Morze Wydm
-
Udało Ci się to zrobić bez niczyjej pomocy, sam owoc zaś był bardzo soczysty, choć lekko kwaśny. Widywałaś już chyba podobne na stole podczas uczty weselnej czy wcześniejszych posiłków w swoim pałacu w Ur.
-
Poszła rozejrzeć się po oazie, bo nie miała pomysłu na zrobienie czegoś innego.
-
Drzewa, krzewy, woda… Nic ciekawego, przynajmniej dla Ciebie, wychowałaś się w Verden, tam to widoki powszednie, nie to co tutaj. Tak czy siak, wszystko było gotowe do dalszej drogi, od Ciebie zależy, czy zechcesz wznowić ją teraz, czy jeszcze chwilę odpocząć.
-
Weszła więc do swojego powozu i dała sygnał do wyjazdu, czy coś w tym stylu.
-
Odjechaliście naprawdę niewiele, oaza wciąż była w zasięgu wzroku, gdy woźnica nagle zatrzymał powóz. Gdy wyjrzałaś przez okno, aby sprawdzić, dlaczego się tak stało, dostrzegłaś kilkunastu odzianych na czarno, uzbrojonych w bułaty, szaszmiry, jednoręczne miecze i łuki, koczowników, bo chyba nimi oni byli. Twoja eskorta otoczyła ciasno powóz, również dobywając broni, a z szeregu czarno odzianych wojowników wystąpił jeden, patrząc wprost na Ciebie.
- Wyjdź i zechciej nas wysłuchać, a unikniesz rozlewu krwi. - powiedział, chowając broń na znak poparcia swoich słów. Po chwili podobnie uczynili jego ludzie, ale Twoja eskorta nie miała zamiaru tego zrobić.
- Nie rób tego, pani. - odradził Rodo. - Takim jak oni nie można ufać. To pospolici bandyci.
Nord, pomimo braku języka, na pewno by go poparł, choćby kiwnięciem głowy, ale nie zrobił nic. Pierwszy raz widziałaś go tak zamyślonego, zatopionego we wspomnieniach, a może nawet nieco zmartwionego. -
-Jeśli chcą, żebym ich wysłuchała, to chyba powinnam to zrobić. - Wyszła z powozu, ale nie podeszła do bandyty. - Czego chcecie?
-
- Powiedz swemu mężowi, że wojna między dwoma państwami Nirgaldu nie ma najmniejszego sensu, a przynajmniej nie teraz… Jest szlachcicem, współwładcą Ur i całego kraju, ale niech nie zapomina, komu jego ród zawdzięcza potęgę. Niech wykaże nieco tak zachwalanego honoru i wróci do honorowania dawnych paktów albo ci, którzy je zawiązali, upomną się o niego… I powołaj się na ten znak!
Gdy skończył mówić, odwinął prawy rękaw szaty, pokazując Ci tatuaż przedstawiający czarną dłoń. W ślad za hersztem bandy postąpili wszyscy inni, również mający na ramionach takowe znaki.
- Pani! - krzyknął Rodo, chcąc Cię pospieszyć. - Nie negocjuj z nimi! -
Zignorowała Rodo i kontynuowała rozmowę z bandytami, ponieważ zaciekawił ją temat o rodzie Zimtarry.
-Na pewno przekażę to Zimtarze, ale powiedzcie mi, kim wy jesteście. -
- To nie jest informacja, którą przekażę tylko Tobie… Zbliż się, a ja wyślę jednego z moich ludzi. Wyjawi Ci wszystko, a później się rozejdziecie.
-
Podeszła więc trochę bliżej.
-
Opuściłaś przez to ochronny krąg swojej straży, ale jeden z nomadów, o ile rzeczywiście byli zwykłymi dzikusami, czego nie byłaś już taka pewna, postąpił podobnie. Spotkaliście się mniej więcej w połowie drogi między wydmą, na której stali, a Twoim powozem. Mężczyzna rzeczywiście coś mówił, ale bardzo cicho, a Ty zdałaś sobie sprawę, że robi to w swojej mowie, której przecież nie znałaś. Nim jednak zdążyłaś mu to wytłumaczyć, ten nagle wyciągnął z rękawa swego odzienia sztylet i obrócił Cię, przystawiając Ci go do gardła. Wszyscy Twoi strażnicy wystąpili o kilka kroków naprzód, a dołączył do nich Rodo, dzierżący miecz długi w obu dłoniach. Tamci odziani w czerń ludzie również nie próżnowali i znów sięgnęli za swój oręż. Żadna ze stron jednak nie atakowała, ponieważ jedni chcieli uprowadzić Cię żywcem, a pozostali doprowadzić Cię na miejsce lub z powrotem do Ur całą i zdrową.
-
//Miała przy sobie ten sztylet, który kupiła?//
-Dlaczego to robicie?! Myślałam, że chcecie pokoju! -
//Tak.//
Słyszałaś kiedyś w karczmie jakieś powiedzenie, które powiedział do swoich towarzyszy jakiś kapitan cesarskiej armii. Jak to było…? “Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny?” Chyba jakoś tak. To nieco tłumaczyło postępowanie mężczyzn w czerni, chyba że kłamali i chcieli w ten sposób tylko Cię wywabić, aby później porwać i użyć jako karty przetargowej czy wziąć okup. Mogli też być wynajęci przez władze Minteled, aby to wymusiło na Ur korzystne rozstrzygnięcie konfliktu, gdyby ten się rozpoczął.
Nomada powoli cofał się, a Ty z nim, motywowała Cię do tego zimna stal przy gardle. Nagle jednak zatrzymał się i Cię puścił, a Ty równolegle do tego poczułaś jak coś mokrego ochlapuje Ci włosy. Zobaczyłaś, że to krew, która wzięła się z wielkiej rany na twarzy mężczyzny, w którą został wbity jednoręczny toporek. Szybko dostrzegłaś, kto nim rzucił: Nord z Twojej obstawy wdrapał się na dach powozu i stamtąd celnie cisnął swoją bronią. Miał jeszcze dwa takie w dłoniach, a także jeden przeznaczony do walki w zwarciu, tarczę i dwuręczny topór, choć chwilowo to wszystko spoczywało u jego stóp. Na jego widok wszyscy odziani w czerń spojrzeli prosto na niego, co wykorzystał Rodo, który wraz z resztą ochroniarzy znów Cię otoczył. Byłaś bezpieczna.
- A więc wciąż żyjesz, zdrajco? - zapytał kpiąco przywódca bandy, uderzając o siebie dwoma bułatami, które trzymał w dłoniach. - Może i udało Ci się uniknąć wszystkich zamachów, wszystkich napadów i związać swoje życie z tym szlachcicem. Ale on Cię nie ochroni. Nikt Cię nie ochroni, bo nasz pan, Twój i mój, niedługo powróci. A lepiej dla Ciebie, jeśli zginiesz, nim to się stanie. Czarna Dłoń upomni się o Ciebie!
Nord nie odpowiedział, w końcu nie mógł. Zamiast tego cisnął swoimi toporkami, zabijając stojącego obok herszta wojownika, a ten z kolei zrobił unik, przez co przeznaczona dla niego broń spadła w piasek.
- Zabijcie ich. - powiedział, mrużąc oczy, które wciąż kierował na Norda. - Wszystkich. Poza kobietą. A jego zostawcie mnie.
Choć przewyższani przez Twoich ludzi liczebnie, nomadzi spełnili prośbę, rzucając się do ataku lub strzelając z łuków. Natomiast herszt bandy znów uderzył bułatem o bułat i wykonał niewiarygodnie długi, wspomagany Magią Grawitacji, Powietrza, a może i piasku, skok, którym doleciał aż na dach powozu, gdzie zmierzył się z Nordem. Ten zdążył już sięgnąć po topór i tarczę, ale jego dwuręczna broń została odepchnięta przez jego oponenta i spadła poza powód. Seria szybkich ataków zmusiła za to Twojego ochroniarza do uskoczenia z powozu, gdzie też podążył i herszt bandytów, a walka wciąż zapewne trwała. -
Próbowała jakoś unikać walki, ponieważ jedynie sprawiłaby problem jej ochroniarzom, którzy musieli ją ochraniać.
-
Przyszło Ci to z łatwością, wszyscy skupili się wzajemnie na sobie, a trzeba przyznać, że tamci, kimkolwiek rzeczywiście byli, naprawdę potrafili walczyć jak mało kto. Potyczka była bowiem krótka, ale intensywna, a odziani w czerń uciekli, zostawiając łącznie trzech martwych na pobojowisku, z czego dwóch zabił wcześniej Nord, a zabrali ze sobą aż pięciu Twoich ochroniarzy, celnie pchniętych, przeszytych strzałami czy z uciętymi głowami.
-
Rozglądała się wokół wystraszona tym, co się wydarzyło. Uznała, że to wszystko jej wina.
-
- W porządku, pani? - zapytał Cię Rodo, odprowadzając do powozu i rozglądając się czujnie wokół.
-
-Przepraszam, że cię nie posłuchałam, ja tylko chciałam, żeby nie doszło do walki i wszystko popsułam… - Wytarła oczy z łez i weszła do powozu.
-
- Podstępne gady, nic więcej. - odparł. - Pewnie od początku to planowali, nie mogliśmy być pewni, co zrobią… Gdzie teraz, pani? Dalej do Minteled czy chce pani może wrócić do Ur?
-
-Jedźmy dalej. - Odpowiedziała po krótkim namyśle.