Plugawe Ziemie
-
-
Kuba1001
Taczka:
Podziałało to niczym magnez na Orków, bo zaraz wszyscy zaczęli się nerwowo krzątać, aby ustawić się w odpowiednim szeregu, wziąć broń lub inne wyposażenie, albo pójść po Warga, jeśli któryś takowym dysponował.
Vader:
//To im to powiedz :V//
Niby tak, ale oznacza to jeszcze więcej zbędnych istot do wybicia!
Omeg:
‐ Demon, potężny, stary, zły i… głodny? Tak, chyba głodny, ale nie jestem pewien, czy dobrze to odbieram. -
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Wszyscy z pewnością byli gotowi, ale haczyk jest taki, że aż tylu nie możesz ze sobą zabrać.
Vader:
Więc pola kumulować tę radość, bo reszta wzięła się za szukanie, zostawiając ich tylko i wyłącznie Tobie.
Omeg:
‐ Demony, zwłaszcza tak stare i potężne, żywią się duszami lub energią życiową, albo magiczną, żywych istot. Ale na pewno mają tu coś, czym można zaspokoić ten głód. No i to nie tylko głód w takim znaczeniu, ale też głód zemsty… -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Nim ktokolwiek odpowiedział, albo w ruch poszły Twoje klingi, zauważyłeś przybycie koczowników, którzy zaczęli rozmowę z Rycerzem i garścią Zbrojnych pilnujących jeńców na ubój. W wyniku tej rozmowy zostali oni przekazani dla pustynnego ludu, a nie na spotkanie ze śmiercią.
Taczka:
Zebrałeś konkretny oddział kilkudziesięciu wojów, z którym pokonanie obstawy karawany było właściwie pestką. Przybyliście tam, gdzie wcześniej zauważyłeś karawanę, problem jest taki, że oni teraz też mogą Was zauważyć. Ponadto na jaw wyszedł kolejny problem, bo poza Tobą tylko dziewięciu Orków miało swoje Wargi, co oznacza, że reszta musi pobiec na pieszo, co z pewnością zrobią, ale zajmie im to nieco czasu.
Omeg:
‐ Będę milczał jak grób, panie. ‐ odrzekł Chochlik, kładąc może przesadny nacisk na słowo “grób.” -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Ale to jeszcze nie koniec, więc źle chyba nie jest.
Taczka:
Pozostali ruszyli razem z Tobą, z podobnymi okrzykami na ustach i uniesioną bronią. Piesi wojownicy, mimo chęci, nie zdołali dotrzymać Wam pola i zostali w tyle. Ty zaś zauważyłeś, że szarżuje na Was dwóch jeźdźców, a dwóch innych ludzi wypuściło swe strzały, najpierw zabijając jednego Orka, a potem Warga pod drugim.
Omeg:
‐ Jeśli taka Twa wola, panie… ‐ powiedział z zamaszystym ukłonem i rozwiał się w chmurze dymu, wracając do figurki. Mógłbyś przysiąc, że zauważyłeś jeszcze, jak się uśmiecha. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Jak na razie chyba dalej szukają, choć znalezioną osobę już niekoniecznie, gdyż trzymają pod strażą.
Omeg:
Właściwie było tu nadspodziewanie cicho, jedynie od czasu do czasu nadchodziły stłumione lub zniekształcone rozmowy Uruków, ich śmiechy lub niekoniecznie ich ryki.
Taczka:
O ile sama Twoja masa, siła i impet zdołały zrzucić go z konia, to podczas kotłowaniny na piasku nie mogło go to pozbawić życia, gdyż walczył, a właściwie grał na czas, czas potrzebny, żeby dobyć sztyletu. -
-