Forteca Paktu Trzech
-
Skinął głową i przekazał papier jednemu ze Szkieletów-posłańców.
- Wróć wieczorem. -
Ano, ocalały i z sobie tylko znanych przyczyn nie opuściły Cię po tej klęsce, a nawet nie próbowały zabić… Dziwne. Niemniej, trafiłeś do drugiego budynku, niewiele różniącego się od poprzedniego, gdzie również odczekałeś swoje, aby móc złożyć zamówienie.
-
Nie było to nic konkretnego, zwykłe abominacje, a pewnie odkąd wyruszyłeś na misję jakiś światły (lub spaczony, zależnie od punktu widzenia) umysł wymyślił już coś nowego. Będziesz mógł pewnie puścić tu wodze fantazji, podobnie jak sami Mutageniści. A tymczasem, na dokładnie takich rozmyślaniach, nastąpiła Twoja kolej.
-
Pokiwał głową, czekając na jakieś szczegóły.
-
- Duże bydlę, duże kolce. - odparł tamten w zamyśleniu, kierując słowa bardziej do siebie niż Ciebie. - Tak, coś powinno się znaleźć.
-
- Nie składujemy żywych Mutantów na magazynach, więc dobrze by było.
-
Tutaj musiałeś już samemu wybrać sobie jedną z band psów wojny, aby później negocjować z ich hersztem warunki przystąpienia do Twojej wesołej gromadki.
-
//Ludzi, w sensie najemników, czy ludzi, w sensie ludzi?//
-
Było kilka takich grup, choć najwięcej było tych mniejszych, liczących poniżej pięćdziesięciu osób, ale były też dwie czy trzy, których liczebność przekraczała setkę.
-
Większość tej grupy stanowili Zielonoskórzy, Orkowie, Orkologi, Gobliny i Hobgobliny. Bez trudu zlokalizowałeś przywódcę, największego spośród Orków, o przekrzywionej szczęce, jakby ktoś mu ją złamał, a ta zrosła się, ale nie tak jak powinna. Ostrzył on właśnie ostrze swojego dwuręcznego topora, rozmawiając jednocześnie z jakimś obwieszonym nożami Hobgoblinem, zapewne jego zastępcą.