Forteca Paktu Trzech
-
Beliar “Kruk” Erererere
Ruszył wzdłuż linii swoich wojsk, ignorując z grubsza zwykłych szaraków, z zainteresowaniem obserwując mutanty, jak i też doceniając to, jakie grupy najemników będą walczyć po jego stronie. Zanim jednak pojawią się pierwsze rozkazy, musiał czekać za Generałem, który de facto będzie tutaj głównodowodzącym. Dobrze przynajmniej, że będzie miał dowodzenie nad kimkolwiek, tutaj w postaci Ogruna i tego Hobbita. Chociaż tyle, patrząc na to, że mógł zostać zdegradowany do poziomu zwykłego żołnierza. Lub zginąć. To też była opcja.Baszal “Niziołek” Vallohr
- Jestem posłańcem Góry - odparł ponownie, dając do zrozumienia, że pod tą nazwą kryje się jego pracodawca. - Nie służę Cesarzowi, Paladynom, czy komukolwiek z tych, których wymieniłeś. Niosę zaproszenie dla każdego z Paktu Trzech, gdyż zostali oni uznani za jednych z najistotniejszych dla tego świata. I z tej okazji Góra chce urządzić spotkanie, gdzie zostaną uzgodnione dla świata decyzje. -
//Zanim odpiszę dla Niziołka, to zapytam: Przyspieszamy dla Kruka czy masz coś jeszcze do zrobienia?//
-
///Możemy przyśpieszyć.///
-
Byłeś pierwszym, który zebrał swoje wojska na gigantycznym dziedzińcu tego zamku, ale nie ostatnim. Po tobie zaczęły pojawiać się kolejne oddziały. Na wspaniałych, będących efektem połączenia istoty żywej, umarłej i zmutowanej, czarnych rumakach pojawili się odziani w pełne, krwistoczerwone, zbroje jeźdźcy, z długimi kopiami, tarczami i mieczami. Spod przyłbic błyskały ich czerwone, wampirze ślepia, pasujące do koloru pancerzy. Tylko jeden, stojący na ich czele, należący do starego, szlachetnego rodu krwiopijców, miał je w kolorze złota. Nie brakowało też ciężkiej i lekkiej jazdy złożonej ze Szkieletów, tak jeźdźców, jak i wierzchowców. Tłumnie stawili się kościani łucznicy i kusznicy, na dziedziniec wylały się też hordy Zombie, śliniących się i powarkujący tępo. Nie brakowało ciężkiej i lekkiej piechoty Szkieletów. Armię zasiliły rozmaite okropieństwa, paskudne Mutanty, zbrodnie przeciwko naturze, nauce i Pradawnych, paskudne abominacje wszelkiej maści. Była też pstrokata menażeria najemników, różnych ras, różnych specjalizacji, o różnym wyposażeniu. Dopełniały tego Lisze i Wampiry, Magowie, wojownicy i dowódcy poszczególnych oddziałów. Ostatni zjawił się sam generał Tertekan, w otoczeniu dwóch Liszy i tuzina Wampirów, swojej przybocznej gwardii.
- Dobrze wiecie, po co tu jesteście. Wszyscy. Chcieliście posiąść złoto, potęgę, wiedzę, zemstę, mieć cel w życiu. Daliśmy wam to i wkrótce otrzymacie tego więcej. - zaczął, krzyżując obie pary ramion na piersi. Miał na sobie wytrzymałą, acz nie krępującą zbytnio ruchów, zbroję, a przy pasie zwisało kilka różnych sztuk broni. Rzecz jasna mówił do was, Wampirów, Nekromantów, najemników i innych. Może też do Demonologów, ale tych dziwnym trafem zabrakło, tak jak i Demonów w większej ilości. - Pora, abyście spełnili swoje przyrzeczenia dane Paktowi. Abyście wypełnili rozkazy, na wydanie których cierpliwie czekaliście miesiącami, latami i dekadami. Nadszedł wreszcie dzień, w którym ten świat upadnie. Na jego zgliszczach narodzi się nowy świat, lepszy świat: nasz świat. Więc marsz! Maszerujemy na Cesarstwo! Pod bramę jego stolicy! Kto stawi nam opór, ten zginie! Kto się podda, będzie nam służyć! Naprzód, władcy tego świata! Na wojnę!
Choć wszystko mówił donośnym głosem, to ostatnie zdanie wykrzyczał tak, że nawet zgniłe Zombie musiały je dokładnie usłyszeć. Większość zgromadzonych rzecz jasna nie zareagowała, bo im takie przemowy były zbędne. Ale pozostali wznieśli w górę oręż, pięści i bojowe okrzyki, wierząc w zwycięstwo lub chociaż dobrze maskując niewiarę, aby nie zapłacić za nią głową.Cóż, widocznie nie takiej odpowiedzi się spodziewał i chwilowo go zamurowało. Możesz sobie dopisać to do listy zasług, niewiele było sposobów, aby zaskoczyć Wampira, zwłaszcza tak aroganckiego.
- Taaak… - mruknął po chwili zastanowienia, gdy doszedł już do siebie. - I kto miałby być obecny na tym spotkaniu? Po co moi władcy mieliby się na nim w ogóle stawić? -
Beliar “Kruk” Erererere
Sam uniósł broń wysoko w powietrze, wznosząc bojowe zawołanie. Bawienie się w prawdopodobieństwo nie miało sensu. Należało zagrać najlepiej, jak się umiało. Żeby znów pole bitwy było dla niego teatrem. Tak tylko umiał się ostatnio bawić… cholera. Zapomniał o Wronie. Nerwowo się rozejrzał, mając nadzieję, że przynajmniej zostawił go gdzieś u siebie, a nie otwartym polu. W przeciwnym razie, znowu będzie musiał szukać sobie ucznia.Baszal “Niziołek” Vallohr
-- Na spotkaniu mają się znaleźć wszyscy, którzy według Góry mają kontrolę nad środkami, które mogą zmienić świat. Jeżeli twoich władców interesuje podjęcie dialogu i zobaczenie, jaki kawałek tego wszystkiego jest im oferowany za bezcen, to istnieją powody, żeby się stawić. Jednak, nie muszą tego robić. Mogą odrzucić zaproszenie, lecz to tylko oni mogą podjąć taką decyzję. A ja odejdę przekazywać zaproszenia dalej, mam do dostarczenia jeszcze kilka. -
Przywożenie jeńców i brańców nie było niczym dziwnym pośród służących Paktowi. Przeważnie były to młode kobiety i samice innych ras, czasem ktokolwiek, kogo krew można było wyssać. Dzieciaka odnalazłeś, choć było ciężko w tłumie. Jeden z najemników, którzy wcześniej służyli pod twoimi rozkazami, przypilnował go, aby nic go przypadkiem nie zżarło. O ile zadbasz o to, żeby nie wchodził nikomu w paradę, to raczej możesz zabrać go ze sobą, co raczej będzie dla niego bezpieczniejsze niż zostanie tutaj.
- Jak szybko mają odpowiedzieć? Obawiam się, że będą zajęci, wprawiliśmy w ruch wielkie plany. - odparł nie bez cienia dumy, że bierze w tym udział, choć później lekko się skrzywił, jakby zrozumiał, że powiedział obcemu za dużo.
-
Beliar “Kruk” Erererere
Równie dobrze mógł dać kogoś na jego opiekuna. Zwrócił się do najemnika, który go pilnował.
-- Jesteś w stanie mieć na niego oko? Zostanie ci to wynagrodzone, a Wrona nie będzie sprawiał większych problemów. Potrafi siedzieć w miejscu.Baszal “Niziołek” Vallohr
-- Mogę tutaj poczekać – odparł. – Jestem na widoku, więc raczej zauważycie, jakbym zmienił swoją lokalizację. -
- Jak przyjdzie co do czego, dbam najpierw o moją skórę, później o jego. - odparł, wzruszając ramionami, co było zgodą na te warunki, choć rzeczywiście nie masz raczej co liczyć na to, że w decydującej chwili prosty najemnik osłoni swoim ciałem twojego wyrostka.
Skinął głową i odszedł, aby powiadomić o tym swoich władców. Większość jego eskorty została, choć nie mogli cię rzecz jasna zatrzymać, zabić czy schwytać, ale zrozumiałeś przekaz, jaki nieśli: stój i czekaj.
//Co do tego stania i czekania to odpiszę mu dopiero, jak zobaczy wymarsz armii Paktu na wojnę.// -
Beliar “Kruk” Erererere
-- Rozumiem. Właśnie znalazłeś sobie sposób na dodatkowy zarobek bez większych komplikacji.
Po tych słowach zostawił u niego Wronę, a on sam ruszył do wierzchowca, który był do niego przypisany. Ta sprawa rozwiązana.Baszal “Niziołek” Vallohr
/// KKK. /// -
Otrzymałeś jednego z rumaków ze stajni Paktu, które konia przypominało tylko na pierwszy rzut oka i to z daleka: stwór był dużo większy, silniejszy i bardziej masywny, paszczę miał pełną ostrych kłów, a z oczy bił nienaturalny intelekt i żądza krwi. Doskonały wierzchowiec dla kogoś takiego jak ty. Tymczasem armia Paktu wyruszyła, a ty wraz z nią, zajmując miejsce wraz z generałem i innymi ważniejszymi dowódcami w środku szyku.
//Jeśli nie chcesz z kimś pogadać, to zmienię ci temat i zacznę na miejscu. Nie jestem jeszcze pewien gdzie dokładnie, ale dam znać jak napiszę post.//Czekanie, choć sprawiało, że twoja misja niepotrzebnie się przeciągała, w końcu się opłaciło, ponieważ taki widok widzi się tylko raz w życiu, tym lub tamtym… Olbrzymie wrota fortecy otworzyły się szeroko, a wielka armia Paktu Trzech wymaszerowała na wojnę, być może kolejną z wielu, które toczą Elarid jak zaraza, być może na ostatnią w dziejach świata… Próżno było liczyć czy nawet szacować te siły, jednak ze swojego miejsca miałeś doskonały widok na wszystkich, którzy tamtędy szli: na otwierające pochód hordy bezmyślnych Zombie, którym towarzyszyły Ghule oraz liczne Mutanty i inne paskudztwa; na lekkozbrojną piechotę Szkieletów, uzbrojoną w tarcze, włócznie i miecze, na ciężkozbrojnych kościstych wojów z dwuręcznymi mieczami, toporami lub halabardami; później na kordon zakutych w czerwone zbroje jeźdźców, zapewne Wampirów, otaczających kogoś, kto dowodził tą armią; na zastępy Liszy i Wampirów, będących Magami, dowódcami lub elitarnymi wojownikami; na zamykający pochód pokaz menażerii najemników różnych ras i profesji oraz kościanych łuczników i kuszników. Cała ta armia osłaniana była z flanek przez lekką i ciężką jazdę Szkieletów. I choć widywałeś w życiu wiele, to nawet na tobie zrobiło to wrażenie.
-
Beliar “Kruk” Erererere
/// Możesz ruszyć do następnego tematu. Tutaj nie mam nic do powiedzenia. ///Baszal “Niziołek” Vallohr
Musiał przyznać, że było to bardziej imponujące, nawet bardziej od zobaczenia bestii morskiej zamkniętej w akwarium w Górze, której sama wielkość była imponująca. Ale to? To był pokaz okrutnego, morderczego piękna, siły z którą musiała się mierzyć każda znana cywilizacja. I chociaż w głębi ducha liczył, że Pakt Trzech nie opuścił w całości Fortecy, to jednak świadomość, że mógłby ruszyć gdzieś dalej, pomijając tę Trójkę, byłaby błogosławieństwem. -
//No to widzimy się znowu w Gibelest. Zacznę.//
Gdy armia odmaszerowała przynajmniej kilka kilometrów od fortecy, kolejna, dużo mniejsza grupka, opuściła jej mury. Liczący około tuzina jeźdźców na kościanych rumakach, zapewne Wampirów lub Nieumarłych, prowadził ten sam krwiopijca, z którym wcześniej rozmawiałeś, więc na pewno nie byli to maruderzy, mający dogonić maszerującą armię. Wampir, tym razem w pełnej zbroi, choć z hełmem przy siodle, zatrzymał swój oddział kilkanaście metrów od ciebie.
- Moi władcy wyrażają chęć przybycia na te spotkanie. I chcą porozmawiać z tobą. Osobiście. Teraz. - powiedział, robiąc pauzy po każdym zdaniu, aby podkreślić wagę tych słów. -
Baszal “Niziołek” Vallohr
Niezbyt mu się to podobało, jednakże pełnił oficjalną rolę Posłańca Góry i musiał się z tego obowiązku wywiązać. Dlatego też opuścił platformę, na której się znajdywał, po czym zwrócił się w stronę Wampira.
-- Mogę ruszać. Broń zostawić tutaj? – zapytał. -
- Wyglądasz jakbyś cały był bronią. - mruknął cicho Wampir, ale gdy zorientował się, że go usłyszałeś, odchrząknął i powiedział głośniej: - Zdaj ją jednemu z naszych rycerzy, wraz z resztą ekwipunku. Oddamy ci wszystko, gdy opuścisz fortecę. Nie żeby ci się to do czegoś w ogóle przydało, gdybyś spróbował konfrontacji z najpotężniejszymi istotami na świecie.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
Z racji na to, że miał na sobie jedynie pelerynę i topór, ściągnął odzienie i zawinął nią topór, po czym podał ją jednemu z rycerzy, chociaż miał przeczucie, że broń dostosowana do jego rozmiarów mogła być odrobinę za ciężka dla rycerza już w pełnej zbroi.
Pancerza jednak nie mógł zdjąć, dlatego też w milczeniu ruszył dalej z Wampirem. -
Miałeś rację, ale i z tym wampirzy jeźdźcy sobie poradzili, przewiązując pakunek rzemieniami tak, że wieźli je razem, między swoimi końmi. Eskortowany z każdej strony przez rycerzy, przekroczyłeś olbrzymią bramę fortecy, zabezpieczoną żelazną bramą z okuciem i spuszczaną kratą. Chwilę spędziłeś w niemal całkowitym mroku, gdy przechodziliście pod murem, wchodząc do środka kolejną bramą. Przez chwilę nie do końca rozumiałeś, o co tu chodzi, bo zastałeś tam tylko pustkę, nie było tam nic poza kilkoma mniejszymi bastionami. Dopiero po chwili twój wzrok przeniósł się dalej, na drugą linię murów, identyczną jak pierwsza, pełną bastionów, baszt i wież, gęsto usianą blankami, z kolejnymi bramami. Manewrując ostrożnie wyuczoną ścieżką, czasem wijąc się lub kręcąc w kółko, aby ominąć pułapki, dotarliście do bramy. Po jej przekroczeniu sytuacja się powtórzyła: trzecia linia murów, taka jak dwie pozostałe. Dopiero, gdy przekroczyliście i ją, zastaliście olbrzymi, zabudowany kompleks, w którym wyróżniały się wysokie, strzeliste wieże, których łącznie było pięć.
- Moi władcy czekają. - powiedział Wampir i zszedł z wierzchowca, dalej prowadząc cię pieszo, ręką wskazując na jeden z budynków. - Imponujące, czyż nie? Sami Pradawni musieliby się natrudzić, aby zawalić te mury. -
Baszal “Niziołek” Vallohr
Lekko wątpił, żeby Pradawnym sprawiały problem dzieła ich własnych dzieł, jednakże nie był tutaj po to, by krytykować infrastrukturę, ani też szukać zaczepki wśród tutejszych. Był posłańcem, miał pełnić rolę posłańca i też z tej roli zamierzał się wywiązać. Niemniej jednak, ruszył za Wampirem w milczeniu, korzystając z tego, że pełna zbroja ukrywała wszystkie możliwe emocje z jego strony. -
Nie byłeś pewien czy Drow zrozumiał aluzję zawartą w twoim milczeniu i dlatego nie odpowiadał, czy po prostu celem jego wypowiedzi nie było wciągnięcie cię w dyskusję, ale milczeliście, idąc ku głównej siedzibie liderów Paktu. Wielką, żelazną bramę otwierano przy pomocy kołowrotów, po jednym na jej skrzydło. Gdy świsnęły baty wampirzych nadzorców, tuzin Trolli przy każdym kołowrocie zaczęło go pchać lub ciągnąć, uruchamiając mechanizm. Powoli, wrota stanęły przed tobą otworem, ze środka zaś zdawał się wyzierać mrok, rozpacz i jakaś dziwna, nieznana ci energia.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
Zdecydowanie po tym wszystkim będzie musiał wrócić do Góry, zdać raport i pozwolić przeczyścić pancerz z tego wszystkiego. Nie, że odczuwał odrazę przed tym, co tutaj panowało, jednakże czuł się brudny od chwili, kiedy się tutaj znajdywał, nawet jeżeli było to przeczucie bardziej wewnętrzne, niż zewnętrzne. Na tę chwilę jednak, pozostał na swoim miejscu, czekając na dalsze ruchy, bądź polecenia Wampira. -
Ku twojemu zdziwieniu, po wejściu do środka zastałeś przestronny korytarz, oświetlony co prawda licznymi pochodniami, ale był on na tyle długi, że ciężko było ci dostrzec cokolwiek, co byłoby dalej, niż dziesięć metrów. Korytarz zdawał się ciągnąć bez końca, po jego obu stronach co chwilę pojawiały się masywne drzwi, wszystkie zamknięte na cztery spusty.
- To pomieszczenia reprezentacyjne, a także te, które są przeznaczone dla gości Paktu. - wyjaśnił ci Wampir, co nieco cię zdziwiło: Pakt nie wyglądał na organizację, która często przyjmowała kogoś w swoje progi. Tak czy siak, dotarliście wreszcie do rozwidlenia korytarza, a przed tobą, zgodnie z wypowiedzianymi wskazówkami krwiopijcy, czekały trzy opcje: obejrzeć pomieszczenia na tym poziomie twierdzy, udać się na rozwidleniu w lewo, gdzie znajdowały się komnaty, magazyny składników alchemicznych i pracownie Nistera Famposa, wybitnego Alchemika i Mutagenisty, bądź udać się w prawo, gdzie czekały na ciebie schody prowadzące w dół, gdzie poza lochami, magazynami zwłok i pomieszczeniami, których przeznaczenia mogłeś się tylko domyślać, zamieszkiwali dwaj pozostali członkowie Paktu Trzech.