Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐Tak więc rano pod bramę mam przyjść? ‐ Spytała się szlachcica.
‐ Tak, o świcie. ‐ powiedział.
‐Wydaję mi się, że uda mi się wstać rano… ‐ Uśmiechnęła się.
Uśmiechnęłaś się, a oni wstali od stołu, zapewne by udać się na spoczynek.
Skoro oni wstali, to i ona. ‐Do jutra. ‐ Powiedziała do facetów i poszła do pokoju, który wynajęła.
Pokój, jak pokój: Nie ma się czym ekscytować.
Sprawdziła przez okno, jeśli owe było w pokoju, jaka jest pora dnia.
Wieczór, właściwie noc.
Zamknęła drzwi na klucz i poszła spać.
Obudziłaś się, gdy słońce jeszcze nie wzeszło, a za oknem było szaro.
Wstała z łóżka i rozciągnęła się ziewając przy tym. Wyszła z pokoju, zamknęła go i poszła na dół.
Pusto, był jedynie zastępca karczmarza, bo tamten pewnie jeszcze spał.
Podeszła do faceta. ‐Pan tu pracuje?
‐ Zastępuję karczmarza. ‐ rzekł i splunął. ‐ A co?
‐Klucz od pokoju przyniosłam. ‐ Podała klucz zastępcy.
Skinął głowa i schował go za ladę.
‐Żegnam. ‐ Po tych słowach wyszła z karczmy i zaczęła kierować się w stronę bramy od miasta.
Trafiłeś tam, straże rzecz jasna były.
Zaczęła szukać Nilgardczyka, który miał czekać pod bramą.
Czekał, podobnie jak jego ochroniarz. Obaj siedzieli na koniach. Mieli też jednego z zapasami i jednego wolnego.