Kryjówka Łaków.
-
Kiwnął głową, zgadzając się bez targów.
- Moi podwładni zapewnią wam co trzeba. Będą was też eskortować w pobliże siedziby szlachcica i z powrotem, ale nie udzielą wam pomocy, chyba że sytuacja będzie naprawdę zła. Nie chcę, aby ktoś choć przez chwilę pomyślał, że maczałem w tym palce, jasne? -
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
-
Machnął ręką.
- Jeśli to wszystko, to możesz odejść. Niedługo wyruszycie. -
Wróciła więc do Verofa.
-
Nie odszedł daleko, ale widać po nim, że w zdenerwowaniu przeszedł krótką, liczącą jakieś dziesięć metrów trasę, od jednego drzewa do drugiego, tyle razy, że wydeptał w trawie niewielką ścieżkę.
- I co? - zapytał od razu, gdy cię zobaczył. -
-Pan czarodziej powiedział, że nam wszystko załatwi.
-
- No dobra… To jaki jest plan?
-
-Podwładni pana czarodzieja mają nas zaprowadzić do siedziby tego szlachcica, a potem musimy sami sobie poradzić.
-
- Jasneee… I wiesz już, jak sobie poradzimy?
-
-N-nie wiem… - Odwróciła wzrok. - Na pewno coś wymyślimy.
-
- Oby, oby. Bo o ile ciebie wydaje się lubić, to jeśli chodzi o mnie, to od tej misji może zależeć moje życie.
//Jeśli nie masz tu już nic do roboty to daj znać i wybieramy się w drogę.// -
//to już wsm mogą ruszać//
Czekała więc na podwładnych maga. -
Przybyli, zgodnie z jego obietnicą zapewniając wam ubrania na zmianę, dwieście złotników, kilka podręcznych, łatwych do ukrycia, sztyletów, był nawet papier, kałamarz z atramentem i pióra, bowiem Mag chciał otrzymywać regularne raporty, które mieliście mu przesyłać przez jednego z tych latających stworków, które podobno zawsze mają być w pobliżu i wystarczy jeden gwizd, aby je przywołać. Kilku uzbrojonych po zęby Łaków ruszyło przodem, reszta za wami.
//Zmiana tematu. Zacznę ci w Posiadłości Von Orrenów.//