Forteca Paktu Trzech
-
Beliar “Kruk” Erererere
/// Możesz ruszyć do następnego tematu. Tutaj nie mam nic do powiedzenia. ///Baszal “Niziołek” Vallohr
Musiał przyznać, że było to bardziej imponujące, nawet bardziej od zobaczenia bestii morskiej zamkniętej w akwarium w Górze, której sama wielkość była imponująca. Ale to? To był pokaz okrutnego, morderczego piękna, siły z którą musiała się mierzyć każda znana cywilizacja. I chociaż w głębi ducha liczył, że Pakt Trzech nie opuścił w całości Fortecy, to jednak świadomość, że mógłby ruszyć gdzieś dalej, pomijając tę Trójkę, byłaby błogosławieństwem. -
//No to widzimy się znowu w Gibelest. Zacznę.//
Gdy armia odmaszerowała przynajmniej kilka kilometrów od fortecy, kolejna, dużo mniejsza grupka, opuściła jej mury. Liczący około tuzina jeźdźców na kościanych rumakach, zapewne Wampirów lub Nieumarłych, prowadził ten sam krwiopijca, z którym wcześniej rozmawiałeś, więc na pewno nie byli to maruderzy, mający dogonić maszerującą armię. Wampir, tym razem w pełnej zbroi, choć z hełmem przy siodle, zatrzymał swój oddział kilkanaście metrów od ciebie.
- Moi władcy wyrażają chęć przybycia na te spotkanie. I chcą porozmawiać z tobą. Osobiście. Teraz. - powiedział, robiąc pauzy po każdym zdaniu, aby podkreślić wagę tych słów. -
Baszal “Niziołek” Vallohr
Niezbyt mu się to podobało, jednakże pełnił oficjalną rolę Posłańca Góry i musiał się z tego obowiązku wywiązać. Dlatego też opuścił platformę, na której się znajdywał, po czym zwrócił się w stronę Wampira.
-- Mogę ruszać. Broń zostawić tutaj? – zapytał. -
- Wyglądasz jakbyś cały był bronią. - mruknął cicho Wampir, ale gdy zorientował się, że go usłyszałeś, odchrząknął i powiedział głośniej: - Zdaj ją jednemu z naszych rycerzy, wraz z resztą ekwipunku. Oddamy ci wszystko, gdy opuścisz fortecę. Nie żeby ci się to do czegoś w ogóle przydało, gdybyś spróbował konfrontacji z najpotężniejszymi istotami na świecie.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
Z racji na to, że miał na sobie jedynie pelerynę i topór, ściągnął odzienie i zawinął nią topór, po czym podał ją jednemu z rycerzy, chociaż miał przeczucie, że broń dostosowana do jego rozmiarów mogła być odrobinę za ciężka dla rycerza już w pełnej zbroi.
Pancerza jednak nie mógł zdjąć, dlatego też w milczeniu ruszył dalej z Wampirem. -
Miałeś rację, ale i z tym wampirzy jeźdźcy sobie poradzili, przewiązując pakunek rzemieniami tak, że wieźli je razem, między swoimi końmi. Eskortowany z każdej strony przez rycerzy, przekroczyłeś olbrzymią bramę fortecy, zabezpieczoną żelazną bramą z okuciem i spuszczaną kratą. Chwilę spędziłeś w niemal całkowitym mroku, gdy przechodziliście pod murem, wchodząc do środka kolejną bramą. Przez chwilę nie do końca rozumiałeś, o co tu chodzi, bo zastałeś tam tylko pustkę, nie było tam nic poza kilkoma mniejszymi bastionami. Dopiero po chwili twój wzrok przeniósł się dalej, na drugą linię murów, identyczną jak pierwsza, pełną bastionów, baszt i wież, gęsto usianą blankami, z kolejnymi bramami. Manewrując ostrożnie wyuczoną ścieżką, czasem wijąc się lub kręcąc w kółko, aby ominąć pułapki, dotarliście do bramy. Po jej przekroczeniu sytuacja się powtórzyła: trzecia linia murów, taka jak dwie pozostałe. Dopiero, gdy przekroczyliście i ją, zastaliście olbrzymi, zabudowany kompleks, w którym wyróżniały się wysokie, strzeliste wieże, których łącznie było pięć.
- Moi władcy czekają. - powiedział Wampir i zszedł z wierzchowca, dalej prowadząc cię pieszo, ręką wskazując na jeden z budynków. - Imponujące, czyż nie? Sami Pradawni musieliby się natrudzić, aby zawalić te mury. -
Baszal “Niziołek” Vallohr
Lekko wątpił, żeby Pradawnym sprawiały problem dzieła ich własnych dzieł, jednakże nie był tutaj po to, by krytykować infrastrukturę, ani też szukać zaczepki wśród tutejszych. Był posłańcem, miał pełnić rolę posłańca i też z tej roli zamierzał się wywiązać. Niemniej jednak, ruszył za Wampirem w milczeniu, korzystając z tego, że pełna zbroja ukrywała wszystkie możliwe emocje z jego strony. -
Nie byłeś pewien czy Drow zrozumiał aluzję zawartą w twoim milczeniu i dlatego nie odpowiadał, czy po prostu celem jego wypowiedzi nie było wciągnięcie cię w dyskusję, ale milczeliście, idąc ku głównej siedzibie liderów Paktu. Wielką, żelazną bramę otwierano przy pomocy kołowrotów, po jednym na jej skrzydło. Gdy świsnęły baty wampirzych nadzorców, tuzin Trolli przy każdym kołowrocie zaczęło go pchać lub ciągnąć, uruchamiając mechanizm. Powoli, wrota stanęły przed tobą otworem, ze środka zaś zdawał się wyzierać mrok, rozpacz i jakaś dziwna, nieznana ci energia.
-
Baszal “Niziołek” Vallohr
Zdecydowanie po tym wszystkim będzie musiał wrócić do Góry, zdać raport i pozwolić przeczyścić pancerz z tego wszystkiego. Nie, że odczuwał odrazę przed tym, co tutaj panowało, jednakże czuł się brudny od chwili, kiedy się tutaj znajdywał, nawet jeżeli było to przeczucie bardziej wewnętrzne, niż zewnętrzne. Na tę chwilę jednak, pozostał na swoim miejscu, czekając na dalsze ruchy, bądź polecenia Wampira. -
Ku twojemu zdziwieniu, po wejściu do środka zastałeś przestronny korytarz, oświetlony co prawda licznymi pochodniami, ale był on na tyle długi, że ciężko było ci dostrzec cokolwiek, co byłoby dalej, niż dziesięć metrów. Korytarz zdawał się ciągnąć bez końca, po jego obu stronach co chwilę pojawiały się masywne drzwi, wszystkie zamknięte na cztery spusty.
- To pomieszczenia reprezentacyjne, a także te, które są przeznaczone dla gości Paktu. - wyjaśnił ci Wampir, co nieco cię zdziwiło: Pakt nie wyglądał na organizację, która często przyjmowała kogoś w swoje progi. Tak czy siak, dotarliście wreszcie do rozwidlenia korytarza, a przed tobą, zgodnie z wypowiedzianymi wskazówkami krwiopijcy, czekały trzy opcje: obejrzeć pomieszczenia na tym poziomie twierdzy, udać się na rozwidleniu w lewo, gdzie znajdowały się komnaty, magazyny składników alchemicznych i pracownie Nistera Famposa, wybitnego Alchemika i Mutagenisty, bądź udać się w prawo, gdzie czekały na ciebie schody prowadzące w dół, gdzie poza lochami, magazynami zwłok i pomieszczeniami, których przeznaczenia mogłeś się tylko domyślać, zamieszkiwali dwaj pozostali członkowie Paktu Trzech.