Wyjąca Puszcza
-
Kiedyś była to zwykła puszcza, ulubione miejsce wypraw łowieckich mieszkańców Imalin i okolicy. A teraz? Cóż, teraz niewielu ma odwagę się tam zapuścić, podobnie jak do Rezydencji Mallenmir…
Stało się tak z racji nowych mieszkańców puszczy, czyli Sfory. Łaki i Wilkołaki, w jednej lub drugiej postaci, dość szybko oczyściły jej teren z bandytów i potworów, a później skryli się w niej. Jako iż pościg Stalowych Ludzi z Imperium Gryfów, przed którym uciekli, nie mógł lub nie chciał ich tu dognać, to zostali. Początkowo miał to być przystanek na dalszej trasie, z racji bycia na celowniku Magów, Stalowych i wynajętych przez nich najemników, łowców nagród i łowców głów rzadko kiedy zostawali w jednym miejscu. Jednakże fakt, że okoliczny Las Straceńców (a ściślej mówiąc to jego reputacji i mieszkańcy) zapewniał wystarczającą ochronę, część Sfory ruszyła dalej, a blisko połowa została tutaj, zakładając w niej swój azyl. Wszystko szło dobrze, Łaki i Wilkołaki w swej ludzkiej, orczej, elfickiej lub jakiekolwiek innej formie przybywali do miasta, kupowali co było im potrzebne, i wracali, czemu sprzyjał fakt, że nikt ich o nic nie pytał. Fundusze zaś brali z grabieży, ale mowa tu o zabieraniu łupów zabitym bandytom, a nie atakach na karawany kupców. Innym źródłem dochodów było sprzedawanie alchemicznych składników pozyskanych z potworów, a także mięso, futra, skóry, ozdoby z poroży i kości, owoce, zioła i tym podobne dobra, które można znaleźć w lesie.
Ale ostatnimi czasy coś się zmieniło… Łaki zaczęły zaszywać się w swej puszczy coraz bardziej, a Wilkołaki opuszczały ją, idąc na żer. Nikt nie wie, czym jest to spowodowane, ale również nikt nie ma ochoty dociec prawdy. Mimo tych trudności wielu sądzi, że obecne zachowanie Sfory może mieć coś wspólnego z mieszkańcami Rezydencji Mallenmir…
Jak można się domyślić, swą obecną nazwę puszcza wzięła od wyjących w nocy Wilkłaków lub Łaków (ale dla okolicznych mieszkańców wychodzi na jedno i to samo). -
CzarnyGoniec
“Chyba się zgubiłem, to mi nie wygląda na drogę do miasta Hunder” pomyślał Gritzlestpit, po czym marszcząc czoło próbował przypomnieć sobie mapę, jaką widział w karczmie kilka dni temu. “mogłem ją wtedy kupić…”.
No nic, nie takie miejsca odwiedzałem na drodze mojej wędrówki, a jak mawiają mędrcy ‐ największym przeciwnikiem na szlaku jest twoje przeznaczenie.
Zanim jeszcze wkroczył do wnętrza puszczy rozejrzał się, czy nie widzi w okolicy, choćby i w oddali jakiś chat, albo innych oznak cywilizacji.
-
-
-
Kuba1001
//To byłoby zbyt proste, a zabijanie czyichś postaci jest zwyczajnie nieekonomiczne, martwi nie dają postów, a tylko zasilają Cmentarz.//
Niestety, był to zapach zwykłego, palonego drwa, jednakże nawet nocleg na głodniaka jest lepszy od wieczerzy w tej puszczy.
Gdy podszedłeś bliżej, dostrzegłeś, że to prosta budowla, postawiona najpewniej przez prostego człowieka, z ledwie jednym wejściem, bez okien, porosła już nieco mchem i innymi roślinami, więc pewnie trochę już tu stoi. Podczas swojego marszu nie dostrzegłeś też sznurka rozwleczonego na ziemi, pomiędzy dwoma drzewami. Na szczęście nie aktywowałeś w ten sposób nic, co miałoby Cię zabić lub zranić, a jedynie proste, drewniane kołatki gdzieś w okolicy. -
-
Kuba1001
Owa wesoła melodia stanęła Ci w gardle, gdy drzwi chaty otworzyły się gwałtownie i ukazał się w nich postawny mąż odziany w ubrania z, najpewniej, własnoręcznie wygarbowanych skór i futer, o siwiejącej głowie, ale wciąż lśniącym i bujnym wąsisku. Uzbrojony był w jednoręczny toporek i długi nóż przy pasie, ale był to problem drugorzędny, gorzej było z dwuręczną kuszą myśliwską, którą trzymał w dłoniach i celował z niej do Ciebie.
-
CzarnyGoniec
Staram się pohamować wytrzeszczenie oczu i rozdziawienie ust. Zamiast tego próbuję się przyjaźnie uśmiechnąć.
Unoszę ręce w górę, otwartymi dłońmi w stronę kusznika.
‐ Widzę, że bogowie fortuny sprzyjają dziś nam obu. Rzadko się zdarza, żeby dwie siwe głowy spotkały się na szlaku. Jestem Gritzlestpit Groveldan, podróżnik z dalekich krain, z kim mam przyjemność? -
Kuba1001
‐ Lurth, miejscowy gajowy, łowca i strażnik puszczy… ‐ odparł, wciąż celując do Ciebie z kuszy, ale po chwili, gdy usłyszał odległe wycie, przeniósł celownik gdzie indziej, celując bardziej w przestrzeń między drzewami. ‐ Lepiej właź szybko do środka, Krasnoludzie, albo zostawię Cię im na zewnątrz na pożarcie! ‐ dodał, nie wspominając kim byli owi “oni,” ale po co się nad tym zastanawiać, skoro wspominał też o jakimś pożeraniu?
-
-
Kuba1001
‐ Strzegę tych, którzy są w pobliżu od tego, co może stąd wyleźć. ‐ wyjaśnił, gdy zamknął drzwi i zablokował je na kilka solidnych zasuw i łańcuchów. ‐ Wychodzi na to, że trochę tu zostaniesz, także się rozgość.
Wnętrze chaty nie było zbyt gustownie urządzone, dostrzegłeś kominek z tlącym się ogniem, szczapy drewna w pobliżu, stół, dwa krzesła, wielkie łóżko pokryte skórami i futrami, nico innych, mniej ważnych mebli, oraz psa tak wielkiego, że swymi gabarytami i ogółem wyglądem przypominał typowo orczego wierzchowca, Warga. Obecnie na całe szczęście spał i chyba wyglądał na najedzonego, więc nie masz co się martwić. -
CzarnyGoniec
Zgodnie z poleceniem ‐ rozgościłem się.
Szukam kawałka wolnej przestrzeni i zostawiam tam plecak. Następnie wyjmuję z niego zwijane posłanie //czy zbliża się noc?// oraz czajniczek, wodę, dwa kubki, herbatę i paczkę z ziołami. Kładę je na posłaniu, po czym zabieram się za przyrządzanie herbaty korzystając z tlącego się ognia. Jeśli będzie to potrzebne to dokładam do niego drewna.
‐ Rozumiem przyjacielu, że nie powinienem przeprawiać się przez tą puszczę? Uznałbyś taką próbę za ryzykowną, czy raczej za skrajnie głupią i nieodpowiedzialną? -
-
CzarnyGoniec
Zamyśliłem się, jakby próbując sobie coś przypomnieć.
‐ Wilkołaki, co? Słyszałem dużo o tych bestiach. Podobno są całkiem inteligentne… albo zupełnie nierozumne i owładnięte żądzą krwi… jedno z tych dwóch. Słyszałem też legendy o tym, że nie ima się ich żadne ostrze poza srebrnym oraz, że nie przepadają za czosnkiem. To się chyba dobrze składa, bo wydaje mi się, że mam w mojej kolekcji kilka srebrnych bełtów.
Jeśli herbata się zrobi rozleję ją do dwóch kubków i zacznę przyprawiać ziołami. -
Kuba1001
Herbata gotowa, a mężczyzna zaczął odpowiadać:
‐ Wilkołaki, ale poza nimi pełno tu Łaków, a z tych to są jeszcze bardziej szczwane bestie. Łaka zabijesz jak każdego, na Wilkołaka działa srebro, czosnek to sobie w dupę możesz wsadzić, bo pewnie się historyjek od chłopów nasłuchałeś, co? Zresztą, jak już, to prędzej na Wampiry, ale i tak chyba nic by to nie dało. -
-
Kuba1001
‐ Powiem Ci czego oni nie lubią, będzie łatwiej: Wszystkich, poza swoimi i Wilkołakami. ‐ wyjaśnił i wypił nieco podanego przez Ciebie naparu. ‐ Dobre nawet. A oni podobno się czegoś nacierpieli w przeszłości od zwykłych ras i to dlatego, najbardziej nienawidzą tych bladych Magów i ludzi. ‐ dodał, a Ty miałeś pewność że w tym wypadku prędzej chyba chodzi o Styriców, niż Wampiry, w końcu krwiopijców nikt nie lubił, prawda?
-
CzarnyGoniec
‐ Na moje szczęście nie jestem człowiekiem. Cóż… cierpienie, jakiego doświadczyliśmy w przeszłości często sprawia nam ból nawet po latach… ‐ zamyśliłem się na chwilę. ‐ Nawet po latach.
‐ Jakieś rady dla starego wędrowca, który zamierza zapuścić się do środka? Może nie lubią wody, albo nie umieją wspinać się na drzewa? Hmmm… wspominałeś coś o srebrze… ‐ Wstałem i zacząłem szukać w plecaku moich bełtów ze srebrnym grotem, których pięć sztuk kupiłem kilka lat temu.
//których oczywiście nie mam// -
-
-
Kuba1001
‐ Łaki w swej ludzkiej, i jakiejkolwiek innej, formie żrą wszystko, Wilkołaki też. Po przemianie te drugie są mięsożerne, a w wypadku pierwszych to sporo zależy od tego, w jakie zwierzęta się przemienią, sam słyszałem opowieści o różnych, które przemieniają się w hieny, niedźwiedzie, sępy, lisy i inne takie. Do Hunder? Niedaleko stąd jest Imalin, świetne miejsce, żeby znaleźć transport, statki i okręty handlowe kursują tam, do Gilgasz, Nowego Gilgasz i innych portów całego Elarid właściwie codziennie.
-
-
-
-
Kuba1001
‐ Zanim te cholerstwo przybyło to nie jednego zbłąkanego wędrowca brałem pod dach. Albo wędrowczynię. ‐ dodał i mrugnął porozumiewawczo w Twoim kierunku, a później poszedł i wręczył Ci płócienny worek.
‐ Suchary, suszone mięso i owoce, woda, trochę bimbru… Nic więcej dać nie mogę, ale czuję, że na więcej też pewnie nie liczyłeś? -
CzarnyGoniec
‐ Żartujesz chyba? Toż to uczta godna królów! ‐ przyjąłem worek i schowałem do moich rzeczy ‐ Skąd ten bimber? Aż mi się przypomina jak będąc w okolicach Gilgasz dostałem od lokalnego gorzelnika anyżówkę. Cóż to był za specjał… na miodzie była robiona, słodziutka. Zaczęło się od tego, że spotkaliśmy się w jakiejś karczmie w okolicach wybrzeża. Graliśmy w pokera, ja, gorzelnik Harduk i Jazon ‐ marynarz. Ech… staremu Jazonowi karta szła jak sam sku*wesyn…
-
-
CzarnyGoniec
‐ Miód z lasu zbierasz? Nie boisz się tych bestii? ‐ zapytałem, po czym wróciłem do historii. Opowiadam całą, chyba, że myśliwy mi przerwie //jeśli MG nie chce się czytać to po prostu opowiadam historię, czekam na odpowiedź i zawijam się spać// ‐ Ech… Jazon? Mi się udało całkiem ostrożnie grać, więc straciłem tylko pieniądze i fiolkę z rozkwitem nierządnicy. Ale Harduk… o bogowie, doszło do tego, że przegrał swoje buty, ale wciąż chciał grać dalej. Mówił, że los pozwoli mu się odkuć. Że byliśmy już nieco popici zgodziliśmy się żeby zagrał nie mając co postawić, w razie przegranej miał dla nas zrobić po usłudze ‐ stwierdziliśmy, że tak będzie zabawniej.
Pierwsza runda na usługi szła tak, że Harduk w razie przegranej miał wypucować buty mi i Jazonowi. Ot drobnostka. A, że udało się mu wygrać i odbił z powrotem swoje buty to chciał grać dalej na przysługi. To Jazon wymyślił, że jeśli przegra to będzie miał podejść do najbliższego strażnika na wybrzeżu i naszczać mu do butów, śpiewając jednocześnie “miły mój marynarzu”, znasz to? Łatwo wpada w ucho. Wyceniliśmy taką usługę na pięć sztuk złotych i kolejkę gorzałki, a Harduk się zgodził. A taki był pewny swoich kart, że tuż przed sprawdzaniem chciał przebić stawkę o swoje ubranie. Stwierdziliśmy zgodnie, że tak się nie godzi, bo jest spocony i zarzygany, i niech się nie wygłupia, pokazuje karty i wraca do domu spać. I co się okazało? Ano, że kiep myślał, że ma cztery jopki, a mu się tylko w oczach dwoiło. To go wyśmialiśmy, Jazon zgarnął stawkę i zakończyliśmy grę. Czekaliśmy tylko, aż wyjdzie do tego strażnika, bo to musiała być przednia zabawa. Tyle, że Harduk skulił się w kącie i zaczął krzyczeć, że my oszuści jesteśmy, a on do strażnika nie podejdzie, bo mu nie po myśli nocy w areszcie spędzać, a poza tym to mu się nie chce szczać, bo był wcześniej. Zaproponowałem tedy, że może zamiast tego wylać strażnikowi do buta “Złotego śledzia”. To takie jasne piwo sprzedawane w porcie, najtańsze i gwoli prawdy nie do odróżnienia od szczyn. Harduk zaczął płakać, że on głupi był i, że mu biznes zamkną jeśli on będzie takie głupoty wyczyniał po nocach, a Jazon zaczął się na niego wściekać ‐ bo umowa to przecież umowa. Prawie się bić o to zaczęli, to ich rozdzieliłem i powiedziałem, że pomogę Hardukowi, bo pijany i faktycznie głupi. Ale przecież nie zostawia się takich gamoni w potrzebie.
To wymyśliliśmy tak, że upichciłem szybko z ziół, które mi zostały napar usypiający. Dolaliśmy go do piwa i obmyśliliśmy plan: Harduk miał nieść dwa kufle, jeden ze Złotym śledziem i drugi z normalnym piwem, do którego dolał owego naparu. Miał zaproponować strażnikowi napicie się, a gdy ten wypił swój to Harduk, niby przypadkiem, miał rozlać śledzia za jego holewy. Strażnikowi z senności odechciałoby się go ścigać, a ten miał dać w nogi.
Prawie się udało tak to zrobić, ale podczas drogi się Hardukowiw pęcherzu nazbierało. A, że widział, że chłopy z karczmy przez okno patrzą to się dumą uniósł, wręczył strażnikowi kufel, a gdy ten pił jął rozpinać portki i zaczął mu lać po nogawce. Nie zdążył nawet odczekać, aż napar zacznie działać! To strażnik zaczął do niego z wrzaskiem, to Harduk się tylko skulił i kopnął strażnika do wody. Cała karczma w śmiech, ten w zapina rozporek i w nogi, a strażnik próbuje się wydostać na pomost. Zaczął krzyczeć alarm, ale po chwili zaczął trunek działać i na tym pomoście zasnął. To jak inni strażnicy się zlecieli, zobaczyli, że mokry, obszczany i śmierdzi alkoholem to stwierdzili, że się upił i głupi na alarm dzwoni. Śmiechu było w karczmie co niemiara, aż dostaliśmy po darmowym kuflu i kolacji.
To były czasy… młodym się było i do rana pić mogło. W każdym razie w podziękowaniu, gdy wytrzeźwiał, Harduk dał mi dwie buteleczki anyżówki ‐ swojej najlepszej. Ciekawe, czy on jeszcze żyje… -
-
CzarnyGoniec
‐ Zawsze miło wraca się do starych znajomości ‐ mówi, powoli układając się do snu na swoim posłaniu. I idzie spać.
//nie wiem, czy mogę przewinąć do rana. Jeśli nie, to kończę turę tym, co jest nad gwiazdkami. A jeśli mogę przewinąć to://
‐ Dziękuję za gościnę i prowiant. Lurth, dobrze pamiętam? Mówi się, że ci, którzy stoją na straży lasu mają w sobie pierwiastek harmonii człowieka i natury. Tacy dożywają niezmiennie najsędziwszych lat, niczym drzewa wśród których przebywają. Bywaj zdrów! -
Kuba1001
//No nie do końca, to już moja działka, a i nie pozwoliłbym przespać Ci tej nocy tak spokojnie, także zignoruję większość Twojego posta.//
Zasnąłeś, ale nie dane Ci było dospać do rana, gdyż w środku nocy zbudziło Cię mrożące krew w żyłach wycie i drapanie w ścianę, a chwilę później klniecie Lurtha, wystrzał z kuszy i zbolały skowyt.
‐ Wypi**alaj kuwa! ‐ warknął mężczyzna, ładując ponownie broń. ‐ Koleżków też zabieraj! -
CzarnyGoniec
Nie tracąc zbędnego czasu doskoczyłem do mojej kuszy i zacząłem ją ładować. Niech zajmie mi to nieco więcej czasu, ale chce po drodze włożyć sobie za pas mój nóż myśliwski na wszelki wypadek.
Rzut okiem na ocenę sytuacji ‐ jeśli jest coś włochatego, w co mogę strzelić to celuję… ale jeszcze nie strzelam. -
-
CzarnyGoniec
Drzwi są dziurawione, czy wyważane?
Jeśli wyważane ‐ rzucam kuszę na posłanie, biorę moją składana drabinę i blokuję nią drzwi. Jeden kraniec zapieram o ziemię, drugi o drzwi. Napieram też na nią moim krasnoludkim cielskiem.
Jeśli dziurawione ‐ po chwili wahania strzelam w łapę.Niezależnie od powyższego krzyczę ‐ “To wilkołak, czy ten drugi”?
-
Kuba1001
//Schrzaniłem, zapomniałem dopisać, że ta łapa chce się tu dostać przez okno… Moja wina, kontynuujmy wedle powyższego.//
Po kilku chwilach mocowanie się z bestią, ta odpuściła, ale po jakimś czasie usłyszałeś coś jakby kroki na dachu chaty.
‐ Wilkołaki, tym razem tylko one. ‐ odparł Lurth, rzucając Ci pięć bełtów. ‐ Stalowe, ze srebrnymi grotami… Nie mam tego wiele, nie zmarnuj. ‐ dodał, wychylając się przez okno i strzelając do kolejnego potwora. -
-
-
-
Kuba1001
Strach na chwilę zastąpiła radość, toteż bez problemu przeładować broń. Skąd to uczucie? Cóż, bez większych trudności zabiłeś potwora, celnie posłany bełt, do tego wykonany ze stali i ze srebrnym grotem, wbił się w jego żółte oko, przebijając się do mózgu i kończąc żywot potwora, który smętnie zawisł w oknie, drgając w ostatnich przedśmiertnych spazmach.
-
-
Kuba1001
//Tak, dopóki nikt nie wyciągnie na zewnątrz lub wciągnie do środka cielska Wilkołaka, nic tędy nie wlezie.
Dwa, jedno zablokowane jak wyżej, drugie, przy którym stoi Lurth.//
‐ Spi**alają, zapchlone skuwysyny! ‐ krzyknął po chwili mężczyzna, wznosząc w górę pięść w geście zwycięstwa. Później oparł się ciężko o jedną ze ścian i zsunął się na podłogę, wyraźnie zmęczony, zaś przez to samo okno zaczęło powoli, i dosyć niemrawo, sączyć się słońce w postaci pierwszych, porannych promieni. -
-
Kuba1001
‐ W dzień są słabsze, przemiana lub pozostanie w tym stadium sprawia im niemiłosierny ból, do tego oczy nastawione są bardziej na walkę w ciemnościach, a nie w świetle słonecznym.
Ku Twojemu początkowemu zdziwieniu, truchło Wilkołaka zniknęło. Owszem, ciało wciąż było, ale zamiast włochatej, zaopatrzonej w ostre kły i pazury bestii zastałeś tam jedynie nagiego człowieka, dość młodego… Cóż, słyszałeś kiedyś o tym, że Wilkołaki czasem, acz nie zawsze, po śmierci przybierają znów swoje prawdziwe, ludzkie, elfie, krasnoludzkie, orcze lub jakiekolwiek inne, kształty, a teraz wiesz, że to prawda.