Leśny Trakt
-
Kuba1001
//No nieźle…//
Niewiele zdołałaś wyszeptać, bo na drodze stanął Ci knebel. Zaś szlachcic był definitywnie martwy, a ostatnie podrygi, które zaobserwowałaś były wynikiem pośmiertnych drgawek. Goblin i Ork dość szybko zabrali zarówno jemu, jak i swemu zabitemu kompanowi, broń i wszelkie kosztowności, aby ruszyć dalej w drogę. -
Radiotelegrafista
//Hmm?//
W pierwszej chwili, tylko leżała w wozie, trzęsąc się po tym, co zobaczyła. Czemu? Czemu on w ogóle tutaj przyszedł? I czemu był sam? Czemu jego, ani jej ojciec, wojowie, czemu oni nie poszli za nim? Pewnie wiedzieli, że to głupie, że nie warto ryzykować dla kogoś takiego…takiego jak Desi. Głupiej, słabej Desi. A jednak on poszedł, poszedł jej na pomoc. W jej głowie znów zrodził się jego obraz, kiedy walczył, a potem kiedy zraniony, cierpiał. Gdy zobaczyła go w momencie, gdy obuch spadał na głowę, bezisilnie zapłakała, bo to właśnie za nią on oddał życie, które było tak wspaniałe.
Po chwili od nowa zaczęła się za siebie karcić. Tym razem za swoją bezczynność. Nie powinna była leżeć tu i beczeć, dając się zawlec zielonym gdziekolwiek. Przez choćby najmniejszy czyn nie pozwolić, by śmierć młodzieńca była bezsensowna.
Zdławiła w sobie ostatnie łzy i wyjrzała dookoła, obserwując, czy zieloni patrzą w jej stronę.
-
-
Kuba1001
Radio:
Podróż z Ghadugh do Twego dworku, w przeciwieństwie do tej z traktu do miasta zielonych, była dość długa, w końcu tempo nie było tak mordercze, a i Wasza grupa była solidnie obładowana tym, co było potrzebne do odbudowy włości. No i musieliście znaleźć takie miejsce na granicy z Cesarstwem, aby nikt Was nie zauważył. Niemniej, wróciłaś wreszcie w znajome strony, a dzień przed tym wydarzeniem w końcu zostałaś uwolniona z więzów i knebla, gdyż dopiero wtedy Gideon ostatecznie przekonał swoich Orków, że żaden z Ciebie Mag.
Jadąc traktem, zauważyłaś wioski będące w posiadaniu Twego ojca, a raczej to, co z nich zostało: Dopalone zgliszcza, gdzieniegdzie mogiły lub wciąż niepogrzebane trupy będące pożywką dla wilków czy ptaków. Na całe szczęście Twój dworek był cały, choć nieco bardziej zapuszczony, niż w chwili, gdy go opuszczałaś po raz ostatni. Z ojcem sprawa miała się podobnie, ale od razu odzyskał większość wigoru, gdy Cię ujrzał. Tłumaczył Ci, że chciał Cię odzyskać, ale nie miał żołnierzy, aby zrobić to siłą, a Orkowie, mimo otrzymania sowitego okupu, nie zamierzali wypuścić Cię z niewoli, czego nie rozumiał… Tak czy inaczej, przepraszał się i cieszył. Również pojawienie się młodego Apyra było dla niego wielką radością, a zwłaszcza jego środki, zapewnienie że jest szlachcicem oraz fakt, że chcecie się pobrać, na co oczywiście dał Wam swoje błogosławieństwo, ale chciał, żeby stało się to po postawieniu włości na nogi. O ile dworek służba wysprzątała w ciągu dnia, to z wioskami było trudniej. Na całe szczęście przydało się złoto, zaopatrzenie i wojownicy wiedzeni przez Gideona, którzy po zakwaterowaniu się w namiotach i krótkim odpoczynku zajęli się wyplenianiem wilków i bandytów, karczowaniem lasu na potrzeby odbudowy wiosek i otoczenia ich palisadami lub innymi umocnieniami oraz eskortowaniem tych wieśniaków, którzy przeżyli i sprowadzeniem nowych. Poza tym, uratowane dzięki Tobie niewolnice na dobre zadomowiły się w pałacu, podobnie jak Gideon i jego Orczyca, mający pokój obok Twojego. No i, co ważne, szlachcic przestrzegł Cię, abyś nie mówiła o niczym swemu ojcowi, chyba że jego wersję historii, jakoby wyrwał Cię z łap okrutnych łowców niewolników wraz ze swoimi szlachetnymi, zielonoskórymi najemnikami i odstawił z powrotem tutaj. Mimo iż brzmiało to dziwnie, to jednak nie miałaś co się spierać, dzięki niemu byłaś w końcu wolna, w swoim domu, gdzie właśnie się przebudziłaś, zaczynając kolejny dzień z życia wolnej szlachcianki. -
Radiotelegrafista
Desi z wolna podniosła się na łóżku, dosyć apatycznie patrząc przed siebie. Wciąż trudno do niej dochodziło to, że po tym wszystkim, “szczęśliwie” wróciła do domu. Wstała, ubrała się dosyć surowo, ale schludnie i wygodnie, po czym związała włosy w kuca. Zaścieliła też łóżko, jakoś tak wolała to zrobić od razu. Po tym wyszła na korytarz i skierowała się na dół, do pomieszczenia, w którym przygotowywano jedzenie. Szukała wody.
-
Kuba1001
Do kuchni niby miałaś wstęp, ale po co, skoro i tak musiałabyś przejść przez jadalnię z suto zastawionym posiłkami i napojami stołem? W samym pomieszczeniu, poza krzątającą się służbą, były tylko dwie osoby: Twój ojciec i przyszły mąż, którego kochanka, ochroniarz i reszta zielonoskórych jakoś opuściła.
-
Radiotelegrafista
Przywitała się z nimi milczącym i słabym, ale taktownym ukłonem. Ponownie rozejrzała się za wodą. Wątpiła, że ta znajdzie się w jadalnie, ale zawsze jakaś szansa na nią była, prawda? Przy okazji, rzuciła krótko wzrokiem na Gideona i jej Ojca, przysłuchując się ich rozmowie (którą zakładam, iż prowadzili).
-
Kuba1001
Ano, prowadzili, ale pewnie od dłuższego czasu, bo niewiele z niej zrozumiałaś, choć pewnie była to jakaś zabawna historia i gdybyś usłyszała ją od początku to może zaśmiałabyś się tak, jak oni przed chwilą.
Wody nie było, w końcu sama kiedyś stwierdziłaś, będąc w orczej niewoli, że to napój dla prostaków, tak więc do wypicia miałaś jedynie piwo lub wino, jak an szlachciankę przystało.
‐ Desi, pozwól do nas na chwilę. ‐ powiedział Antoniusz, ocierając ostatnią łezkę rozbawienia oraz przywołując ponownie swoją powagę. -
-
Kuba1001
Warto by więc kiedyś podziękować tym zielonoskórym, za wzbogacenie Cię kulturowo i moralnie.
‐ Tak się składa, że muszę wyjechać na kilka godzin, aby doglądnąć odbudowy wiosek i wszystkiego, co z tym związane… Zajmij się, proszę, dworkiem, ponieważ liczę dziś na pojawienie się kilku gości. No i zaopiekuj się swoim przyszłym małżonkiem. ‐ dodał z porozumiewawczym uśmiechem w stronę Apyra. ‐ Jeśli ci goście się zjawią, ugość ich należycie i poleć czekać, aż wrócę, dobrze? -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Ojciec niezbyt przepadał za książkami, może z wyjątkiem kilku ulubionych egzemplarzy, ale, jak to szlachcic, musiał mieć dużą i bogato wyposażoną bibliotekę, aby razić w oczy gości i sprawiać wrażenie bardziej oczytanego i inteligentnego, niż już jest. Książek o Magii było niewiele, mianowicie jedna traktująca w ogóle o Magii samej w sobie, druga o podstawach do nauki sztuk tajemnych, zaś trzecia pozwalała opanować Magie: Wody, Ognia, Ziemi i Powietrza, a przynajmniej w teorii, bo nie wystarczy księga, aby być kimś na miarę adepta Gildii Magów.
-
-
Kuba1001
W tym momencie przypomniałaś sobie jak to tyle czasu musiałaś spędzić związana i zakneblowana w niewoli zielonoskórych tylko dlatego, że sądzili, iż jesteś Magiem, w końcu rzuciłaś się do ataku bez umiejętności i z lichą bronią, dając się pojmać byle Goblinowi… Tak, nauka Magii nie była więc głupim pomysłem. Jak na razie czytanie idzie Ci całkiem nieźle, sporo podstawowych pojęć, sposobów na oczyszczenie umysłu, przyjęcie prawidłowej postawy ciała i innych takich, ale po około półtorej godziny jedna ze służących doniosła Ci, że przed bramą pojawiły się powozy, zapewne należące do Twoich gości. A właściwie to gości ojca, ale poniekąd wychodzi na jedno.
-
Radiotelegrafista
Ciekawe, kim będą Ci goście… No nic, za chwilę się przekona. Poszła do drzwi frontowych, w chodzie poprawiła szybko swój wygląd, zadbawszy głównie o ubiór oraz ułożenie włosów, po tym wyszła na podwórze, do bramy, by przywitać gości. Skinęła także na służących, by Ci na pewno poszli po bagaże przyjezdnych.
Stanęła naprzeciw drzwi wozów, gotowa pokłonić się gościom, gdy Ci tylko opuszczą wozy.
-
Kuba1001
Służba nie była potrzebna, bo i goście nie mieli najwidoczniej zamiaru zostać na noc, odprowadzono jedynie wozy i konie do stajni oraz wskazano miejsce na odpoczynek dla czterech woźniców i sześciu zbrojnych, którzy stanowili załogę dwóch powozów.
Z pierwszego wysiadł ktoś, kogo nie podejrzewałabyś o przyjaźń ze swoim ojcem: Był to istny olbrzym, miał ponad dwa metry wzrostu, a także był tak silny, że pewnie pokonałby nawet najsilniejszego Orka ze świty Gideona. Odziany był w stalowe nagolenniki, naramienniki i karwasze oraz skórzany kaftan i stalowy napierśnik. Reszta stroju była już zwyczajna, odpowiednia dla każdego z okolicy. No, może poza ekwipunkiem, na który składał się monstrualnych rozmiarów topór o pojedynczym ostrzu, którym pewnie równie dobrze można było miażdżyć, co ciąć, jak i olbrzymia prostokątna tarcza, która zasłaniała go niemalże od stóp do głów, co jest sporym osiągnięciem, biorąc pod uwagę jego gabaryty.
Drugi powóz opuścił niski mężczyzna z sumiastym wąsiskiem i wydatnym brzuchem, odziany jak typowy szlachcic, a za nim zgrabna, wysoka i czarnowłosa dziewczyna, w wieku może dwudziestu lat, odziana podobnie, a jednocześnie tak, aby każdy jej atut był odpowiednio uwidoczniony. Cała trójka ruszyła w Twoją stronę.
‐ Jestem Grendor Harkl, a to moja córka, Emilida, oraz przyjaciel, Argoks. ‐ wyjaśnił Majestatyczny Wąs, przedstawiając po kolei siebie, kobietę i giganta. ‐ Gdzie mogę zastać Antoniusza?