Dootsal
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Ether:
Czekający przed wieżą strażnicy przyjęli Twój powrót z widoczną ulgą, nawet konie zdawały się uspokajać, przeczuwając rychły powrót do zamku. Najwidoczniej nikomu nie udzielała się tajemnicza aura tego miejsca, jeśli nie liczyć jej mieszkańców lub stałych gości, do których masz chyba szanse się zaliczyć.
Kazute:
Zastałeś go w jaskini, gdzie przy sporym ognisku ostrzył właśnie podręczny nóż o ząbkowanym ostrzu, wciąż brudnym od zakrzepłej krwi, który Ty spokojnie wziąłbyś za miecz długi, jeśli nie lepiej. Tuż obok spoczywała też jego tarcza, drewniana, obita metalem i zaopatrzona w dwa wielkie kły jakiegoś zwierza, także zakończone metalowym obiciem, dzięki czemu można ją było wykorzystać też w ataku, a nie tylko obronie, oraz kilka oszczepów do rzucenia, które równie dobrze można byłoby załadować do balisty. W zasięgu zielonej dłoni miał też wielką maczugę, którą podobno potrafił wyważać bramy przy odpowiednim zamachu. Nie nosił pancerza, więc doskonale widziałeś wciąż niezabliźnione rany po strzałach, od których zyskał sobie niegdyś swój przydomek.
‐ Kto? ‐ zapytał na Wasz widok, odkładając nóż, wstając i sięgając po obuch. ‐ Po co? -
-
-
Kuba1001
Kazute:
‐ Wargl nie chcieć nad zameczek, tylko nad mniejszy zameczek. ‐ wyjaśnił, wskazując na wschód. ‐ Tam być mały zameczek, forcisko takie, które można by zdobyć, a stamtąd łupić i napi**dalać te śmieszne ludziki. Łatwiej zdobyć niż zameczek.
Ether:
Po drodze słyszałeś wiele dziwnych dźwięków, ale to nic zwykłego w ciemnym i mrocznym lesie, zwłaszcza po uprzedniej wizycie w magicznej wieżycy… Tak czy inaczej, poza złymi przeczuciami nic Was nie dręczyło, więc spokojnie wróciliście do zamku, gdzie to już trwały prace nad jego umacnianiem. Na dziedzińcu zastałeś też kilku chłopów, z którymi rozmawiał niedawny namiestnik, najpewniej byli to sołtysi poszczególnych wiosek. -
-
-
Kuba1001
Ether:
Niedoczekanie, bo widząc, że wjeżdżasz na dziedziniec, namiestnik tylko wskazał Cię palcem i odszedł, zaś chłopi ruszyli w Twoim kierunku, witając Cię i kłaniając się w pas, jak na sługi uniżone przystało. Poza tym Twoje przypuszczenia były słuszne, to rzeczywiście sołtysi poszczególnych wiosek.
Kazute:
Ogr zamyślił się, a jego zielone czoło zrosiły kropelki potu, jak to na krańcowy trudny wysiłek przystało.
‐ Nie wiedzieć. Może. Się zobaczy. -
-
-
Kuba1001
Ether:
Jeden z sołtysów, potężnie zbudowany mężczyzna, który najpewniej nie unikał pracy fizycznej mimo swojej posady, wystąpił przed szereg.
‐ Ano, nic takiego, panie. My tu tylko po to, bo dowiedzieliśmy się, że pan wrócił na ojcowiznę, a naczelnik już tu nie będzie rządzić, no to chcieliśmy wiedzieć, czy się aby coś teraz nie odmieni u nas, za nowej władzy.
Kazute:
‐ Wargl Wiele Strzał nie potrzebować jakichś tam cherlawych Orków, jeden mój się równać dziesięciu Twoim. -
Kazute
// Rozsądek podpowiada, by odpuścić, ale to w końcu to Ork… A niech to, niech się bije. Najwyżej zginie (i tak mi już się odechciewa nim grać). //
Poczuł się urażony. I to mocno. Nie pomagał fakt, że Sharn to usłyszała. Jego ramiona niebezpiecznie zadrgały, jakby miał zamiar chwycić za swój topór. W porę jednak się opamiętał.
‐ Torg proponuje układ. Torg zawalczy z jednym z ogrów Wargla. Jeśli Kamienny Topór wygra, Wiele Strzał dołączy do niego. Jeśli zaś wygra Wargl, Torg da mu spokój i pójdzie tam skąd przyszedł. -
Ether
Benegar
‐ Macie rację, pan wrócił. I wszystko się zmieni. Lecz na lepsze. Musimy tylko przetrzymać tę chwilową niedogodność.Przeniosłem wzrok na dziedziniec. Zaszkliły mi się oczy gdy w jednej chwili przez umysł przebiegły mi wszystkie obrazy, których ślad się odbje się na nas wszystkich, cała krew, która wsiąknie w ten dziedziniec. Wyobraziłem sobie ślady magii, której znak odbije się na tych murach. Po tym, z minimalnym opóźnieniem w mojej głowie odbiły się odgłosy bitwy, klang mieczy, krzyk rannych, ryk bestii i te mlaskające odgłosy kroków, gdy brodzi się we krwii, której ziemia już nie przyjmuje[jesteś jak wódz, z twarzą martą, rozbitą na wietrze…].
Tak nagle, jak wizja się zaczęła ‐ tak szybko się zakończyła. Spojrzałem jeszcze na ludzi na dziedzińcu, myśląc ilu z nich będzie musiało zginąć.Poczułem znużenie. Nie patrząc na sołtysa odjechałem koniem do stajni.
//To chociaż zgiń podczas szturmu…