Gród Maleryks
-
Kuba1001
Jak już zostało powiedziane, leżała na łóżku i słabo oddychała, ale żyła… Być może morderca nie zdążył jej zabić, gdy Gobliny zauważyły truchła wartowników pod chatą, tudzież już uznał ją za martwą. Tak czy inaczej, w grodzie rozpoczęła się nerwowa krzątanina, a zielonoskórzy obrońcy ruszyli na mury i w okolicę bramy, gotowi odeprzeć atak, o którym mówiłeś.
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Kilka Goblinów zajęło się wypełnianiem Twojego polecenia, bynajmniej nie wierzyły, żebyś sam zatrzymał coś, co mogło tak łatwo wymordować tyle Goblinów, w tym szamana, a więc w większości zostali na pozycjach… Chwilę po tym, jak donieśli Ci, że podkopów brak, przez okno Twej siedziby wypadły pogruchotane zwłoki jednego z zielonych strażników, którego pozostawiłeś na warcie w sypialni.
-
-
Kuba1001
W środku zastałeś ślady masakry: Wszystkie pozostawione na straży Gobliny były martwe, miały skręcone karki, połamane kręgosłupy czy też zmiażdżone czaszki. Brzuch jednego przebito czymś na wylot, z wielkiej, ziejącej jamy wystawały wnętrzności i obficie lała się krew, mimo iż był już martwy, podobnie jak ostatni wartownik, któremu ktoś oderwał głowę. Krwawy ślad zaprowadził Cię do otwartych na oścież drzwi do biblioteki, w których stała Twoja małżonka, najzupełniej zdrowa, bawiąca się urwanym czerepem, który po chwili rzuciła Ci do stóp, uśmiechnęła się szaleńczo i zniknęła w pomieszczeniu obok…
-
-
Kuba1001
‐ Idiota. ‐ szepnęła czule Twoja małżonka, a jej głos zmienił się na ochrypły i mocny bas, którym kontynuowała: ‐ Naprawdę sądziłeś, że Twoja żona żyje, zielony debilu? Jeśli przeżyjesz, a najpewniej Ci się to nie uda, to może znajdziesz to, co zostało z jej ciała po spotkaniu z wilkami w lesie.
-
bulorwas
‐Oszukałeś mnie… OSZUKAŁEŚ! SZCZEŹNIESZ W PIEKLE GDZIE TWOJE MIEJSCE!
Powiedział wkuwiony, przestraszony i smutny ponad wszelką miarę i zaczął produkować masę ognia, który rozprzestrzenił po całej bibliotece. Wiedział, że niema innego wyjścia niż to przy którym on stoi, jak nie ogień go zajeie, to dym zrobi resztę. -
Kuba1001
Po jęku niedowierzania widać było, że zamachowiec się tego bynajmniej nie spodziewał, ale dość szybko się oponował i jeszcze nim płomienie strawiły bibliotekę zdołał wybiec z pomieszczenia jako sku*wysyńsko wielki Ork, któremu niewiele brakuje do Orkologa, co prawda jedynie w prostym odzieniu, bez zbroi i pancerza, ale na pewno groźny, jak to już udowodnił i co potwierdziłby szamano oraz strażnicy, gdyby jeszcze żyli. Tak czy inaczej, wiedziony pędem rzucił się na Ciebie, ale zamiast Cię zabić, jedynie złamał Ci nos, przeciął łuk brwiowy i wybił ząb dwoma solidnymi ciosami pięści.
‐ To tylko początek, Reppnir! ‐ krzyknął, stając nad oknem, które wcześniej wybił przy pomocy ciała jednego ze strażników. ‐ Dołączysz lub zginiesz!
Po tych słowach zerknął jeszcze na dół, uśmiechnął się paskudnie i wyskoczył. -
-
-
-
-