Dolina Czarnej Wody
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Chociaż był lekarzem i powinien zawsze przynosić dobrą wróżbę poprzez dobre słowo i nadzieję w oczach, to w tej chwili mógł wydobyć z siebie głuchy jęk, kiedy zorientował się, co może nadejść. Oderwał oczy od mostu i zaczął obserwować rzekę, o której (niech tylko się mylił!) mogli wykorzystać Magowie Lodu. I chociaż miał po swojej stronie Chimerę, to jednak wiedział, że to nie wystarczy w obronie wszystkich, którzy będą potrzebowali jego pomocy.
- Na wszystkie siły świata… - wypowiedział i urwał, nie mogąc opanować drżenia ust. -
Uwagę większości zebranych tutaj pochłaniała walka na moście, póki co układająca się pomyślnie dla Krzyżowców. Nie ostrzegłeś nikogo o tym, co zobaczyłeś, ale nie miało to żadnych negatywnych skutków, bo ktoś inny to zrobił. Na całe szczęście i również nad brzegiem samej rzeki zaczęto szykować obronę, a coraz więcej bełtów i strzał poleciało w kierunku osłaniających Magów tarczowników, usiłując w ten sposób uniemożliwić im cały proces, który zajmie sporo czasu, bowiem rzeka jest szeroka i głęboka, a nurt wartki, nawet kilku Magów Lodu, nieważne jak potężnych, nie zdoła skuć nim Czarnej Wody w ciągu kilku chwil.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Mógł to wykorzystać. Spróbował się zorientować, czy poza tym mostem jest jeszcze jakieś inne przejście w polu widzenia, które mogłaby wykorzystać Chimera, nad którą miał kontrolę. -
Głównym punktem tego przedsięwzięcia, czyli obrony mostu, było to, wszystkie inne mosty spalono i była to jedyna droga na drugi brzeg rzeki. Rzecz jasna bestia mogłaby przepłynąć wpław, ale nie jesteś pewien, jak dobrymi pływakami są Chimery, ani czy nikt jej nie zauważy. Na widok czegoś takiego nawet stojącemu w tylnym szeregu kusznikowi Krzyżowców mogłyby puścić nerwy i zwyczajnie strzeliłby do potwora.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Rzeczywiście, nie było warto ryzykować jej życia za taką sprawę. Nordowie, jeżeli się przebiją, będą zaskoczeni po tej stronie. Obserwował dalej walki, jakie się odbywały. -
Choć bitwa jest wielka i na pewno zapisze się w historii Elarid w ten czy inny sposób, już teraz widać, że niezależnie od wyniku, nie będzie można mówić o niej jako o krótkiej, gdzie jedna ze stron szybko przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Na brzegu zajętym przez Nordów zagrały rogi, a wojownicy zwarli mur tarcz i zaczęli się wycofywać. Słusznie czy nie, Krzyżowcy nie rzucili się w pościg, dalej nękali wroga, tak tych wycofujących się z mostu, jak i tych chroniących Magów, ogniem z kusz i łuków, nim wszyscy nie odeszli poza ich zasięg, choć wciąż byli w zasięgu waszego wzroku. Walki o most trwały wiele godzin i pewne było, że Nordowie zaatakują jeszcze niejeden raz, ale póki co ta runda należała do Krzyżowców. Uczcili to okrzykami zwycięstwa i krótkimi modłami do Pradawnych. Ponownie zabezpieczyli most, zbierając z jego ociekającej od krwi powierzchni trupy. Te należące do Nordów wyrzucili na ich brzeg, swoich zabrali, aby pochować ich w masowych mogiłach. Rannych Nordów dobito, a Krzyżowców sprowadzono ponownie do lazaretu, gdzie znów musisz się nimi zająć.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
I tam również się udał, starając się ocalić tyle żyć ludzich, ile tylko zdołał. Zapewne w pierwszej kolejności przydzielą mu, Magowi Leczenia, tych istotniejszych pacjentów, może oficerów, jeżeli tacy zostali ranni w tej rundzie. -
Tak oficerów, jak rycerzy lub i synów szlacheckich rodów, którzy walczyli w szeregach Krzyżowców, trzymano bardziej na tyłach, gdzie mogli się lepiej przydać lub gdzie zwyczajnie nie zginęli bez sensu teraz, gdy ginąć miała szeregowa piechota. To właśnie nimi musiałeś się zająć. Rany szczęśliwie nie były szczególnie trudne w leczeniu, ale wielu pacjentów nie zdołałeś ocalić, choć i tak ze wszystkich pracujących w lazarecie to ty uratowałeś najwięcej żyć.
//Jeśli chcesz z kimś pogadać, zapytać o coś albo zobaczyć co u twojego zwierzaka to śmiało, jeśli nie, to daj znać i przewiniemy akcję dalej.// -
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
///Rozmawiać nie ma zbytnio o czym, jestem tylko Healerem, a Chimera ma się raczej dobrze. Przewijamy./// -
Reszta dnia upłynęła ci na opatrywaniu rannych i krótkim odpoczynku, a całą noc przespałeś jak zabity. Obawiając się niespodziewanego ataku, Krzyżowcy wystawili liczne warty wokół obozu, zwłaszcza na moście i wzdłuż rzeki, więc obudzono cię nad ranem, gdy tylko wartownicy zauważyli, że Nordowie ponownie zbierają się w szyku bojowym w tym samym miejscu, co wcześniej.
- Zwykli jeńcy mają szansę przeżyć. Zostaną jeńcami, ale zawsze to jakieś życie. - zagadnął cię jeden z cyrulików podczas porannego posiłku, który składał się z kilku kromek chleba i gulaszu.
- Słyszałem, że Magów najbardziej nienawidzą i tak jak innych zetną czy powieszą, nas mordują na najbardziej okrutne sposoby. - dodał inny medyk, tym razem Mag. -
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
-- Ośmielę się zauważyć, że bitwa nie jest przesądzona – odparł Oktawiusz, kończąc swoją porcję gulaszu. – A jeżeli nawet sprawy źle się potoczą, to obie strony będą miały rannych, którymi ktoś będzie musiał się zająć. -
- Jeśli dostaniemy się do niewoli to myślisz, że pozwolą ci opatrzeć swoich wojowników? Przecież musieli sobie jakoś z tym radzić wcześniej, mówię wam, my mamy najwięcej interesu w tym, żeby Krzyżowcy wygrali. - powiedział Mag.
Tymczasem obie armie ustawiły się już naprzeciwko siebie i po krótkiej chwili Nordowie ruszyli do ataku na most. Walka bardzo przypominała tą, która rozegrała się tu poprzedniego dnia, choć tym razem Nordowie nie zamierzali zmrozić rzeki, aby ułatwić sobie przejście. Wydawało ci się, że ich atak jest również o wiele słabszy, niż ostatnio, być może poza utratą swoich ludzi stracili również ducha walki? Gdyby tak było, bitwa byłaby już prawie wygrana.
- Zwiadowca! - usłyszałeś nagle, nie mając póki co wiele do roboty, bo rannych było niewielu i zajmowali się nimi zwykli cyrulicy, ponieważ rany nie były szczególnie poważne. Rzeczywiście, dostrzegłeś gnającego ku obozowisku Krzyżowców zwiadowcę na koniu. Nie był ranny, ale za to śmiertelnie przerażony, widziałeś to wiele razy w oczach tych pacjentów, którzy byli świadomi swego losu, ale się z tym nie pogodzili. Jego koń wyglądał jeszcze gorzej, gdy zwiadowca zatrzymał się w obozie jego wierzchowiec zdawał się być na skraju wytrzymałości i nie zdziwiłbyś się, gdyby nagle padł trupem.
Zwiadowcę otoczyli ciekawscy uchodźcy, cyrulicy, Magowie, dowódcy armii Krzyżowców i wszyscy inni, którzy akurat byli w obozie i nie mieli nic do roboty, oczekując na wieści.
- Nordowie! Nordowie na drugim brzegu! - krzyknął tamten, gdy w końcu zdołał wydobyć z siebie głos.
- To już wiemy. - odparł jeden z oficerów, wskazując na armię wojowników z mroźnej tundry po przeciwnej stronie mostu, a kilka zgromadzonych osób zareagowało śmiechem.
- Nie! Nie! Nic nie rozumiecie! Widziałem wielkie mosty z lodu twardego niczym skała! Przerzucili nimi część sił na ten brzeg rzeki, chcą nas wziąć w kleszcze!
W połowie jego wypowiedzi śmiechy ucichły, a gdy skończył, w obozie panowała zupełna cisza, nie licząc jęków nielicznych rannych i toczonej na moście bitwy. Potem wybuchł chaos, jakby Nordowie już znaleźli się w obozie, choć było im do tego daleko. Jedynie oficerowie zachowali spokój i próbowali uspokoić resztę, część zabrała zwiadowcę, aby wypytać go o szczegóły, inni zajęli się uspokajaniem tłumu czy organizowaniem obrony, co nie było łatwe, bowiem im więcej ludzi zabiorą z mostu, tym łatwiej Nordom będzie go przekroczyć. Uchodźcy z drugiego brzegu mimo wszystko wciąż panikowali, płakali, wznosili modły do Pradawnych, a niektórzy spakowali skromny dobytek i uciekli, nie chcąc czekać tu na nieuniknione. -
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Widząc całe te zamieszanie, chaos wywołany widmem zbliżającego się zagrożenia, Oktawiusz zdał zmieszany, po czym z wolna spojrzał się na rękawicę. Jedyny znany mu artefakt, który pozwalał na kontrolowanie Chimery. Tej, która mu do tej pory towarzyszyła. Jeszcze raz spojrzał się na chaos w obozowisku, na rannych i tych, któzy nie mogli się bronić, a następnie podjął decyzję. Oddalił się i ukrył w lesie, poza widokiem innych osób, dodatkowo pomagając sobie kolorem swoich ubrań, po czym przywołał Chimerę do siebie. Stworzenie tak niebezpieczne mogło dzisiaj ocalić wiele istnień… kosztem istnień, którzy chcieli ich zabić. -
Nikt nie zauważył twojego zniknięcia w całym tych chaosie. Przywołana bestia pojawiła się szybko, niemal niezauważenie i bezszelestnie, godne podziwu przy jej gabarytach. Wlepiła w ciebie wszystkie pary oczu, siadając na zadzie kilka metrów od ciebie.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
-- Dobrze… posłuchaj mnie. Na tę stronę rzeki podobno dostali się Nordowie, którzy zmierzają do tego obozu. Nie zdążymy ewakuować wszystkich rannych, a nie możemy też stracić tej pozycji w dolinie. Dlatego chciałbym ciebie poprosić, żebyś ich spowolnił, zaskoczył ich i wystraszył. Wolałbym uniknąć tego, żebyś się z nimi zmierzył w otwartej walce, ale może odciągniesz kilku w gląb lasu i się z nimi rozprawisz? Wyjątkowo nie mam nic przeciwko, żebyś upolował kilka istot rozumnych, zwłaszcza, że zagrażają wielu niewinnym. Więc, czy byłbyś skłonny to dla mnie zrobić? -
Nie mogłeś spodziewać się żadnej składne odpowiedzi, ale skoro bestia znów zniknęła w zaroślach po usłyszeniu polecenia, to najpewniej ruszyła je wykonać. Nigdy cię przecież nie zawiodła. A teraz był bardzo zły moment na pierwszy raz.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Licząc, że Chimera jednak spełni swoje zadanie, wrócił do obozu, by zająć się rannymi, jak i też pomóc w przygotowywaniu obrony tego miejsca. -
I tu był problem, bo w obozie panował chaos. Większość żołnierzy walczyła z Nordami na moście, tu zostały tylko odwody plus dowództwo. Problemem byli przede wszystkim uchodźcy, którzy pałętali się dosłownie wszędzie, wielu starło się wykraść jedzenie z zapasów Krzyżowców, na podróż, inni starali się uciec na własną rękę bez tego. Niektórzy ranni, przynajmniej ci z lżejszymi ranami, postanowili iść w ich ślady, a ci, których stan uniemożliwiał ucieczkę lamentowali lub modlili się do Pradawnych o ratunek. Tobie też przeszło przez myśl, żeby stąd uciec, póki masz szansę…
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Nawet gdyby chciał, nie mógł. Jego misją było przynoszenie ulgi i ratunku każdemu, nie patrząc na to, kim byli. Z taką misją szkolił się Magii Leczenia, z taką ją ukończył i według niej żył. Umiał się bronić, fakt. Jednakże, dopóki mógł, to pomagał. -
Pomagałeś więc, jak mogłeś, ale nie zdało się to na wiele, gdy do twoich uszu doszedł dźwięk przypominający bębny. Dopiero po chwili zdałeś sobie sprawę, że to nie do końca to, ale dźwięk broni uderzającej o tarcze. Nordowie nadchodzili, a naprzeciw nich zaczął formować się zwarty szyk piechoty Krzyżowców: mur tarcz włóczników, wspomaganych na flankach przez halabardników, przed którymi ustawili się łucznicy i kusznicy, a za nimi cięższa piechota z dwuręcznymi mieczami i oficerowie. Nie było to wiele w porównaniu do armii walczącej na moście, ale może wystarczyć, jeśli Nordowie nie przełamią szyku ani nie okrążą wojowników Argentu. Gdyby tak się stało, a dowódcy nie zdołaliby w porę wysłać posiłków z mostu, los wszystkich żołnierzy, medyków i uchodźców byłby przypieczętowany.