Karawanseraj Dunoe
-
Kuba1001
Najpewniej jechali w ciągu nocy, a obozowali we dnie, więc trafili tu tak wcześnie. Biorąc pod uwagę mniejszy ruch nocą i rankami oraz panujące wtedy chłody, mimo wszystko milsze od upałów, była to częsta praktyka pośród kupców.
Karawana nie była wielka, to ledwie osiem wozów wypełnionych towarami na handel oraz cztery służące transportowi wody i pożywienia, z czego zawartość połowy już się wyczerpała i najpewniej handlarze będą chcieli je tutaj uzupełnić. Poza tym w karawanie doliczyłeś się dwudziestu czterech koni ciągnących wozy, ośmiu wielbłądów, dwóch dla przewodników i sześciu dla obstawy, oraz owych sześciu najemników, dwóch przewodników i sześciu kupców. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Zastałeś tam pięciu konnych jeźdźców, z czego każdy odziany był w skórzany kaftan podbity metalowymi płytkami oraz płaszcz i prosty strój podróżny, wszyscy dysponowali też sporymi tarczami, zakrzywionymi mieczami i włóczniami. Właściwie nie mógłbyś wiedzieć, kim są, gdyby nie proporce z godłem Gez powiewającymi na drzewcach ich długich broni. Skoro kawalerii zwykle mieliście jak na lekarstwo, to musiałeś mieć do czynienia ze zwiadowcami, posłami lub gońcami.
‐ Vathkath! ‐ krzyknął jeden, stojący na czele grupy, a później podwinął rękaw swojej szaty, ukazując Ci charakterystyczny tatuaż w kształcie włóczni, jaką oplatały dwie pustynne kobry. ‐ Pamiętasz?
Początkowo mógłbyś zaprzeczyć z czystym sercem, bo nie pamiętałeś, ale po chwili jak grom z jasnego nieba uderzyły w Ciebie wspomnienia wielu bitw, czysty śmiech i pędzona na boku, pod czujnym okiem oficerów, gorzałka. Czyżby to był ten sam Marbund, Twój stary towarzyszy broni z czasów służby w armii? -
-
-
-
-
-
-
Ether
Na tyle długo, że Cię zapomniałem…
‐ I Ty witaj, przyjacielu! ‐ odwzajemniłem uścisk.//No to wstawię tutaj:
Ludzie od ludzi przejmują doświadczenia,
sami budują atomowe schrony,
w górze, tak że ledwo go dostrzegam
szybuje ostatni żywy jastrząb.
Chciałbym być z nim
tam jest moja kultura,
tam się rozstrzyga to co mnie dotyka,
tutaj mój słuch umiera
przestraszony ciężkim, szybkim rytmem.Wiesz, myślę ‐ tak, upadła moja kultura
myślę, że może nigdy jej nie było,
że wszystko jest jednym wielkim snem
napędzanym wódką i amfetaminą… -