Plugawe Ziemie
-
-
-
Omeg12
Raelag czuł się, jakby bogowie mówili mu “Uciekaj stąd póki możesz debilu!”. Inna kwestia, że z bogami nie miał zbyt dobrych relacji, więc nie miał czemu się spodziewać ostrzeżenia z ich strony. Wyszedł na korytarz aby zaczerpnąć odrobinę świeższego powietrza jak i rozejrzeć się, czy ktoś czyha przy jego drzwiach.
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Ściskanie przez Ciebie jednoręcznego bułatu było nie tylko komiczne, ale i wysoce niepraktyczne. Na szczęście jako broń miotana sprawił się nieźle, bo co prawda chybiłeś i jeździec wciąż żyje, ale chociaż zabiłeś pod nim wierzchowca, a to już coś. No i reszta Orków właśnie włączyła się do walki z resztą strażników karawany.
Vader:
Razem z resztą grupy czy może samotnie? -
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Pozbawiłeś go przytomności, a głośne chrupnięcie i strumień krwi uświadomiły Cię, że przy okazji złamałeś mu nos.
Vader:
W sumie to może i lepiej? Niemniej, ruszyłeś, jak na razie nikogo nie znalazłeś, choć są szanse, że ktoś na Ciebie wpadnie, uciekając przed resztą.
Omeg:
Niestety, dziwny koszmar skutecznie sprawił, że nie mogłeś dalej spać. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
W końcu trafiłeś na uciekającą grupę cywilów, około osiem osób obu płci i w różnym wieku.
Omeg:
Przeczekałeś ich tak chyba piętnaście, a w dalszym liczeniu przerwało Ci pukanie do drzwi.
Taczka:
Grupki akurat nie było, każdy walczył indywidualnie, a Tobie najbliżej było do postawnego mężna z toporem dwuręcznym o dwóch ostrzach, który właśnie wydobywał z klatki piersiowej Twojego wciąż ciepłego kompana. -
-
-
-
Kuba1001
Omeg:
Stał tam jakiś Uruk, którego rozpoznanie zajęło Ci dłuższą chwilę, w końcu wyglądają nader podobnie.
‐ Powinniśmy się zbierać na tę… No… Naradę. ‐ wyjaśnił dowódca Twojej obstawy i wskazał drogę.
Taczka:
Dopadłeś jednego, a owa furia i pięści poskutkowały straszną śmiercią.
Vader:
Chyba nie uwierzyli, bo pobiegli dalej, a do tego w przeciwnym kierunku.