Wioska Klanu Mors
-
-
Kuba1001
Jaskinia, do której weszliście, była mała i niska, w sam raz dla takich kurdupli, jak Wy czy Szare Krasnoludy. W centrum jaskini stał ich posterunek, obecnie widziałeś tylko wysoką na jakieś piętnaście metrów wieżę, otoczoną grubym murem wysokim na jakieś osiem czy dziesięć metrów. Jak zauważyłeś, w wielu miejscach mur miał jakieś ubytki, gdzieniegdzie po prostu pękł, odsłaniając wyrwy, a brama, którą można było wejść do środka, była całkowicie spopielona. Nie ustalisz nic więcej, jeśli nie wejdziesz do środka, choć już stąd widzisz kilka nieruchomych ciał za murami i w okolicach bramy.
-
-
Kuba1001
Zwiadowcy i gwardia ruszyli za Tobą, ci pierwsi o wiele mniej pewnie, najpewniej będą pierwsi przy wyjściu, gdy pojawi się jakieś niebezpieczeństwo. A jeśli już, to na pewno nie z rąk Szarych Krasnoludów, ponieważ zastałeś ich tu przynajmniej trzy tuziny, w samych budynkach, takich jak zbrojownia, kuźnia, magazyn, koszary czy stołówka, mogło być ich o wiele więcej. Wszyscy byli martwi. Niektórzy straszliwie poparzeni czy nawet spaleni żywcem, kolejni zabici w bardziej konwencjonalny sposób, z ranami ziejącymi w brzuchach czy klatkach piersiowych, z odciętymi lub zmiażdżonymi kończynami czy głowami, niektórzy wydawali się też stratowani, a na ich ciele wybite były znaki przypominające kształtem podkowę. Ciał niektórych w ogóle nie udało się rozpoznać, zostały rozszarpane, wybebeszone i zmasakrowane tak, że nawet niektórym Skavenom zbierało się na mdłości.
-
-
Ruszyli na poszukiwania, wedle rozkazów, a zwiadowcy czekali niepewnie, rozglądając się na boki, jakby obawiali się ataku w każdej możliwej chwili. Dokładniejsze zbadanie ran nie powiedziało Ci wiele, może nie licząc tych ciętych, zadanych jakby mieczem czy toporem. Były idealnie równe, ktokolwiek uderzył, zrobił to tylko raz, a potrzeba było nie tylko wielkiej siły, ale i świetnej jakości broni, aby jednym ciosem przeciąć pancerz, skórę, mięśnie i kość Szarego Krasnoluda… Na dodatek zauważyłeś, że rana jest lekko osmalona, a także pokryta pęcherzami, jakby ktoś ją od razu przypalił. Widywałeś już takie metody, niektóre rany przestawały zagrażać życiu dopiero wtedy, gdy przypaliło się je gorącym żelazem. Tylko po co ktoś przypalałby rany tuż po walce lub nawet w jej trakcie, nawet te śmiertelne?
- Chyba nic nie zginęło. - powiadomił Cię jeden z gwardzistów. - Alkohole, jedzenie, broń, zbroje, wszystko zostało na miejscu. -
Kiwnął głową po czym wydał rozkaz gwardziście:
-Słuchaj, sytuacja się trooooooooochę pogorszyła, co jest dobre i złe ale mniejsza z tym. Wszyscy Skaveni oprócz mnie i mojej gwardii mają wypierdalać z zapasami, i tak się nie przydadzą w walce z tymi pokurczami a co dobiera z skurwielem co ich zabił a tak się zrobią coś pożytecznego. Niech idzie z nimi ten generał co go awansowałem na czas tej misji, jak coś ukradną to niech liczą że nie wrócimy, wy natomiast macie tu zostać, my nigdzie nie wracamy a wrócimy z głową tego czegoś co ich zabiło.
Po swojej “przemowie” poszukał miejsca do przykucnięcia i zaczął rozmyślać o tej istocie co ich zabiła. -
Porównanie ran do wiedzy o znanych Ci stworach nie pozwalało rozwiązać tej zagadki, nic w Podmroku nie zadawało takich ran, a przynajmniej Ty o niczym takim nie wiedziałeś. Poza tym, rozkazy zostały wysłuchane i Skaveni zaczęli zabierać wszystko, co cenne lub przydatne, obdzierając trupy z ubrań, broni, zbroi i kosztowności oraz do cna rozkradając magazyny z dalszego oręża, narzędzi, zapasów pożywienia i wody i tym podobnych. Jeszcze około kwadransa i byliby gotowi do drogi, gdyby nie nagły rozbłysk światła, któremu towarzyszyła fala gorąca, a późnej tętent kopyt oraz krzyki mordowanych, tratowanych i płonących żywcem Skavenów, czego dopełniała obleśna woń płonącego, niemytego, tłustego i zawszonego futra Szczuroludzi. Wychodzi na to, że to, co zmasakrowało Szare Krasnoludy, właśnie wróciło.
-
-Gwardia do mnie!- Krzyknął po czym ruszył do miejsca hałasu wraz z swoim mieczem i kilofem w gotowości. Nie wiedział czego się spodziewać ale zdaje sobie sprawe że może on go spalić, i to z łatwością.
-
Co ciekawe, wrogów nie było zbyt wielu, ale kto wie, czy nie zjawi się ich więcej? Zresztą, po co? Już tych kilku radzi sobie wystarczająco dobrze z Twoimi wojownikami, którzy nawet nie podjęli walki, a wybrali tchórzliwą ucieczkę, porzucając łupy, a niekiedy i własny rynsztunek, byleby tylko szybciej biec i zdołać uciec tym strasznym wrogom. Doliczyłeś się pięciu oponentów, każdy z nich mierzył sobie około metr osiemdziesiąt wzrostu, przypominali budową Szare Krasnoludy, ale byli nieco chudsi i o wiele wyżsi, jednak sam ogólny wygląd zewnętrzny był podobny. Wszyscy mieli na sobie wspaniałe czarne zbroje i hełmy, spod których wyzierały jedynie pełne nienawiści czerwone ślepia, a uzbrojeni byli albo w miecz długi i tarczę, albo w dwuręczny miecz, a niezależnie od wyposażenia, odcinali głowy, kończyny, a nawet przecinali Twoich wojowników na pół. Równie groźne były ich wierzchowce, przerażające kreatury, które nabijały Skavenów na wystające z czoła rogi, tratowały czy zabijały nawet jednym celnym ciosem kopyta w czaszkę czy klatkę piersiową. Twoja gwardia była gotowa zaatakować wroga, ale czy na pewno to rozsądny pomysł?
-
Wielki Queek łowca głów nie powinien się wycofać ale czasem warto jednak działać z rozwagą. Wydał rozkaz pozostania w gotowości po czym spojrzał w kierunku swoich wrogów. Walka z nieznanymi wrogami skończy się raczej nieprzyjemnie. Spróbował złapać jakieś ciało szarego krasnoluda i lekko rzucić pod nogi przeciwników, licząc na porozumienie. W głebi duszy jednak podejrzewał dojście do walki także pozostawał bardzo czujny i gotów do ataku jeśli będzie potrzeba.
-
Na porozumienie chyba za późno, skoro zaczęli wyżynać Twoich wojowników. Najwidoczniej nie stosowali się do nawet Wam znanej zasady, która mówiła, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Oni, kimkolwiek byli, nie mieli chyba żadnych przyjaciół. Rzucone truchło zaś jedynie skupiło na Tobie uwagę jednego z przerażających jeźdźców, który machnął kilka razy swoim jednoręcznym mieczem w powietrzu, osłonił się tarczą i pognał swojego rogatego rumaka wprost na Ciebie.
-
-Dobra i tak uciekać nie ma sensu bo nas dogonią na tych ognistych stworach, tak więc do broni!- Krzyknął po czym postarał się zrobić unik, przygotował swój kilof którym to spróbował uderzyć w wierzchowca by zdjąć z niego jeźdźca. Korzystając z swojego doświadczenia w walce z szarymi szukał słabości ich opancerzenia. Jeśli są oni podobni do tych pokurczy to będzie trzeba wykorzystać przewage zwinności.
-
Gwardziści postanowili wykonać rozkaz i walczyć wraz z Tobą w tej straceńczej i raczej samobójczej walce, przynajmniej teraz, chociaż widzieli, że większość Skavenów zdołała uciec, a ci wojownicy, kimkolwiek lub czymkolwiek byli, nie mieli zamiaru ich ścigać. Może obawiali zapuszczać się w nieznane im rejony Podmroku?
Unik się udał, ale stwór był zbyt szybki, abyś zdołał go trafić i jednocześnie uniknąć ataku tak jego, jak jego jeźdźca. Pozostali gwardziści radzili sobie podobnie, obecnie Waszym największym sukcesem było to, że wciąż żyjecie.
Pancerz tego wojownika zdawał się przyrośnięty do jego ciała, ale wiedziałeś z doświadczenia, że musi mieć słabe punkty: Na łokciach, kolanach czy pod pachami, aby ten mógł się w ogóle poruszać. -
Ich wierzchowce zdają się być swego rodzaju ogniste? Może woda coś zrobi, chwilowo to nie ma innej opcji. Rozejrzał się szybko dookoła szukając wzrokiem jakiegoś wiadra wypełnionego wodą czy czegoś w tym rodzaju.
-
Krasnoludy miały studnie w swoim posterunku, z której czerpały wodę, zapewne z jakiegoś głębinowego źródła, to mógłby być jakiś pomysł, ale dyskusyjne, czy jedno wiadro wody zrobi coś tej bestii, o ile Twój tok rozumowania jest w ogóle słuszny.
//Nie masz zamiaru uciekać?// -
Można spróbować tak więc szybko ruszył do studni, unikając ataków wrogów, jak to się nie uda pozostała jeszcze inna możliwość.
//Ucieczka jest rzeczywiście najrozsądniejsza ale nie pasuje do tej postaci która ucieka tylko kiedy wszystko poszło bardzo źle albo dostała taki rozkaz.// -
//Obskakujesz srogi wpierdol od bandy Nadludzi, jak na moje to jest chyba bardzo źle.//
Wojownicy, kimkolwiek byli, interesowali się tylko tymi Skavenami, którzy nieśli łupy lub próbowali walczyć, czasem gonili też uciekinierów, Tobą się nie przejęli, choć pewnie domyślili się, że jesteś przywódcą. Dlatego spokojnie wróciłeś do krasnoludzkiej fortyfikacji, a tam odnalazłeś studnię, niegdyś zaopatrującą załogę posterunku w świeżą wodę pitną. -
//Tyle że on tego nie wie.//
Zastanowił się na chwilę i postanowił wejść na szczyt tej fortyfikacji gdzie wydał rozkaz swojej gwardii by tu przybiegła a dla reszty Skavenów żeby zostawili łupy i uciekli. Z zachowania wrogów można stwierdzić że nie mieli w planach zabijanie Skavenów, a Skaveni nie mieli w planach walki z czymś innym niż szary krasnolud, no i jak walczyć z czymś czego się nie zna? -
//Może nie wiedzieć, że to Nadludzie, ale to, że przegrywa, już chyba tak.//
Gwardziści, a przynajmniej ci, którzy przeżyli, ochoczo wypełnili Twój rozkaz. Innych Skavenów nie miałeś co motywować do ucieczki, robili to równie skutecznie już od pojawienia się przeciwnika. Oni zaś jeszcze chwilę krążyli po pobojowisku, dobili rannych, dognali kilku spóźnionych uciekinierów i wycofali się, umykając tunelem, który, wedle mapy, miał prowadzić do kolejnych fortyfikacji i włości Szarych Krasnoludów. Gdyby nie ślady masakry brodatych wojów w środku posterunku, mógłbyś nawet przypuszczać, że tamci ze sobą współpracują.