Posiadłość Von Orren'ów
-
-
Kuba1001
//Pamiętałem, widzisz. Przed odpisami trafiłem na “Gwiezdny Grunwald” i tak mi się z nim skojarzyło. Bell też, postać Michała, jego pierwsza w Elarid, jest na pierwszej stronie Kart Postaci… Możesz sobie poszperać na pierwszych stronach Gilgasz i w prawie całej Kryjówce Łaków o nim, jeśli chcesz.//
‐ Coś wspominał i, jeśli się nie mylę, Fulko kojarzy to nazwisko, ale tę rozmowę musicie przełożyć na później. ‐ odparł mężczyzna na tronie i skinął Cranellowi, a ten odchrząknął i przemówił, patrząc Ci się w oczy:
‐ Mój pan chciałby pozostać anonimowy, ale jestem tu, aby w jego imieniu zaoferować Ci pomoc w walce z Czarnym Słońcem. Wspólnie odpieraliśmy wiele ofensyw jego wojsk, najemników i skrytobójców, więc sądzi on, że i tym razem powinniśmy ruszyć w bój, rzecz jasna razem z Tobą… O ile mój pan musi pozostać w swojej siedzibie, to jest gotów zapewnić Ci nawet do czterdziestu Łaków pod moją komendą, którzy będą walczyć, a jeśli trzeba to i ginąć, za sprawę.
//Ciekawostka: Gdy jeszcze byłeś posłusznym robolem Vigo, miałeś dostać misję polegającą na dowodzeniu żołnierzami, których wysłał do walki z Łakami Michała, ale fabuła nie doszła do skutku, niestety. Lub też stety, jak kto woli.// -
-
-
-
Kuba1001
‐ Muszę wrócić do mojego pana i opowiedzieć mu o wszystkim, a także zebrać odpowiednich Łaków… Potrzebuję przynajmniej czterech lub pięciu dni, nie więcej. ‐ wyjaśnił Bell i odszedł, bo najwidoczniej nie zostało już nic wartego omówienia, acz masz jeszcze czas, żeby go zatrzymać, gdyby jednak znalazła się jakaś sprawa.
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Gdy jego pan zezwolił na to skinieniem głowy, rycerz odwzajemnił gest i odszedł z Tobą te kilka kroków dalej, żeby zapewnić choć minimum prywatności, tudzież jej złudne wrażenie.
‐ Tak? ‐ spytał, zakładając ramiona na masywnej piersi. Całemu ruchowi towarzyszył niesamowity chrzęst płyt pancerza. -
-
-
-
Kuba1001
‐ Z dobrych dziesięć lat temu, gdy jeszcze nie miałem tych blizn. ‐ powiedział, pokazując na kilka szram na swojej twarzy, głównie na czole i prawym policzku. ‐ Byliśmy wtedy piękni, młodzi i waleczni, złaknieni złota i przygód… Choć tak po prawdzie to on te dwa pierwsze, a ja resztę… Zarzekał się, że nigdy nie był Magiem, ale miał wiele dziwnych ksiąg, a to co robił podczas walki i poza nią nie mogło być dostępne dla jakiegokolwiek śmiertelnika… Świetnie grał w karty, miał łeb równie twardy, jak Orkowie czy Krasnoludy, potrafił pisać i śpiewać ballady, grać na lutni, a jednym skinięciem dłoni sprawiał, że każda wskakiwała mu na kolana… Taaak, to były czasy. Ale później wpakował się w jakieś gówno po zęby trzonowe i odszedł. Odtąd go nigdy więcej nie widziałem.
-
-
-
-