Zamek Qull
-
-
-
-
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Pokiwał głową, wstał, po żołniersku odsalutował i opuścił pokój swojego mistrza, zamykając za sobą drzwi. Następnie udał się do zbrojowni w celu wypożyczenia sprzętu na czas misji. -
Zbrojownia tym razem pilnowana nie była, jeśli była kiedykolwiek, tutaj dobrze wiedziano, co by groziło za przywłaszczenie sobie broni, gdy miało się inną. Oręż stąd można było wziąć tylko wtedy, gdy straciło się lub uszkodziło inny, albo chciało się go wymienić na coś równie wartościowego w boju i cenie, w końcu Magia Śmierci nie pozwalała tworzyć pierwszorzędnych zbroi, mieczy czy toporów z niczego.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Rozejrzał się za jakąś rozpiską, czy czymkolwiek.
-I jak ja mam niby wycenić swój sprzęt, jak i ten, który chce wypożyczyć? -
Nie było rozpiski ani nikogo, kto mógłby Ci pomóc, pozostaje liczyć na własną intuicję i odrobinę szczęścia w wyborze broni.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Spojrzał się na swoje miecze, badając ich wartość i przy okazji zastanawiając się, czy nie spotka się z sytuacją, w której on, wracając z misji, dowie się, że ktoś mu jeden z tych mieczy podpierdolił.
-Chyba jednak nie warto ich tutaj zostawiać.
Opuścił więc zbrojownię, trzymając przy sobie swoją własność i ruszył po wierzchowca. Co jak co, ale własne to było jednak własne. I z pewnością sam zadbałby o swoje miecze lepiej, niż wielu innych.///Przez słowo “zostawiać” złapałem satiację semantyczną.///
-
//Jestem z Ciebie dumny.//
Bez problemu dosiadłeś swojego wypoczęto, napojonego i nakarmionego wierzchowca, już z siodłem, strzemionami i innym potrzebnym rzędem, a także podróżnymi sakwami i bukłakami, w których znalazłeś prowiant i wodę na drogę. Najwidoczniej Twój mistrz zadbał nawet o to, więc nie tracąc czasu, opuściłeś zamek po kamiennym moście łączącym go z lądem.
//Zmiana tematu. Zacznę Ci gdzieś w istniejącej lokacji lub dodam nowy temat, gdy będziesz na miejscu.// -
Vader:
Po dość długiej podróży wróciłeś wreszcie do Zamku Qull. Masz czym się chwalić, niewiele osób przybyło tu raz, mogło odejść i miało odwagę wrócić ponownie. -
Baszal “Niziołek” Vallohr
I ponownie przypadło mu ustawić się na widoku przed mostem. -
Tym razem Rycerz w asyście kilku Zbrojnych wyszedł Ci na spotkanie o wiele szybciej.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
Mogli go oczekiwać, a z pewnością wiedzieli o tym, że przybędzie.
- Witam was ponownie! - zawołał. - Miałem tutaj wrócić, by usłyszeć odpowiedź ze strony Wielkiego Mistrza! -
- Jest gotów się zgodzić, ale chce też wiedzieć, czy może wysłać swojego emisariusza, gdyby prowadzone przez Rycerzy Śmierci kampanie zmusiłyby go do pozostania w zamku lub opuszczenia go wprost na pole bitwy. - odparł dość dyplomatycznie Rycerz.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
Podrapał się w tył pancerza, myśląc. Zapewnie też by przeklnął, ale nie chciał źle wypaść.
- Jeżeli już zajdzie taka konieczność i Wielki Mistrz nie będzie mógł się stawić, to może pojawić się jego emisariusz, który będzie mówić w jego imieniu. -
- A więc jakiś reprezentant naszego zakonu się stawi, o ile dowiemy się więcej: Gdzie się to odbędzie, kiedy, z kim będziemy debatować i kto zapewni naszemu przedstawicielowi bezpieczeństwo.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
- Nie było tego na zaproszeniu? - zapytał. Mógł im tłumaczyć, ale prawie już miał ich zgodę, a teraz miał znowu kolejną górkę do przejścia. -
Najwidoczniej woleli usłyszeć to od Ciebie. Lub chęć zdobycia szczegółowych informacji, których dotąd nie mieli. Albo była to jakaś próba. Cholera ich wie.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
- Kiedy się rozpocznie, wszystko zostanie dopilnowanie - odpowiedział. - Otrzyma dokładną lokalizację, drogę i czas spotkania, kiedy już do tego będzie musiało dojść. Debatować będzie z najważniejszymi tego świata, bezpieczeństwo zostanie zapewnione przez gospodarza.