Achaton
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Cofnięcie wojsk oznacza powtórkę z kawalerią. Jeżeli wyśle kogoś samego, to ci najpewniej zginą z rąk elfich wojsk. Na to już nie mógłsobie pozwolić, miał za mało środków do tego.
- Zostajemy tutaj! - zawołał - Będziemy pilnowali tego obszaru, aż nie dotrze do nas sojusznicze wojsko. Mamy ich kamień, teraz niech Elfy się wykrwawią, by chociaż spróbować go zobaczyć. Rozumiemy się? -
Podbudowani tym, jak daleko zaszli, ilu wrogów zabili i jaki symbol odebrali Elfom, żołnierze wznieśli w górę broń, pięści lub bojowe okrzyki pełne zapału. Zdecydowanie zrozumieli i choć nie ma co liczyć, że będą bronić kamienia z równą determinacją co długousi, to na pewno łatwo go nie oddadzą.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Korzystając z ich obecnej determinacji zaczął ich rozstawiać przy różnych wejściach do tego miejsca, by mogli stworzyć chociażby chwilową linię obrony. Sam stanął w największej uliczce i bacznie zaczął obserwować okolicę. To było zabawne. Przeżył tyle morderczych treningów, tyle osób zabił i tyle dzieci osierocił w imię Zakonu, a jednak nie przyszło mu nigdy go bronić. Za to stał tutaj, w ojczyźnie wroga, na obcej ziemi i szykował się do obrony cudzej świętości. Tak, to było dosyć zabawne. -
Zdecydowanie będzie to historia, którą będzie chciało usłyszeć wielu spośród Zbrojnych i Rycerzy, ale warunkiem tego jest to, że przeżyjesz, aby mogli ją w ogóle usłyszeć. Żołnierze, jeśli mieli łuki czy kusze, zajęli pozycje przy oknach budynków, pozostali zaś skryli się za nimi, za barykadami, wśród ruin, a więc wszędzie, gdzie tylko się da. Nie trzeba było długo czekać na kontratak, po zaledwie kilku czy kilkunastu minutach przez wszystkie możliwe uliczki wlała się horda Grzybiaków, potrząsając groźnie kończynami przypominającymi maczugi i rozmaitą bronią dzierżoną w drugiej dłoni. Nic wielkiego, ale na dobrą sprawę mają szansę wygrać poprzez samo zalanie was masą.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Dlatego też w pierwszej kolejności spróbował ich spowolnić. Kiedy zbliżyły się, to użył Magii Ziemi do tego, by oddzielić część Grzybiaków od reszty poprzez utworzenie wysuniętego z ziemi muru. Najpierw zajmie się częścią, później kolejną częścią. Chociaż tak może coś zdziałać. Oprócz oczywiście tego, że sam ruszył do walki. Z tarczą na plecach i toporem w rękach zaatakował najbliższe mu Grzybiaki. -
Udawało ci się bez większego trudu rozpoławiać je zaledwie jednym ciosem, twoi ludzie radzili sobie równie dobrze i tak w krótkim czasie połowa z atakujących stworów była martwa lub konała, a reszta wycofywała się pospiesznie.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- Korzystać z przerwy, dopóki możecie! Wiedzą, że nie jesteśmy amatorami, tylko skałą, o którą ci słabeusze się rozbijają. -
Nie trzeba im było dwa razy powtarzać. Pospiesznie zaspokoili głód lub pragnienie, opatrzyli rannych, przetrząsnęli trupy wrogów w poszukiwaniu czegoś cennego. W tym czasie zdarzyło się coś, co podniosło ich wszystkich na duchu, ciebie w sumie też. Bowiem na dachach kilku budynków w mieście pojawiły się flagi Księstwa Pajęczej Królowej. Początkowo pięły się powoli, nieśmiało i było ich niewiele. Ale z czasem wręcz się od nich zaroiło. Czyżby miasto właśnie upadło?
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
To mu się bardzo podobało. Lecz, dopóki do niego samego nie dotarły sojusznicze wojska, nie zamierzał odpoczywać.
-- Zyskujemy kontrolę nad Achatonem! – zawołał do żołnierzy. – Wytrzymać jeszcze chwilę! Niedługo nasi się tutaj zjawią. -
Nie czekałeś długo, bo po chwili uliczkami zaczęły wbiegać na plac bandy Goblinów-niewolników, gnane przez jeźdźców na Ponurych Jaszczurach. Za kawalerią wkroczyły karne oddziały Drowów, wyposażone w standardowe kusze lub parę jataganów.
- Zabezpieczyć okolicę. - polecił nowoprzybyłym jeden z jeźdźców, po czym jego wojownicy i niewolnicy rozbiegli się, a on sam podjechał na swoim wierzchowcu bliżej ciebie.
- Jak rozumiem, ty tu dowodzisz? -
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- W rzeczy samej. Ich święty kamień znajduje się obecnie w ruinach jednego z domostw. Jeżeli będziecie chcieli go stąd wynieść, to przygotujcie się na to, że nawet z Magią Ziemi będzie ciężko. -
- Niech zostanie gdzie jest, przynajmniej na razie. Dopóki wiedzą, że ich symbol jest w naszych rękach, ich morale spadnie. Dobra robota, wykazane tu męstwo i umiejętności nie zostaną ci zapomniane. Jeśli chcesz wrócić na tyły, droga wolna.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- Większość moich żołnierzy opada z sił, ale ja jestem ciągle na nogach – odparł hardo. Nie po to był Rycerzem Śmierci, by móc pozwolić sobie na opadnięcie z sił, dopóki bitwa trwała i śmierć krążyła po okolicy. – Czy jakieś rejony Achatonu jeszcze stanowią opór dla naszych sił? -
Drow pokiwał ponuro głową.
- Zajęliśmy tę, czyli wschodnią, część miasta, mury i bramę na południu, skąd poprowadziliśmy natarcie i część zachodniej dzielnicy. Poza nią, wciąż trwa zaciekły opór w centrum. Ze wschodniej i zachodniej części miasta nie da się dotrzeć do północy, tam zgromadzili się wszyscy cywile, którzy nie opuścili miasta, dowództwo i miejskie władze. Przed zmrokiem trzeba będzie oczyścić zachodnią część miasta z maruderów i umocnić się w centrum. Jutro atakujemy od świtu do zmierzchu, aż przejmiemy ich pozycje w centrum, a potem dobijemy ostatnich wrogów na północy… Zbierz swoich wojowników, niedługo przybędzie tu reszta wojsk. Macie około dwóch godzin na plądrowanie tej części miasta, nim pojawią się pozostali. Jedną trzecią oddajecie dowództwu, reszta należy do was, prawem zdobywców… Kamień nie należy do łupów, wyślemy go do stolicy razem z jeńcami. -
Matir “Kasaxy” Moonsky
Pokiwał głową, zgadzając się z jeźdźcą, po czym gestem wezwał kilku swoich żołnierzy.
-- Dajcie znać pozostałym. Macie dwie godziny na splądrowanie tego miejsca, jedną trzecią oddajecie dowództwu. Kamień nie jest dla was – powiadomił ich, po czym puścił ich wolno. Po czym zwrócił się do dowódcy.
-- Jak sytuacja w centrum? Jakie siły stanowią tam główny opór, oraz czy Smok się tam pojawił? -
Mroczny Elf potwierdził skinieniem głowy.
- To przez niego centrum jest dla nas chwilowo nie do zdobycia. Poza tym zgromadzili tam właściwie wszystko, co wystawili przeciw nam do tej pory, tylko w jeszcze większej liczbie.
Tymczasem twoi podkomendni zabrali się za plądrowanie domów i innych budynków w tej części miasta. Jak nakazywało prawo armii, niewolnicy znosili wszystko w jedno miejsce, aby później zostało to rozdzielone równo dla wszystkich (po odjęciu części należnej dowodzącym armią), a zatrzymanie czegoś dla siebie bez zgody dowódcy kończyło się śmiercią. Z kolei Magowie i inne Mroczne Elfy miały prawo zabrać dla siebie wszystko, co im się tylko podobało, oczywiście uiszczając należną dowództwu opłatę. -
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- Dziękuję za informacje. Z mojej strony to wszystko – odpowiedział, a jak dowódca pozwolił mu odejść, to ruszył, by zobaczyć, co takiego znajdywali jego żołnierze wśród łupów Achatonu. Nie potrzebował tak właściwie niczego, jednak nie mógł odmówić sobie, że jest zaintrygowany, co takiego mogły tutaj zgromadzić Elfy. -
Ograbiali głównie trupy zmarłych żołnierzy, więc na osobnych stosach walała się broń, pancerze, hełmy i inne elementy ekwipunku elfickich żołnierzy. Do tego rabowali wszystkie budynki, jakie były w okolicy, więc na kolejnych stosach znalazła się żywność wszelkiej maści, beczki pełne alkoholu, złoto, srebro, biżuteria, kosztowna zastawa stołowa, przyprawy, rozmaite ozdoby, narzędzia, ubrania, bele materiału, stal i miedź w sztabkach oraz wiele, wiele więcej. Wszystko to znajdzie jakieś zastosowanie, czy jako trofea wojenne, czy prowiant dla oblegających, czy po prostu zostanie sprzedane lub wysłane w głąb państwa, jak na przykład przetworzone rudy. Wątpiłeś, aby broń czy pancerze trafiły się niewolnikom, przez to, jak wielu ich było w każdej armii Drowów operującej na jednym z kilku frontów, przestrzeganą przez każdego dowódcę zasadą było wyposażanie ich oddziałów w gorszy sprzęt, aby w wypadku ewentualnego buntu wciąż mieć przewagę. Dopiero po jakimś czasie do łupów dołączali nieliczni jeńcy, zwykli mieszkańcy miasta, którzy nie zginęli w czasie walk ani nie zdołali uciec do kontrolowanych przez Elfy dzielnic, stąd byli tak nieliczni.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Czyli właściwie nic, co mogło mieć dla niego jakąkolwiek wartość. Jego wyposażenie było lepsze, a nie widział niczego przydatnego w reszcie przedmiotów, zwłaszcza, że przyzwyczaił się do wątpliwych luksusów siedziby Rycerzy Śmierci. Dlatego też ruszył na oględziny świętego kamienia Achatonu, który rzucił w stronę budynku. Nie mógł go oddzielić od ziemi przy podstawie, co go intrygowało. -
Nie zmienił się wiele od momentu, w którym wyciągnąłeś go z miejsca, na jakim stał od setek lat. Był długi na ponad cztery metry, szeroki na około dwa, o kształcie przypominającym romb, chropowatej powierzchni o granatowej barwie i dziwnym połysku. Uderzenie nim w budynek nie wyrządziło mu żadnych szkód, nie dostrzegłeś na jego powierzchni nawet najmniejszej rysy, pęknięcia czy odłupanego uderzeniem fragmentu. Brak jakiejkolwiek reakcji kamienia na twoje magiczne zabiegi mógł oznaczać tylko dwie rzeczy: tak naprawdę nie był kamieniem ani niczym, co podpadało pod Magię Ziemi, stąd twoje próby były skazane na porażkę, lub miał unikatowe, antymagiczne właściwości, blokujące twoje zaklęcia. Antymagia była szczególnie trudną dziedziną sztuk tajemnych, pozwalającą uchronić miejsca, przedmioty czy osoby przed wpływami sztuk tajemnych, dziś uprawianą tylko przez nielicznych, a przy tym najpotężniejszych Magów. Miejsca, rośliny, zwierzęta, przedmioty czy zjawiska, które miały naturalnie antymagiczne właściwości były rzadkie, tobie właściwie nieznane.