Achaton
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
To mu się bardzo podobało. Lecz, dopóki do niego samego nie dotarły sojusznicze wojska, nie zamierzał odpoczywać.
-- Zyskujemy kontrolę nad Achatonem! – zawołał do żołnierzy. – Wytrzymać jeszcze chwilę! Niedługo nasi się tutaj zjawią. -
Nie czekałeś długo, bo po chwili uliczkami zaczęły wbiegać na plac bandy Goblinów-niewolników, gnane przez jeźdźców na Ponurych Jaszczurach. Za kawalerią wkroczyły karne oddziały Drowów, wyposażone w standardowe kusze lub parę jataganów.
- Zabezpieczyć okolicę. - polecił nowoprzybyłym jeden z jeźdźców, po czym jego wojownicy i niewolnicy rozbiegli się, a on sam podjechał na swoim wierzchowcu bliżej ciebie.
- Jak rozumiem, ty tu dowodzisz? -
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- W rzeczy samej. Ich święty kamień znajduje się obecnie w ruinach jednego z domostw. Jeżeli będziecie chcieli go stąd wynieść, to przygotujcie się na to, że nawet z Magią Ziemi będzie ciężko. -
- Niech zostanie gdzie jest, przynajmniej na razie. Dopóki wiedzą, że ich symbol jest w naszych rękach, ich morale spadnie. Dobra robota, wykazane tu męstwo i umiejętności nie zostaną ci zapomniane. Jeśli chcesz wrócić na tyły, droga wolna.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- Większość moich żołnierzy opada z sił, ale ja jestem ciągle na nogach – odparł hardo. Nie po to był Rycerzem Śmierci, by móc pozwolić sobie na opadnięcie z sił, dopóki bitwa trwała i śmierć krążyła po okolicy. – Czy jakieś rejony Achatonu jeszcze stanowią opór dla naszych sił? -
Drow pokiwał ponuro głową.
- Zajęliśmy tę, czyli wschodnią, część miasta, mury i bramę na południu, skąd poprowadziliśmy natarcie i część zachodniej dzielnicy. Poza nią, wciąż trwa zaciekły opór w centrum. Ze wschodniej i zachodniej części miasta nie da się dotrzeć do północy, tam zgromadzili się wszyscy cywile, którzy nie opuścili miasta, dowództwo i miejskie władze. Przed zmrokiem trzeba będzie oczyścić zachodnią część miasta z maruderów i umocnić się w centrum. Jutro atakujemy od świtu do zmierzchu, aż przejmiemy ich pozycje w centrum, a potem dobijemy ostatnich wrogów na północy… Zbierz swoich wojowników, niedługo przybędzie tu reszta wojsk. Macie około dwóch godzin na plądrowanie tej części miasta, nim pojawią się pozostali. Jedną trzecią oddajecie dowództwu, reszta należy do was, prawem zdobywców… Kamień nie należy do łupów, wyślemy go do stolicy razem z jeńcami. -
Matir “Kasaxy” Moonsky
Pokiwał głową, zgadzając się z jeźdźcą, po czym gestem wezwał kilku swoich żołnierzy.
-- Dajcie znać pozostałym. Macie dwie godziny na splądrowanie tego miejsca, jedną trzecią oddajecie dowództwu. Kamień nie jest dla was – powiadomił ich, po czym puścił ich wolno. Po czym zwrócił się do dowódcy.
-- Jak sytuacja w centrum? Jakie siły stanowią tam główny opór, oraz czy Smok się tam pojawił? -
Mroczny Elf potwierdził skinieniem głowy.
- To przez niego centrum jest dla nas chwilowo nie do zdobycia. Poza tym zgromadzili tam właściwie wszystko, co wystawili przeciw nam do tej pory, tylko w jeszcze większej liczbie.
Tymczasem twoi podkomendni zabrali się za plądrowanie domów i innych budynków w tej części miasta. Jak nakazywało prawo armii, niewolnicy znosili wszystko w jedno miejsce, aby później zostało to rozdzielone równo dla wszystkich (po odjęciu części należnej dowodzącym armią), a zatrzymanie czegoś dla siebie bez zgody dowódcy kończyło się śmiercią. Z kolei Magowie i inne Mroczne Elfy miały prawo zabrać dla siebie wszystko, co im się tylko podobało, oczywiście uiszczając należną dowództwu opłatę. -
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- Dziękuję za informacje. Z mojej strony to wszystko – odpowiedział, a jak dowódca pozwolił mu odejść, to ruszył, by zobaczyć, co takiego znajdywali jego żołnierze wśród łupów Achatonu. Nie potrzebował tak właściwie niczego, jednak nie mógł odmówić sobie, że jest zaintrygowany, co takiego mogły tutaj zgromadzić Elfy. -
Ograbiali głównie trupy zmarłych żołnierzy, więc na osobnych stosach walała się broń, pancerze, hełmy i inne elementy ekwipunku elfickich żołnierzy. Do tego rabowali wszystkie budynki, jakie były w okolicy, więc na kolejnych stosach znalazła się żywność wszelkiej maści, beczki pełne alkoholu, złoto, srebro, biżuteria, kosztowna zastawa stołowa, przyprawy, rozmaite ozdoby, narzędzia, ubrania, bele materiału, stal i miedź w sztabkach oraz wiele, wiele więcej. Wszystko to znajdzie jakieś zastosowanie, czy jako trofea wojenne, czy prowiant dla oblegających, czy po prostu zostanie sprzedane lub wysłane w głąb państwa, jak na przykład przetworzone rudy. Wątpiłeś, aby broń czy pancerze trafiły się niewolnikom, przez to, jak wielu ich było w każdej armii Drowów operującej na jednym z kilku frontów, przestrzeganą przez każdego dowódcę zasadą było wyposażanie ich oddziałów w gorszy sprzęt, aby w wypadku ewentualnego buntu wciąż mieć przewagę. Dopiero po jakimś czasie do łupów dołączali nieliczni jeńcy, zwykli mieszkańcy miasta, którzy nie zginęli w czasie walk ani nie zdołali uciec do kontrolowanych przez Elfy dzielnic, stąd byli tak nieliczni.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Czyli właściwie nic, co mogło mieć dla niego jakąkolwiek wartość. Jego wyposażenie było lepsze, a nie widział niczego przydatnego w reszcie przedmiotów, zwłaszcza, że przyzwyczaił się do wątpliwych luksusów siedziby Rycerzy Śmierci. Dlatego też ruszył na oględziny świętego kamienia Achatonu, który rzucił w stronę budynku. Nie mógł go oddzielić od ziemi przy podstawie, co go intrygowało. -
Nie zmienił się wiele od momentu, w którym wyciągnąłeś go z miejsca, na jakim stał od setek lat. Był długi na ponad cztery metry, szeroki na około dwa, o kształcie przypominającym romb, chropowatej powierzchni o granatowej barwie i dziwnym połysku. Uderzenie nim w budynek nie wyrządziło mu żadnych szkód, nie dostrzegłeś na jego powierzchni nawet najmniejszej rysy, pęknięcia czy odłupanego uderzeniem fragmentu. Brak jakiejkolwiek reakcji kamienia na twoje magiczne zabiegi mógł oznaczać tylko dwie rzeczy: tak naprawdę nie był kamieniem ani niczym, co podpadało pod Magię Ziemi, stąd twoje próby były skazane na porażkę, lub miał unikatowe, antymagiczne właściwości, blokujące twoje zaklęcia. Antymagia była szczególnie trudną dziedziną sztuk tajemnych, pozwalającą uchronić miejsca, przedmioty czy osoby przed wpływami sztuk tajemnych, dziś uprawianą tylko przez nielicznych, a przy tym najpotężniejszych Magów. Miejsca, rośliny, zwierzęta, przedmioty czy zjawiska, które miały naturalnie antymagiczne właściwości były rzadkie, tobie właściwie nieznane.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
W pewnym stopniu tłumaczyło to, dlaczego Mistrz Zakonu chciał części tego kamienia, jako część udzielonej zgody, by mógł dołączyć do armii swojej ojczyzny. Jednocześnie też, coś go zastanawiało. Ostatnio nie mógł rozdzielić ziemi od kamienia i musiał go wyrwać wraz z ziemią. Czy teraz, skoro rzucił go o budynek, został odłączony od ziemi, jaka była niemalże do niego przyklejona? Słyszał opowieści, jakoby wrogi dowódca zginął przygnieciony tym kamieniem. Teraz chciał zobaczyć, czy są na to jakiekolwiek dowody.
/// Mam nadzieję, że pamiętasz to, o czym rozmawialiśmy kiedyś? Z moim pytaniem, czy pod tym kamieniem przygnieciony jest jakiś istotniejszy, potencjalny NPC? W tym temacie, gdzieś koło 21 i 22 postu. -
//Mam już nawet pomysł, kim mógłby ten dowódca tak dokładnie być, ale nie był to żaden Demon, Nieumarły, potężny Mag czy ktokolwiek, kto może jakoś przeżyłby trafienie wielkim głazem spadającym z nieba, także nie, powrotu dowódcy z przeszłości nie będzie.//
Tak, ziemia przyczepiona do kamienia odpadła przy uderzeniu w budynek, dzięki czemu miałeś przed sobą niemalże sam tajemniczy kamień. Co do legendy, to jest ona legendą, Elfy są święcie przekonane, że to prawda, ale to tylko ich punkt widzenia. Na kamieniu nie było zaś żadnych śladów, które mogłyby uwiarygodnić tę legendę, ale z drugiej strony nie jest wykluczone, że miejsce, w którym wcześniej stał, było też tym samym miejsce, w którym zginął ten dowódca z zamierzchłej przeszłości, mogło to być w zupełnie innym miejscu miasta lub poza nim, a dopiero po bitwie kamień został tu przeniesiony i otoczony kultem. -
Matir “Kasaxy” Moonsky
Oceniając wszystko, co wiedział na ten temat, sięgnął po topór. Właściwości antymagiczne to było jedno, jednakże chciał się upewnić, czy część kamienia da się odłupać od reszty. Dlatego też, zachowując się bardzo ostrożnie i w miarę delikatnie jak na człowieka wykorzystującego końcówkę swojego oręża jak dłuto, spróbował naruszyć powierzchnię kamienia.////
////
-
Cóż, za dobrego złotnika możesz wziąć fakt, że żadna tajemna moc nie rozerwała cię na strzępy ani nie usmażyła, gdy spróbowałeś zbrukać święty kamień Elfów. Ale nie tylko nie spadła na ciebie żadna nadnaturalna kara, ale… nic się nie wydarzyło. Powolne stukanie o kamień dało tyle, co nic, nawet przykładając twarz do jego powierzchni i wytężając wzrok, nie zauważyłeś nawet drobnej ryski, pęknięcia czy czegokolwiek, co mogłoby wskazywać, że twoja broń zdołała w jakiś sposób naruszyć strukturę kamienia.