Morze Wydm
-
- To nie jest informacja, którą przekażę tylko Tobie… Zbliż się, a ja wyślę jednego z moich ludzi. Wyjawi Ci wszystko, a później się rozejdziecie.
-
Podeszła więc trochę bliżej.
-
Opuściłaś przez to ochronny krąg swojej straży, ale jeden z nomadów, o ile rzeczywiście byli zwykłymi dzikusami, czego nie byłaś już taka pewna, postąpił podobnie. Spotkaliście się mniej więcej w połowie drogi między wydmą, na której stali, a Twoim powozem. Mężczyzna rzeczywiście coś mówił, ale bardzo cicho, a Ty zdałaś sobie sprawę, że robi to w swojej mowie, której przecież nie znałaś. Nim jednak zdążyłaś mu to wytłumaczyć, ten nagle wyciągnął z rękawa swego odzienia sztylet i obrócił Cię, przystawiając Ci go do gardła. Wszyscy Twoi strażnicy wystąpili o kilka kroków naprzód, a dołączył do nich Rodo, dzierżący miecz długi w obu dłoniach. Tamci odziani w czerń ludzie również nie próżnowali i znów sięgnęli za swój oręż. Żadna ze stron jednak nie atakowała, ponieważ jedni chcieli uprowadzić Cię żywcem, a pozostali doprowadzić Cię na miejsce lub z powrotem do Ur całą i zdrową.
-
//Miała przy sobie ten sztylet, który kupiła?//
-Dlaczego to robicie?! Myślałam, że chcecie pokoju! -
//Tak.//
Słyszałaś kiedyś w karczmie jakieś powiedzenie, które powiedział do swoich towarzyszy jakiś kapitan cesarskiej armii. Jak to było…? “Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny?” Chyba jakoś tak. To nieco tłumaczyło postępowanie mężczyzn w czerni, chyba że kłamali i chcieli w ten sposób tylko Cię wywabić, aby później porwać i użyć jako karty przetargowej czy wziąć okup. Mogli też być wynajęci przez władze Minteled, aby to wymusiło na Ur korzystne rozstrzygnięcie konfliktu, gdyby ten się rozpoczął.
Nomada powoli cofał się, a Ty z nim, motywowała Cię do tego zimna stal przy gardle. Nagle jednak zatrzymał się i Cię puścił, a Ty równolegle do tego poczułaś jak coś mokrego ochlapuje Ci włosy. Zobaczyłaś, że to krew, która wzięła się z wielkiej rany na twarzy mężczyzny, w którą został wbity jednoręczny toporek. Szybko dostrzegłaś, kto nim rzucił: Nord z Twojej obstawy wdrapał się na dach powozu i stamtąd celnie cisnął swoją bronią. Miał jeszcze dwa takie w dłoniach, a także jeden przeznaczony do walki w zwarciu, tarczę i dwuręczny topór, choć chwilowo to wszystko spoczywało u jego stóp. Na jego widok wszyscy odziani w czerń spojrzeli prosto na niego, co wykorzystał Rodo, który wraz z resztą ochroniarzy znów Cię otoczył. Byłaś bezpieczna.
- A więc wciąż żyjesz, zdrajco? - zapytał kpiąco przywódca bandy, uderzając o siebie dwoma bułatami, które trzymał w dłoniach. - Może i udało Ci się uniknąć wszystkich zamachów, wszystkich napadów i związać swoje życie z tym szlachcicem. Ale on Cię nie ochroni. Nikt Cię nie ochroni, bo nasz pan, Twój i mój, niedługo powróci. A lepiej dla Ciebie, jeśli zginiesz, nim to się stanie. Czarna Dłoń upomni się o Ciebie!
Nord nie odpowiedział, w końcu nie mógł. Zamiast tego cisnął swoimi toporkami, zabijając stojącego obok herszta wojownika, a ten z kolei zrobił unik, przez co przeznaczona dla niego broń spadła w piasek.
- Zabijcie ich. - powiedział, mrużąc oczy, które wciąż kierował na Norda. - Wszystkich. Poza kobietą. A jego zostawcie mnie.
Choć przewyższani przez Twoich ludzi liczebnie, nomadzi spełnili prośbę, rzucając się do ataku lub strzelając z łuków. Natomiast herszt bandy znów uderzył bułatem o bułat i wykonał niewiarygodnie długi, wspomagany Magią Grawitacji, Powietrza, a może i piasku, skok, którym doleciał aż na dach powozu, gdzie zmierzył się z Nordem. Ten zdążył już sięgnąć po topór i tarczę, ale jego dwuręczna broń została odepchnięta przez jego oponenta i spadła poza powód. Seria szybkich ataków zmusiła za to Twojego ochroniarza do uskoczenia z powozu, gdzie też podążył i herszt bandytów, a walka wciąż zapewne trwała. -
Próbowała jakoś unikać walki, ponieważ jedynie sprawiłaby problem jej ochroniarzom, którzy musieli ją ochraniać.
-
Przyszło Ci to z łatwością, wszyscy skupili się wzajemnie na sobie, a trzeba przyznać, że tamci, kimkolwiek rzeczywiście byli, naprawdę potrafili walczyć jak mało kto. Potyczka była bowiem krótka, ale intensywna, a odziani w czerń uciekli, zostawiając łącznie trzech martwych na pobojowisku, z czego dwóch zabił wcześniej Nord, a zabrali ze sobą aż pięciu Twoich ochroniarzy, celnie pchniętych, przeszytych strzałami czy z uciętymi głowami.
-
Rozglądała się wokół wystraszona tym, co się wydarzyło. Uznała, że to wszystko jej wina.
-
- W porządku, pani? - zapytał Cię Rodo, odprowadzając do powozu i rozglądając się czujnie wokół.
-
-Przepraszam, że cię nie posłuchałam, ja tylko chciałam, żeby nie doszło do walki i wszystko popsułam… - Wytarła oczy z łez i weszła do powozu.
-
- Podstępne gady, nic więcej. - odparł. - Pewnie od początku to planowali, nie mogliśmy być pewni, co zrobią… Gdzie teraz, pani? Dalej do Minteled czy chce pani może wrócić do Ur?
-
-Jedźmy dalej. - Odpowiedziała po krótkim namyśle.
-
Skinął głową i konwój ponownie ruszył, gdy tylko zabitych ochroniarzy prowizorycznie pogrzebano, choć pewnie będzie kiedyś trzeba wysłać tu kogoś po ich zwłoki, aby przekazać je rodzinom, nim upomną się o nie padlinożercy.
//Jeśli chcesz pogadać z Rodo czy Nordem, a chyba powinnaś, to pisz śmiało. Jeśli nie, to robimy zmianę tematu.// -
-Więc… Jestem pewna, że tamci znali naszego Norda, nie wiesz czegoś o tym? - Zapytała się Rodo.
-
- Nie… Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz już dawno był na służbie u Zimitarry. Tylko on sam mógłby nam to powiedzieć, ale nie może.
-
-Może jak wrócimy, to Zimtarra będzie coś wiedzieć, bo trochę zaczynam się bać, oni nie wydawali się być zwykłymi bandytami…
-
- Decyzja należy do pani, my poprzemy ją, nieważne jaka będzie.
-
Kiwnęła głową.
-Wyruszamy dalej. - Odpowiedziała po chwili zastanowienia. -
//Zmiana tematu. Zacznę Ci w Minteled, gdy będziesz na miejscu, czyli pewnie jeszcze dziś lub jutro.//