Forteca Paktu Trzech
-
- Artefakty? - powtórzył zainteresowany Ork. Jak większość swoich współbraci gardził Magią i Magami, ale z drugiej strony wizja posiadania płonącego topora czy kruszącego mury młota była naprawdę kusząca, a taka broń kupiłaby Ci jego lojalność nie tylko na tę misję i nie tylko w szeregach Paktu.
-
Beliar “Kruk” Erererere
- Owszem. Pojawiły się wśród żołnierzy Cesarstwa ostatnim razem, więc myślę, że i w kolejnych walkach możemy się na nie natknąć. Jeżeli, oczywiście, wyrażasz zainteresowanie do współpracy ze mną. -
- Jakie artefakty? - dążył Zielonoskóry, mający już najwidoczniej doświadczenie, bezpośrednie lub wynikające z czyichś opowieści, że nie każdy artefakt jest zaklętą i zabójczą bronią.
-
Beliar “Kruk” Erererere
- Takie, jakie się przydają w walce, głównie broń, ale mogą się zdażyć elementy zbroi. -
- Ogrun i jego chłopy będą dla Ciebie walczyć i umierać. - powiedział Ork, przypieczętowując Waszą umowę. - Dopóki im się to będzie opłacać. I reszcie, bo Ogrun znajdzie też więcej chłopa, jak dostanie artefakt.
-
Beliar “Kruk” Erererere
- To się znając życie wydarzy i to bez problemów. Dzisiaj wyruszam, więc jeżeli możesz, to przygotuj się Ogrunie, bo będzie miała miejsca dobra walka. -
Ork uśmiechnął się, tylko takie walki go przecież interesowały, i odszedł, zapewne w poszukiwaniu kolejnych najemników dla Twojej sprawy.
-
Vader:
Po dość długiej podróży, wydłużonej przez bandy maruderów, potworów i innych kreatur, z którymi musiałeś się uwinąć, nim mogłeś wznowić podróż, dotarłeś wreszcie do wielkiej warowni Paktu Trzech, budzącej grozę organizacji, która jednak ostatnio dziwnie przycichła. A ściślej mówiąc, to dostałeś się w okolice pierwszej z wielu linii obronnych otaczających samą fortecę, gdzie powinieneś wymyślić odpowiedni sposób, aby dostać się tam i przeżyć, bo zwykłe wejście raczej odpada. -
Beliar “Kruk” Erererere
Tymczasowi Krukowi, z całej tej listy zakupów co do uzbierania nowej armii, już chyba nic nie pozostało. Oprócz czekania tych kilku godzin, by móc je odebrać.Baszal “Niziołek” Vallohr
To, że zwykłe wejście odpadało, było zjawiskiem wielce niekorzystnym, gdyż był posłańcem, a nie włamywaczem. Jednakże, sprawdzając okolicę, postarał się o to, by ustawić się tak, by ktoś mógł go zauważyć. W końcu, nie był aż takim niziołkiem. -
Mogłeś jeszcze spróbować dowiedzieć się jakichś szczegółów na temat wyprawy lub swojej w niej roli, aby nie iść na ślepo, choć tak, poza tym to rzeczywiście możesz poświęcić tych kilka godzin na odpoczynek, a przynajmniej jego nudniejszą wersję, bez łamania czyichś umysłów, mordowania niewinnych i torturowania jeńców.
Patrole poszczególnych sług Paktu kręciły się po okolicy, ale nie były to ich najinteligentniejsze sługi, jak choćby tuzin Zombie, który ruszył w Twoim kierunku, jak na typową bezmyślną kupę mięcha przystało.
-
Beliar “Kruk” Erererere
Jedyne, co miał zrobić, to przygotować się do wyprawy pod dowództwem Generała. Skoro nie otrzymał bezpośrednich szczegółów, to widocznie wychodzi na to, że jeszcze nie pora na to, by je poznał. A z silniejszymi od siebie nie należało się kłócić. Zresztą, Wampirzycy nigdzie nie widział, więc czemu miałby biegać jak głupiec po Fortecy Paktu Trzech, by odpowiedzieć sobie na jakieś pytanie? Źle by to zadziałało na jego reputację, która i tak została porządnie poszarpana przez ostatnią porażkę.Baszal “Niziołek” Vallohr
Mógł je oczywiście zabić, lecz postanowił zagrać bezpiecznie. Dlatego utworzył pod sobą kamienną platformę z użyciem Magii Ziemi, a następnie ją podniósł wystarczająco wysoko, by Zombie mu nie przeszkadzały. I żeby nie musiał ich zabijać. -
//Także co konkretnie robisz?//
Jak to typowe Zombie, mimo wszystko usiłowały Cię dosięgnąć, wyciągając w górę dłoni i warcząc żałośnie. Gdyby nie były takie przegniłe to może by nawet próbowały skakać? Niemniej, chyba w ten sposób stałeś się lepiej widoczny, bo z okolicy ściągają kolejne sługi Paktu. Pozostaje liczyć, że pośród nich będzie ktoś na tyle inteligentny, aby dało się z nim porozmawiać.
-
///Mam coś zrobić? Czy wystarczy przeczekać?///
Baszal “Niziołek” Vallohr
Owszem, pozostaje liczyć na to, że na pojawiające się słupy ziemi pośrodku niczego, przed murami Fortecy Paktu Trzech, postanawiają wysłać kogoś inteligentnego. NIe było w tym żadnej ironii, nie znał w ogóle kultury istot, które stały przeciwko państwom i otwarcie z nimi walczyły. -
//Jeśli chcesz tylko dostać wojo, to tak, wystarczy poczekać.//
Otaczało Cię coraz więcej Zombie, a także różnych Mutantów, równie tępych, co przerażających, wynaturzeń. Ale w końcu zaczęły przybywać też uzbrojone we włócznie, miecze, toporki i tarcze Szkielety, po nich zaś kościani łucznicy i w końcu ktoś, z kim da się chociaż porozmawiać, czyli jakiś Wampir w lekkiej zbroi i z szablą w dłoni.
- Mów szybko, kim jesteś i czego tu szukasz, a może nie skończysz jako karma dla tej zgrai. - powiedział, widocznie pewny swojej przewagi, tak jako Wampir, jak i dowódca tego niewielkiego oddziału, który nie był dla Ciebie żadnym zagrożeniem, a tym bardziej wyzwaniem. -
/// To czekam///
Baszal “Niziołek” Vallohr
- Nazywam się Baszal Vallohr, jestem posłańcem Góry - zaczął formułkę. - Przynoszę zaproszenie dla Paktu Trzech. -
Jedne oddziały zbierały się szybciej, inne wolniej. Pierwsi pojawili się Nieumarli. Byli dokładnie tak imponujący, jak mogłeś się spodziewać, a więc wcale. Szkielety coś jeszcze sobą reprezentowały, ustawiając się w równym dwuszeregu, opierając łuki o ziemię. Nie miały wiele więcej, poza łukami w kołczanach na plecach tkwiły strzały, niektóre miały na sobie jeszcze resztki ubrań, kolczug, a nawet kapaliny i tym podobne. Zombie były za to hordą, hołotą, miały na dobrą sprawę wzbudzać strach i dać się zabić, nic więcej, ale ich poświęcenie miało uchronić od zniszczenia bardziej wartościowe oddziały. Tak jak chciałeś, wyposażono je w lichy sprzęt, jednoręczne miecze, toporki, tasaki, długie noże i tym podobne, niekiedy rzeczywiście równie zardzewiałe, co ich właściciele zgnili. Później przybyły Mutanty, równo dwadzieścia sztuk, jak chciałeś. Cóż, specjalnych wymagań nie było, życzyłeś sobie, żeby przebijały pancerze, więc możesz być chyba zadowolony. Ten, kto stworzył te abominacje, wspominał coś o kolcach, no i proszę, coś na kształt kolców jest. Ostatni zjawili się najemnicy. Swój oddział prowadził Ogrun, Ork o złamanej szczęce, wraz ze swoim obwieszonym nożami hobgoblińskim zastępcą. Poza ich liczącą około pół setki bandą Zielonoskórych, różnorako wyposażonych najemników, przybyli też kolejni, chyba drugie tyle. Ponownie było to wiele ras, ale w większości byli to ludzie i kilkunastu Krasnoludów. Ci drudzy uzbrojeni byli w topory, młoty i tym podobny oręż, ludzie zaś w równych proporcjach dzielili się na kuszników z dwuręczną bronią, oraz włóczników z tarczami. Całość przypominała bardziej oddział wojska lub zawodowców niż zieloną hołotę. Co jednak najdziwniejsze, zgrai tej przewodził… Hobbit. Tak, uzbrojony w procę, zapas pocisków, dwa sztylety, tarczę i długi miecz Niziołek w pancerzu. Dziwne. A wyraz jego twarzy jeszcze dziwniejszy, już na pierwszy rzut oka emanował on jakimś wielkim gniewem, nienawiścią, okrucieństwem i złem. Towarzyszył mu jeszcze jeden wojownik, miałeś jednak przeczucie, że to mimo wszystko Hobbit dowodził. Lub ten w masce chciał, aby sprawiał takie wrażenie. Nieistotne, grunt, że masz swoją armię, gotową na rozkazy.
Dopiero po chwili parsknął śmiechem. Najwidoczniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi i zbiło go to z tropu na dłuższą chwilę, ale gdy się już odezwał, to w głosie czuć było ten sam ton pogardy:
- Zaproszenie? Od kogo i na co? Cesarz już chce się z nami układać? Albo Paladyni? A może Drowy, Krasnoludy czy Orkowie chcą kupić nasze wsparcie w swoich nieistotnych wojenkach? -
Beliar “Kruk” Erererere
Ruszył wzdłuż linii swoich wojsk, ignorując z grubsza zwykłych szaraków, z zainteresowaniem obserwując mutanty, jak i też doceniając to, jakie grupy najemników będą walczyć po jego stronie. Zanim jednak pojawią się pierwsze rozkazy, musiał czekać za Generałem, który de facto będzie tutaj głównodowodzącym. Dobrze przynajmniej, że będzie miał dowodzenie nad kimkolwiek, tutaj w postaci Ogruna i tego Hobbita. Chociaż tyle, patrząc na to, że mógł zostać zdegradowany do poziomu zwykłego żołnierza. Lub zginąć. To też była opcja.Baszal “Niziołek” Vallohr
- Jestem posłańcem Góry - odparł ponownie, dając do zrozumienia, że pod tą nazwą kryje się jego pracodawca. - Nie służę Cesarzowi, Paladynom, czy komukolwiek z tych, których wymieniłeś. Niosę zaproszenie dla każdego z Paktu Trzech, gdyż zostali oni uznani za jednych z najistotniejszych dla tego świata. I z tej okazji Góra chce urządzić spotkanie, gdzie zostaną uzgodnione dla świata decyzje. -
//Zanim odpiszę dla Niziołka, to zapytam: Przyspieszamy dla Kruka czy masz coś jeszcze do zrobienia?//
-
///Możemy przyśpieszyć.///
-
Byłeś pierwszym, który zebrał swoje wojska na gigantycznym dziedzińcu tego zamku, ale nie ostatnim. Po tobie zaczęły pojawiać się kolejne oddziały. Na wspaniałych, będących efektem połączenia istoty żywej, umarłej i zmutowanej, czarnych rumakach pojawili się odziani w pełne, krwistoczerwone, zbroje jeźdźcy, z długimi kopiami, tarczami i mieczami. Spod przyłbic błyskały ich czerwone, wampirze ślepia, pasujące do koloru pancerzy. Tylko jeden, stojący na ich czele, należący do starego, szlachetnego rodu krwiopijców, miał je w kolorze złota. Nie brakowało też ciężkiej i lekkiej jazdy złożonej ze Szkieletów, tak jeźdźców, jak i wierzchowców. Tłumnie stawili się kościani łucznicy i kusznicy, na dziedziniec wylały się też hordy Zombie, śliniących się i powarkujący tępo. Nie brakowało ciężkiej i lekkiej piechoty Szkieletów. Armię zasiliły rozmaite okropieństwa, paskudne Mutanty, zbrodnie przeciwko naturze, nauce i Pradawnych, paskudne abominacje wszelkiej maści. Była też pstrokata menażeria najemników, różnych ras, różnych specjalizacji, o różnym wyposażeniu. Dopełniały tego Lisze i Wampiry, Magowie, wojownicy i dowódcy poszczególnych oddziałów. Ostatni zjawił się sam generał Tertekan, w otoczeniu dwóch Liszy i tuzina Wampirów, swojej przybocznej gwardii.
- Dobrze wiecie, po co tu jesteście. Wszyscy. Chcieliście posiąść złoto, potęgę, wiedzę, zemstę, mieć cel w życiu. Daliśmy wam to i wkrótce otrzymacie tego więcej. - zaczął, krzyżując obie pary ramion na piersi. Miał na sobie wytrzymałą, acz nie krępującą zbytnio ruchów, zbroję, a przy pasie zwisało kilka różnych sztuk broni. Rzecz jasna mówił do was, Wampirów, Nekromantów, najemników i innych. Może też do Demonologów, ale tych dziwnym trafem zabrakło, tak jak i Demonów w większej ilości. - Pora, abyście spełnili swoje przyrzeczenia dane Paktowi. Abyście wypełnili rozkazy, na wydanie których cierpliwie czekaliście miesiącami, latami i dekadami. Nadszedł wreszcie dzień, w którym ten świat upadnie. Na jego zgliszczach narodzi się nowy świat, lepszy świat: nasz świat. Więc marsz! Maszerujemy na Cesarstwo! Pod bramę jego stolicy! Kto stawi nam opór, ten zginie! Kto się podda, będzie nam służyć! Naprzód, władcy tego świata! Na wojnę!
Choć wszystko mówił donośnym głosem, to ostatnie zdanie wykrzyczał tak, że nawet zgniłe Zombie musiały je dokładnie usłyszeć. Większość zgromadzonych rzecz jasna nie zareagowała, bo im takie przemowy były zbędne. Ale pozostali wznieśli w górę oręż, pięści i bojowe okrzyki, wierząc w zwycięstwo lub chociaż dobrze maskując niewiarę, aby nie zapłacić za nią głową.Cóż, widocznie nie takiej odpowiedzi się spodziewał i chwilowo go zamurowało. Możesz sobie dopisać to do listy zasług, niewiele było sposobów, aby zaskoczyć Wampira, zwłaszcza tak aroganckiego.
- Taaak… - mruknął po chwili zastanowienia, gdy doszedł już do siebie. - I kto miałby być obecny na tym spotkaniu? Po co moi władcy mieliby się na nim w ogóle stawić?