Kres Nadziei
-
Bilolus1
Bardzo powoli spojrzał po Wampirach które go otaczały, wbijając swoje płonące, puste oczodoły prosto w ich spojrzenia, gdy jego wzrok spoczął na Liszu ‐ zapłonął on kolorem błękitnym, ukazując iż Strażnik przybył w pokojowych zamiarach.
‐ Witaj Moandorze, me imie zagubione wśród wieków, lecz śmiertelni nazywają mnie Strażnikiem, jestem Marenem, posłańcem. Przybywam tu w poszukiwaniu mych pobratymców, z dawien dawna nie było mnie w tych stronach, dlatego też spróbowałem przybyć tu w ów niezaproszony sposób, moja teleportacja została zakłócona.
-
Kuba1001
Upiór powoli skinął głową. Jako istota, która nie mogła umrzeć ze starości, bo była już martwa, podobnie jak otaczającego go Wampiry, nie miał w zwyczaju podejmować pochopnych decyzji, więc wszystko gruntownie przemyślał, co Ci nie przeszkadzało, miałeś przecież multum czasu. Lisz odezwał się dopiero po kwadransie.
‐ Nie wiem skąd wiesz, że żyje tu taki, o którym mówisz, ale nie mylisz się, Strażniku. Czego od niego żądasz? -
Bilolus1
‐ Rozmowy, łączy nas bowiem wspólny cel którego zdradzić w pełni nie mogę ‐ od tej misji zależy bowiem czy świat nie stanie w ogniu‐. Strażnik splótł swe dłonie za swymi plecami, oczekując na odpowiedź, jego głos miał tym razem zabrzmieć donioślej, bardziej przekonująco ‐ jako mistrz magii dźwięku włożył w to tone starania‐.
-
Kuba1001
Takie sztuczki chyba nie działały na ogół Nieumarłych lub na tego jednego konkretnego Lisza, ponieważ nie dał się od razu przekonać i potrzebował blisko trzy razy więcej czasu do namysłu, aby Ci odpowiedzieć.
‐ Zgoda. ‐ odrzekł w końcu, unosząc jednak kościsty palec. ‐ Ale nie mogę wpuścić Cię do Kresu Nadziei bez zgody mojego pana, Kettlosa, którego tu nie ma, więc cała rozmowa odbędzie się tutaj, przed bramą. Zaczekamy w pobliżu, dopóki się nie skończy, tak daleko, aby Wam nie przeszkadzać, i tak blisko, aby móc zareagować. Czy przystajesz na te warunki, Strażniku? -
-
Kuba1001
Lisz skinął głową, a jeden z Wampirów pospiesznie się oddalił. Po kilkunastu minutach wrócił, wraz z szóstką swoich pobratymców, mających wzmocnić siły Moandora, gdyby przyszło co do czego, i musieliby stawić Ci czoła. Za nimi powoli kroczył ten, które szukałeś: Dziwny stwór, jeszcze ani razu nie miałeś okazji zobaczyć podobnego, choć fakt, że Wy wszyscy różnicie się od siebie tak jak śmiertelni od siebie.
Maren stanął przed Tobą, w odległości zaledwie półtora metra, a choć nie widziałeś jego twarzy pod kapturem, wiedziałeś, że świdruje Cię wzrokiem tak bardzo, że niemalże przebija się przez Twój pancerz.
Moandor odszedł, wraz ze swoimi Wampirami, na jakieś dziesięć metrów, tak jak obiecał, więc raczej spokojnie możecie odbyć rozmowę. -
Kuba1001
Jurek:
Mając za towarzysza jedynie swojego Warga, bo Wampir podczas wspólnej, trwającej kilka dni podróży, powiedział tylko kilka słów, zdołałeś jakoś przetrwać i nie oszaleć. Znalazłeś się ponownie w twierdzy, choć nikt nie witał Cię tu jako bohatera, bo i mieszkańców zamku było niewielu, Uruków nie widziałeś w ogóle, Wampirów ledwie garstkę. Tak czy siak, choć Twą misję oraz uratowanie Wampira można uznać za sukcesy, to jednak nie wyglądaliście na zwycięzców. Może dlatego wjechaliście tu tylną bramą? -
JurekBzdurek
Nie podobało mu się to, bardzo, jednak nic nie mówił, nie było to jego rolą. Oporządził warga, wyczyścił broń i ruszył dowiedzieć się trochę, co takiego się tu wydarzyło, czekając na rozkazy, które na pewno niedługo nadejdą. Na pewno. Rozkazy to zawsze dobra rzecz, gdy ktoś jest tylko klingą w rękach swego pana.
-
-
-
Kuba1001
Ci, których rozmowy podsłuchiwałeś, służba różnych ras i najemnicy, stanowiący pierwotną siłę Kresu Nadziei, których większość odeszła, gdy Kettlos zebrał odpowiednio wielu Uruk‐Hai, wiedzieli tyle, ile Ty, albo i mniej. Wspominali jedynie o tym, że wszędzie toczą się bitwy o władzę nad nacją Wampirów, a Lord Kettlos odpowiedział wiernie na wezwanie swego pana, Nosgotha, z twierdzy Angband, osobiście prowadząc armię Wampirów i Uruków na pomoc swojemu władcy. Wielu innych Uruk‐Hai i Wampirów opuściło Kres Nadziei później, samotnie bądź małymi grupkami, i jedynie spekulowano na temat ich misji lub losu tych, którzy jeszcze nie powrócili.
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Trafiłeś do zamku Kettlosa, najwierniejszego i najpotężniejszego ze sług samego Nosgotha, jednego do pretendentów w wojnie o supremację nad całą wampirzą rasą, bez zbędnych przeszkód. To dopiero tu zaczną się schody, nawet pomimo tego, że w Kresie Nadziei witane są wszelkie szumowiny, które mają jego władcy cokolwiek wartościowego czy przydatnego do zaoferowania. -
-
Kuba1001
Mniej więcej sto metrów od bramy spotkałeś małą grupkę powitalna, wysłaną tu pewnie przez pana zamku, składającą się z czterech odzianych w ciężkie zbroje i hełmy, uzbrojonych w tarcze z ostrymi krawędziami, dość charakterystyczne miecze długie i włócznie, Uruk‐Hai, wariację Orków, stworzonych przez samego Kettlosa. Prowadził ich jeden z licznych tu Wampirów, niewiele odbiegający od rasowych standardów, w równie eleganckiej, co skutecznie chroniącej, zbroi. To on był niewątpliwie dowódcą całego orszaku, on też dał swoim Urukom znak, aby się zatrzymali i wbił miecz w ziemię, czekając aż podejdziesz bliżej.
-
-
-
Vader0PL
Baszal “Niziołek” Vallohr
‐Ja? Jestem jedynie posłańcem wiadomości. Niosę zaproszenie od Góry, prosto z Miasta Imperawes. Mój pan, który mnie wysłał, uznał Kettlosa za bardzo istotnego w tym świecie, dlatego też właśnie wysłał to zaproszenie. Mam wręczyć je tobie, żebyś mógł je dostarczyć, czy jednak dostarczenie jedynie osobiście? -