‐ Klatka…? ‐ spytał i wytrzeszczył na Ciebie oczy, jednocześnie popijając z piersiówki. ‐ No dobra, powiedzmy, że klatka. Ale takie rzeczy nie do mnie, jestem tu tylko barmanem.
‐Powiedzmy, że potrzebuję ochrony, ale jednak wolałbym zachować dystans. W każdym razie dzięki. ‐ Pożegnał się i wyszedł z karczmy by udać się na poszukiwania metalurga.
‐Witam ‐ rzekł w stronę kowala ‐ Ile kosztowałaby klatka, która zdołałaby utrzymać mnie przy życiu w otoczeniu ‐ zaciął się na chwilę ‐ erm… bur…burgundów? ‐.
Krasnolud Cię usłyszał, a gdy się odwrócił machnął Ci młotem przed twarzą, omal nie trafiając.
‐ Ty kuwa poje**ny jakiś jesteś? ‐ spytał. ‐ Nie dość, że Drow to jeszcze skrada się do kowala przy pracy. Kuwa, mało brakowało, a bym Cię zabił…
‐Cóż, jeśli chodzi o to pierwsze pytanie to całkiem możliwe. Potrzebowałbym klatki, która mnie zmieści i osłoni przed burgundami na dłuższy czas. ‐ ponowił ‐ Ile coś takiego by kosztowało? ‐ zapytał.
‐ To musiałaby być klatka tak ze dwa metry w górę i trzy w szerokości… ‐ pomyślał na głos i zamyślił się na chwilę. ‐ No cóż, czegoś takiego to ja jeszcze nigdy w życiu nie robiłem. Widać, żeś przyjezdny, to najpierw powiedz ile masz złota.
‐Póki co nic. Pytam by wiedzieć czy opłaca mi się próbować oczyścić wasze jaskinie z tej zarazy ‐ odpowiedział ‐ Od jakiegoś miesiąca włóczę się po tych przeklętych górach, a ostatnie zlecenie miałem kilka miesięcy temu. Niezbyt dobrze płatne. ‐.
‐ To jest kilka dni roboty, jak nie lepiej, więc musiałbyś wystawić na stół ze sto złota, nie mniej. Niby płacą też sporo za łby Burgundów, ale nie mam przecież pewności, czy w ogóle coś zarobisz albo przeżyjesz.