, że nie chcieli odbierać swojemu szefo przyjemności z zamordowania kilku ludzi, o ile zabijanie tych cherlaków można w ogóle nazwać przyjemnością.
-
-
Bez trudu wyrzuciłeś ich broń z rąk, a później zamordowałeś jednym zamaszystym ciosem. Zbierało się coraz więcej wieśniaków, nie tylko tych uzbrojonych, bo także kobiet, starców i dzieci, chcących sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz, a później również usiłujących uciec. Na szczęście była tylko jedna brama, teraz szczelnie obstawiona przez Twoich Orków, którzy bez żadnego rozkazu rzucili się do ataku ze wzniesioną bronią i okrzykami. Nie powinno to potrwać długo, już tylko kilku obrońców postanowiło walczyć w obronie swoich rodzin, dołączyli do nich też zwykli wieśniacy, uzbrojeni w widły, młoty czy siekiery, ale prawie wszyscy spanikowali na widok zielonej hordy.
-
Borys Duum
- Aaaarrrggghh! - Zaryczał, pozwalając sobie wydobyć z siebie Orka, którym przecież był, a którego ostatnio tłumił. Nie stracił jednakże rozsądku - Dajcie sobie spokój. Jeżeli się poddacie, to oszczędzimy waszym rodzinom waszej śmierci i gwałtów na nich! Chcemy walczyć na prawdę, nie z mrówkami, do kurwy nędzy! -
Nim to powiedziałeś, zielona nawała zmiotła większość z nich, kilku zdołało uciec, a pozostali rzeczywiście mogliby się poddać, gdyby nie to, że nie dowodziłeś zdyscyplinowanym wojskiem, ale bandą Orków. Fakt, nie dzikusów czy łupieżców, tylko najemników, ale to i tak nie powstrzymało ich przed wybiciem potencjalnych jeńców. Jako że żaden obrońca nie pozostał na polu bitwy żywy, a główna brama, przejęta przez Was, była jedynym wejściem do wioski, nie mieli co się spieszyć z mordowaniem, garbieniem, paleniem i gwałceniem, więc jedynie wznieśli bojowe okrzyki, a poza tymi, które wychwalały orcze bóstwo lub ich dowódcę, znalazły się też takie, wśród których słyszałeś swoje imię bądź nazwisko.
-
Borys Duum
Zaśmiał się szyderczo. Tak, dystrakcja to również skuteczna broń. Pozwolił im się cieszyć swoim dowódcą, a sam ruszył w kierunku głównej siedziby. Z absolutną pewnością ktoś tutaj był przy władzy i to właśnie też chciał wykorzystać. Byleby tylko tę osobę znaleźć przed najemnikami. -
W tle wciąż słyszałeś lub widziałeś to, co było chlebem powszednim orczych najazdów, ale na swój sposób nieco cieszyło to twoją zieloną duszę. Ciężko było odnaleźć chatę wójta czy sołtysa, nigdzie nie było tabliczki nad drzwiami z jego funkcją, ale to pewnie dlatego, że większość wieśniaków nie potrafiła czytać. Chyba jednak odnalazłeś odpowiednią chatę, była większa od innych, o murowanych fundamentach, czystsza, lepiej wykonana, zaopatrzona w spory sad i ogród na tyłach, należała więc albo do przywódcy lokalnej społeczności, albo do jakiegoś niezwykle bogatego kmiecia.