Ledwo co wyszliście z portu, a zatrzymała Was spora grupa uzbrojonych po zęby krasnoludzkich żołnierzy, choć tylko kilku ruszyło ku Wam. Reszta wolała siedzieć na wozach do transportu akwamarynu lub popijać z kufli i manierek.
‐ Dostaniemy tu też marynarzy i jakiegoś kronikarza z dworu Księcia, koniecznie chce zabrać się z nami. Więc, póki co, macie godzinkę wolnego, chłopaki.
Karczma nie różniła się w sumie niczym od tak wielu, w których byłeś, jedynie była wypucowana i wszystko dopięto na ostatni guzik, jakby ten ich Książę miał lada dzień wrócić.
Karczma pełna była Krasnoludów, które jak jeden mąż zamilkły, a później przerwały rozmowy, picie, granie w karty, pranie się po pyskach, pykanie fajek i jedzenie, by dość entuzjastycznie wygłosić swoją chęć udziału w takim przedsięwzięciu.
‐ Krasnoludzkie prawo mówi, że kto rzucił wyzwanie musi też wybrać broń. A w tym przypadku alkohol. ‐ powiedział karczmarz, a wszyscy zgodnie przytaknęli.