Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐Bardzo. Postaram się obronić ciebie jak najdłużej… ale raczej kroić chleb umiesz?
‐ Chyba. Po co mnie bronić? //chyba nie dodałeś tu kwestii ze swego życia?
‐ Chyba. Po co mnie bronić?
//chyba nie dodałeś tu kwestii ze swego życia?
///Pfff ‐Jesteś dzieckiem. Choć nikt nie zabije kobiet i dzieci, to jednak to są bandyci.
///Teraz zamiana ról.
‐ A pan jest kapitanem. Dotychczas jakoś nie należała mi się obrona i nie widzę podstaw, by się to miało zmienić. //tzn?
‐ A pan jest kapitanem. Dotychczas jakoś nie należała mi się obrona i nie widzę podstaw, by się to miało zmienić.
//tzn?
Na te słowa podał mu lunetę. ‐Sam zobacz, kto u nich jest na dziobie.
No więc zajrzał.
Nordowie, Orki, nawet Nagowie. Z lekka przewalone, prawda?
Nadal nie widział sensu w obronie dla niego. Zaklął pod nosem i oddał lunetę.
Nie tyle obrona jego osoby, jak pełnienie roli żywej tarczy. Dlatego będzie obok kapitana.
Teraz to ma sens. Podreptał posłusznie za kapitanem.
Kapitan ruszył obok sternika, gdy wszyscy już dostali broń. ‐Łucznicy i kusznicy bądźcie gotów! Balisty skierował we wroga!
Podreptał nieco szybciej.
No cóż, on nigdzie się nie ruszył. Zauważyłeś Profesora i Silvo. Obaj współpracowali ustawiając baistę na dziobie w kierunku wroga.
Miał nie odchodzić, to nie odchodził.
Kapitan nadal wydawał rozkazy, dzięki czemu szybko ustawiono się w pozycji bojowej.
Słuchał ewentualnego rozkazu skierowanego do niego.
Ten się nie pojawił. Wypuszczono dwa ostrzegawcze strzały, a pomimo to wróg nadal płynął w ich kierunku. ‐Ma taran! Wyminąć! Wyminąć go!
Nie znał się na tym, więc kręcił się blisko i nie przeszkadzał.
//heloł