Dootsal
-
-
-
Kuba1001
Ether:
//Jak nie pasuje, to mogę odpisywać tak jak kiedyś albo wcale.//
Odpowiedziała tym samym.
‐ Cieszę się na naszą współpracę, Benagarze. ‐ powiedziała z uśmiechem tak olśniewających, że niemalże kolana się pod Tobą ugięły.
Kazute:
//Ale możesz iść, wystarczy zostawić tylko kogoś kompetentnego, kto utrzyma wszystkich twardo za mordy, żeby nie rozleźli się po okolicy albo coś… No i jest dzień.// -
-
-
-
Kuba1001
//No nie wiem, ale załóżmy, że rzeczywiście zapi**dzielaliście tutaj z Ghadugh.//
Owszem, z Orczycą. Niestety, maszerowała obok Ciebie, a nie przed Tobą. Po kilku godzinach marszu w kierunku, jaki podał Ci Bargund, trafiłeś na obóz, a przynajmniej w teorii, Orkologom i Ogrom niewiele było potrzeba do szczęścia, więc nie uświadczyłeś tu namiotów, co najwyżej worki z prowiantem, beczki pełne piwa i innych trunków oraz prowizoryczna barykada z głazów przy wejściu do małej jaskini. Obecnie w obozie i wokół niego krzątało się kilkunastu zielonoskórych obu ras. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Ether:
Czekający przed wieżą strażnicy przyjęli Twój powrót z widoczną ulgą, nawet konie zdawały się uspokajać, przeczuwając rychły powrót do zamku. Najwidoczniej nikomu nie udzielała się tajemnicza aura tego miejsca, jeśli nie liczyć jej mieszkańców lub stałych gości, do których masz chyba szanse się zaliczyć.
Kazute:
Zastałeś go w jaskini, gdzie przy sporym ognisku ostrzył właśnie podręczny nóż o ząbkowanym ostrzu, wciąż brudnym od zakrzepłej krwi, który Ty spokojnie wziąłbyś za miecz długi, jeśli nie lepiej. Tuż obok spoczywała też jego tarcza, drewniana, obita metalem i zaopatrzona w dwa wielkie kły jakiegoś zwierza, także zakończone metalowym obiciem, dzięki czemu można ją było wykorzystać też w ataku, a nie tylko obronie, oraz kilka oszczepów do rzucenia, które równie dobrze można byłoby załadować do balisty. W zasięgu zielonej dłoni miał też wielką maczugę, którą podobno potrafił wyważać bramy przy odpowiednim zamachu. Nie nosił pancerza, więc doskonale widziałeś wciąż niezabliźnione rany po strzałach, od których zyskał sobie niegdyś swój przydomek.
‐ Kto? ‐ zapytał na Wasz widok, odkładając nóż, wstając i sięgając po obuch. ‐ Po co? -