Plugawe Ziemie
-
Kuba1001
Omeg:
Stał tam jakiś Uruk, którego rozpoznanie zajęło Ci dłuższą chwilę, w końcu wyglądają nader podobnie.
‐ Powinniśmy się zbierać na tę… No… Naradę. ‐ wyjaśnił dowódca Twojej obstawy i wskazał drogę.
Taczka:
Dopadłeś jednego, a owa furia i pięści poskutkowały straszną śmiercią.
Vader:
Chyba nie uwierzyli, bo pobiegli dalej, a do tego w przeciwnym kierunku. -
-
-
-
Kuba1001
Omeg:
‐ To nie potrwa długo, a gdy skończymy to i tak kilka godzin jeszcze tu zabawimy, więc nie.
Taczka:
Był taki jeden, może nie imponował wzrostem, ale już długością brody i umiejętnością posługiwania się młotem bojowym ‐ zdecydowanie tak.
Vader:
Znali co prawda miasto lepiej, lecz wszechobecne ruiny, płomienie oraz wrogowie utrudniali sprawę, więc zdołałeś ich w miarę szybko dognać. -
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Przyjął go dzielnie i zrewanżował Ci się bolesnym ciosem w brzuch, od którego niemalże się nie zgiąłeś w pół.
Omeg:
Skinął głową i ruszył jako pierwszy. Sama podróż trwała kilka minut, Ty zaś zostałeś zaprowadzony pod drzwi niewiele różniące się od Twoich, również strzeżone przez parę Uruków. Na Wasz widok stanęli na baczność, a Twój przewodnik otworzył drzwi i wkroczył do ciemnego pomieszczenia.
Vader:
Nie, nie miał. Kilku innych uciekło, reszta zaś zatrzymała się, będąc między młotem i kowadłem, czyli między Tobą i nadchodzącymi z przeciwnego kierunku Zbrojnymi Śmierci. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Czemu nam to robisz? ‐ ośmieliła się spytać jakaś kobieta, podczas gdy reszta szukała drogi ucieczki, zmawiała ostatnie modlitwy lub po prostu skuliła się ze strachu w oczekiwaniu na śmierć.
Taczka:
Jak na tak niską personę, wykazywał sporą krzepę i zwarliście się w zapaśniczym uścisku, gdzie jedna strona nie mogła zdobyć przewagi nad drugą.
Omeg:
Zostałeś wysłany jako nadrzędny Mutagenista, twórca nowych potworów do armii Kettlosa oraz doradca władcy tamtej twierdzy, do której się kierujesz, bo tu obecnie spędzasz tylko postój.
Pokój okazał się czymś na kształt sali konferencyjnej z długim stołem i stojącym przy nim krzesłami. Właściwie poza Waszą dwójką były tu jeszcze tylko dwie istoty żywe, czyli dowodzący kawaleryjskimi zagonami, tą wieżą i odsieczą dla Waszej karawany Uruk i jego wielkie bydlę, które miało Was gdzieś: Warg spał na ziemi z jęzorem wywalonym między olbrzymimi i brudnymi kłami. -
Vader0PL
‐Ej, wiesz co? To nie jest głupie pytanie! Otóż wszystko zazęło się wtedy, kiedy miałem pięć lat. Na moją wioskę napadły elfy zabijając całą moją rodzinę. Był tam też jeden pedofil, który chciał mnie zgwłcić. Na szczęście zjawił się odziany w czarną, błyszczącą zbroję Rycerz Śmierci, który mnie uratował i przygarnął. Później również zabrał mnie do siedziby, gdzie zostałem poddany szkoleniu na kolejnego Rycerza. Zdałem, a w ramach podzięki za ratunek uznałem, że będę im służył najlepiej jak potrafię. I to robię, spełniam chwalebną misję. Lepsze to od was, cholerne elfy!
Tutaj również udał zaskoczenie.
‐A nie, czekaj. Jesteś człowiekiem… dobra, przełóż moją historię zmieniając elfy na ludzi i poznasz odpowiedź. I tak historia jest fałszywa, więc się tym nie przejmuję. Bo wiesz co? Ja po prostu lubię zapi**alać i zabijać. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Co? ‐ spytała znów, jakby rzeczywiście rozważając taką możliwość, co było bardziej, niż komiczne.
Taczka:
Wywołało to kolejną falę bólu, a przynajmniej nie tylko u Ciebie, bo i u niego też. Do tego obaj cofnęliście się o kilka kroków, rozmasowując boląca czaszki.
Omeg:
‐ Nie przeszkadzalibyśmy Ci, gdyby było inaczej. ‐ odrzekł jeden z Uruków, głaszcząc Warga. Chyba błędnie uznał, że byłeś pochłonięty całą tą swoją alchemiczną pracą, podczas kiedy to naprawdę spałeś lub kąpałeś się.
‐ Ale skoro już tu jesteś to tak, potrzebna nam Twa pomoc. ‐ dodał drugi. ‐ Chodzi o termin i trasę wyjazdu, uważamy że powinny być takie, aby jak najmniej opóźniło to postęp Twoich prac nad armią dla naszego pana.