Siedziba Gildii Magów
-
Sam widok jego twarzy aż ją zabolał. To tylko chcąc nie chcąc potwierdziło jej opinię, że Orkowie w ramach treningu są zbyt brutalni. Fakt, na standardy ich rasy to pewnie norma, ale dla innych to było dość drastyczne. Również skinęła głową.
- Witaj, potrzebuję Twojej pomocy. Nie przeszkadzam w czymś ważnym? - zapytała z typową dla siebie uprzejmością, niezależnie od stanowiska, wieku, rasy osoby, z którą rozmawia. -
- Jestem do Twojej dyspozycji, tak jak przekazał mi mój mistrz. - odparł, lekko się kłaniając. - Czego potrzebujesz?
-
Rozejrzała się dookoła, by się upewnić, że nie ma nikogo innego w pobliżu, po czym odpowiedziała zniżając głos.
- Glejtu dającego mi dostęp do zajrzenia do rządowych ksiąg różnych państw. Prowadzę pewne badanie, a zbiory gildyjnej biblioteki nie wystarczają. Dasz radę mi z tym pomóc? -
- Zwykłem fałszować pismo mego pana i innych gildyjnych dostojników. - przyznał akolita bez większych wyrzutów sumienia, jakby nie dostrzegał w tym nic złego. - Dostarczę odpowiednie dokumenty jeszcze dziś. Czy mam towarzyszyć Ci w wyprawie, pani?
-
- Nie ma takiej potrzeby, chyba, że sam chcesz podróżować ze mną, wtedy nie odmówię.
-
- Myślę, że byłoby to wskazane. Ostatnimi czasy coraz mniej bezpiecznych miast i traktów, a ja potrafię zadbać i o siebie, i o innych. Bycie uczniem Orka to nie tylko nauka władania Magią.
-
Pokiwała głową w zrozumieniu.
- W takim razie wyruszamy jutro o świcie, jak jeszcze dziś uda Ci się zdobyć glejt. Cel podróży Axer. Spotkamy się przed bramą. -
Nie zdawał pytań o szczególny kierunek podróży, jedynie ukłonił się i oddalił w sobie tylko znanym kierunku, aby wypełnić swoje zadanie.
-
Nie pozostało jej nic innego jak tylko przygotować się do podróży. Acz… Pieszo do Axer się nie uśmiecha jej iść. Czy Gildia miała stajnię z końmi do wypożyczenia?
-
Jak najbardziej, a w jej stajniach mogłaś znaleźć doskonałej jakości konie i bardziej egzotyczne wierzchowce, ofiarowane Gildii przez hodowców, kupców i arystokratów w zamian za przysługi, w darze bądź zwyczajne zakupione za pomocą nielichych funduszy Gildii.
-
// Coś czuję, że ta stajnia pójdzie z dymem jak reszta twierdzy, gdy tylko mi Lim wyjedzie. A tak w ogóle to możemy przewinąć do czegoś ciekawszego? Nie chce mi się pisać tych formalnościowych dupereli. //
Nie miała ochoty na ujeżdżanie egzotycznych zwierząt. Wierzchowiec to wierzchowiec, ale trochę czasu może zająć przyzwyczajenie się do jazdy na czymś nowym oraz zapoznanie charakteru zwierzęcia. Wybrała dwa ogiery po czym ruszyła załatwić formalności związane z ich wypożyczeniem jeśli takie były, a jak nie, to poszła się spakować. Przy pakowaniu oczywiście nie zapomniała zabrać księgi o Czarnym Macu ze sobą. -
Przyszło Ci trochę poczekać na Twojego kompana, ale ten przybył jeszcze przed zmrokiem, taszcząc własny bagaż, dość ciężki i z daleka brzmiący żelastwem, Magowie raczej nieprzychylnie patrzyli na broń, więc wolał nie obnosić się z nią na widoku.
- Mam wszystkie dokumenty, broń, a gdyby trzeba było porzucić naszą tożsamość, również zapasowe ubrania. No i zapasy na podróż oraz złoto. Zabrałem również mapy i napisaną, tym razem własnoręcznie, przez mojego mistrza wiadomość dla jego znajomego z dawnych lat. Ponoć spotkamy go w karczmie “U Carsona”, nieopodal Gilgasz. Nie wiadomo, jak bardzo nam pomoże, ale na pewno przeprowadzi nas bezpiecznie przez górskie przełęcze, do samego Axer, bowiem, jak zapewne wiesz, pani, w państwie Krasnoludów trwa wojna, a poza Mrocznymi Elfami i Krasnoludami możemy natknąć się też na brodatą Milicję, najemników obu stron konfliktów, bandytów na usługach Drowów i wiele innych niebezpieczeństw.
Gdy zapoznał Cię z sytuacją, załadował swój bagaż na koński grzbiet i ruszył naprzód.
//Jeśli chcesz o coś pytać lub z nim pogadać, to śmiało, a jeśli nie, to daj jakiś zdawkowy post, że ruszyłaś za nim, a ja zmienię temat, to dość ważny wątek, Ty długo czekałaś, a odległość pomiędzy lokacjami nie jest szczególnie duża, więc od razu po zmianie zacznę na miejscu.// -
Kiwnęła głową i nim obciążyła swojego wierzchowca jej bagażem, sprawdziła, czy księga o Czarnym Magu aby na pewno jest w torbie, przykryta płótnem. Po tym chyba po raz tysięcznym upewnieniu się również dosiadła konia oraz ruszyła ze swym towarzyszem w podróż. Orzeł jak chciał, mógł zostać, w końcu “był wolnym ptakiem”.
-
//Zmiana tematu. Zacznę Ci w temacie z karczmą.//
-
///Tutaj miał zacząć Connell FlioNhor po “ucieczce” z Hammer zorganizowanej przez orczego Paladyna Troma. Moja wina, milczałem cały ten boży czas.///
-
//Też zapomniałem. Odpiszę później, muszę się jeszcze nad czymś w tym wątku zastanowić.//
-
///Niczego się nie dopominam, zaznaczam tylko, gdzie jest jedna z moich postaci.///
-
//Problemem jest to, że to jest wątek łączony, a Kazute zrezygnowała z gry. No, może nie tyle zrezygnowała, co w ogóle nie daje znaku życia. Postać Reicha miała choć częściowy potencjał ją zastąpić, ale i on postanowił nie odpisywać, więc muszę teraz popchnąć do przodu bez użycia postaci graczy, co będzie nie tak ciekawe, ale trzeba sobie radzić. Odpiszę tu niedługo.//
-
///Rozumiem, nie musisz się śpieszyć.///
-
Vader:
Choć przybyliście tu razem, a ty nie byłeś do końca pewien, czy orczy Paladyn postanowił odstawić cię tu na własne życzenie czy też miał takie polecenie z góry, to już po przybyciu musieliście się żegnać. No, może nie tak od razu. Pozwolono poczekać ci w jakimś pomieszczeniu, pełnym obrazów dotyczących historii Gildii lub przedstawiających jest Wielkich Mistrzów, Mistrzów czy szczególnie uzdolnionych adeptów. Albo tych, którzy Magami nie byli, ale nie szczędzili grosza do gildyjnej kasy. Gdy przyglądałeś się akurat jednemu z nowszych portretów, sprzed zaledwie dwudziestu lat, przedstawiającego człowieka o wybitnie szlachetnych rysach, twarzy jakby ciosanej z marmuru, orlim nosie i bystrym, wręcz przeszywającym na wylot spojrzeniu, do pomieszczenia wkroczył Trom.
- Mam zadanie. - rzucił krótko. Jak to Ork, nie przepadał za okazywaniem uczuć innych niż wściekłość czy gniew, ale czułeś, że było mu ciężko. Przez zadanie? Czy dlatego, że musiał cię tu zostawić? - Jaka misja czy co. Ale nie martw no siem, zajmo się tobą. Dobrze. A jak ni to mów, a ja… - powiedział, kończąc nie słowami, ale dobrze wszystkim znanym gestem przejechania palcem po gardle. Można wyciągnąć Orka z rodzimych stepów, ale stepów z Orka? Nigdy.