Karczma "U Carsona"
-
-
-
Kazute:
Dotarłaś wraz ze swym kompanem, który w końcu postanowił Ci się przedstawić, powiadamiając Cię, że zwie się Nebein, do karczmy położonej na odludziu, nieopodal traktu prowadzącego do Gilgasz, z dala od jakiejkolwiek wioski czy innego śladu cywilizacji. Budynek był drewniany, niewielki, a nad drzwiami wejściowymi zawieszono niewielki szyld z napisem “U Carsona”, aby nikt nie miał wątpliwości. Wewnątrz nie spotkałaś żadnych luksusów, była to typowa karczma, jakich wiele już widziałaś, choć wyróżniała się tym, że na tle wszystkich odwiedzonych przez Ciebie, bez dwóch zdań była najschludniejsza. Obsługę stanowili tutaj Hobbici, doliczyłaś się karczmarza i dwóch kelnerek, ale na pewno byli też sprzątacze i kucharze. Poza nimi w środku znajdowało się zaledwie kilkanaście osób, z czego w większości byli to trzymający się w kilku niewielkich grupkach kupcy, handlarze i podróżni, chcący odpocząć lub spędzić bezpiecznie noc przed dalszą drogą do centrum verdeńskiego handlu, jakim było pobliskie Gilgasz. Uwagę przykuwał tylko jeden mężczyzna, siedzący samotnie przy stoliku w rogu karczmy, plecami do ściany. Odziany był głównie w czerń, takiego koloru były jego wysokie buty z cholewami, pas, spodnie, koszula, płaszcz z kapturem, a nawet pochwy na broń. Jak mogłaś się spodziewać, to właśnie on był Waszym informatorem i przewodnikiem, choć bardziej spodziewałaś się Krasnoluda, który w końcu znałby swoje góry najlepiej, bo to w jego kierunku z miejsca ruszył akolita orczego Maga. -
//Nebein? A ten uczniak nie nazywał się Amaris? //
Czerń. Ten kolor nie sprawiał przyjemnego pierwszego wrażenia. Ale cóż, pozory mogą mylić, więc odsunęła te myśli na bok i również podeszła do mężczyzny.
- Witaj, to Ty jesteś naszym przewodnikiem? - przywitała się i spoglądała na niego spod błękitnego kaptura. -
- Gorthrog to obecnie jeden z Mistrzów Gildii Magów, jej szanowany członek. Ale niewielu pamięta lub chce pamiętać o jego przeszłości. Niegdyś był zwany Gorthogiem Łamikarkiem. Był najpotężniejszym orczym watażką na wschód od Ghadugh, a jego charyzma, topór i nadzwyczajne, jak na Orka, opanowanie wielu rodzajów Magii o czysto bojowych aspektach, czyniło go pretendentem do książęcego tronu, ale już bez tego mógł zalać Cesarstwo i inne państwa falą zielonego wojska, być największą zgubą Verden od dawnych najazdów Zielonoskórych. Ale ktoś w porę zareagował, wysłano do niego poselstwo, które cudem nakłoniło go do objęcia stanowiska w Gildii i porzucenia dawnego życia. Byłem wśród tych posłów, a wiele lat później Gorthrog ocalił mi życie, dał schronienie, pozwolił zachować bezpieczną anonimowość. I sprawił, że otrzymałem nominację na członka ekspedycji, która ocaliła Elarid. Będę Waszym przewodnikiem, powiernikiem i wiernym przyjacielem, a jeśli trzeba, to oddać życie, bylebyście mogli wypełnić swoją misję. Od teraz Wasze życie jest moim. - odparł przydługo mężczyzna, rzecz jasna ściszonym głosem, ściągając z głowy kaptur. Miał pospolitą twarz, ale poprzecinaną siatką blizn i szram, z czego najgorzej wyglądała ta na prawym policzku, jakby wypalona rozżarzonym żelazem, która za nic nie chciała się zagoić. Cerę miał nienaturalnie bladą, ale najdziwniejsze były oczy, wcześniej szaro-niebieskie, teraz z domieszką czerwieni, choć nie oznaczało to, że były czerwone. Jakby ktoś dodał do naturalnego koloru barwnika, aby zmienić kolor na zawsze, ale przerwał w porę.
- Ciebie doskonale pamiętam, Amarisie i cieszę się, że znów Cię widzę. Ciebie zaś nie znam zupełnie, więc liczę, że się przedstawisz i nieco o sobie opowiesz. Ja zaś jestem Baku-Sem, wojownik, fechmistrz, poszukiwacz przygód, obrońca Elarid, o czym wie mniej osób, niż łącznie znajduje się w całej tej karczmie, oraz skażony Klątwą Nieśmierci, jak lubię to nazywać.
//Nie wiem, sporo czasu minęło, odkąd zaczęliśmy wątek, a i odpisy są rzadko, więc możliwe, że wcześniej wprowadziłem inne imię. Mi to z góry ryba, jakie będzie dokładnie.// -
Klątwa Nieśmierci? Później się zapyta o szczegóły tej nazwy, teraz wypadałoby się samej przedstawić nowemu towarzyszowi. Zajęła więc miejsce przy stole i podobnie jak Baku-Sem ściągnęła z głowy kaptur odsłaniając tym samym swoje długie, białe włosy spięte w wysokiego kucyka.
- Miło mi Cię poznać, nowy towarzyszu. Na imię mi Limanniel, jestem członkinią Gildii Magów, nie jestem już uczennicą od wielu lat, jednak nie jestem też nikim szczególnym w tej legendarnej organizacji. Ostatnio jednak zostałam wybrana do grupy Magów, Inkwizytorów i Paladynów mających za zadanie sprawdzić, czy Kapłani Pustki rzeczywiście powrócili, a w razie złego scenariusza ich zgładzić. Jak widać wróciłam żywa z tej wyprawy, a wszyscy drowski kapłani oraz przywołane przezeń demony nie żyją. Cała historia. Wspomnę tylko, że moją specjalizacją jest Magia Grawitacji oraz nie jestem najgorsza w fechtunku. Ostatnio zaczęłam także uczyć się Magii Pyłu, lecz na razie jedyne co mogę to zmienić swoją dłoń w chmurkę- opowiedziała, niezbyt głośno, by nie zwracać na siebie uwagi. -
- Doskonale. Wiem, że mam przeprowadzić Was przez góry, ale niewiele więcej. Znam większość ukrytych ścieżek Krasnoludów, kilka znanych oraz garść nawet im obcych, co jest sporym wyczynem i wynikiem dekad praktyki. Chcę tylko wiedzieć, gdzie mam Was doprowadzić i w jakim celu.
-
W jakim celu? Nie była pewna, czy może rozpowiadać prawdziwy powód, jakim był głód wiedzy i jednoczesne zaniepokojenie osobą Czarnego Maga, wymazanego z historii tysiąclecia temu. Nie wiedziała nawet, czy Gorthrog wyjawił również swojemu uczniowi prawdę o zapomnianej legendzie, w co jednak wątpiła. Postanowiła zachować prawdziwy powód dla siebie, opowiadając zamiast tego półprawdziwą wersję wydarzeń wymyśloną już wcześniej.
- Miejscem docelowym jest Axer, a powodem, dla którego się tam wybieram są moje… omamy. Dostałam ich podczas podróży do Mrocznej Puszczy, zawsze, gdy sama pilnowałam warty pojawiała się zakapturzona postać w czerni. Mówiła do mnie, że z moją pomocą uwolnię go od klątwy. Pojawił się tylko dwa, trzy razy, od powrotu z misji nie widziałam ani nie słyszałam go. Jestem tym zaniepokojona, a o dziwo zbiory gildyjnej biblioteki nie wystarczają, by wyjaśnić jego słowa. Postanowiłam powołać się na imię mistrza Gorthroga, na co mi pozwolił i z oficjalnym pismem przeszukać skarbnice wiedzy innych państw. -
Baku-Sem spojrzał na Ciebie nieufnie, ale skinął głową, jakby jednak Twoja wersja go przekonała. Bo kto wie, czy tak zaufany przyjaciel orczego Maga nie wiedział na temat misji nawet więcej, niż Ty sama?
- Skoro tak, to chyba możemy ruszać, prawda? - zapytał, wstając od stołu. - Przed nami długa podróż, a widzę, że nie mamy wiele czasu do stracenia. -
On rzeczywiście mógł coś wiedzieć, tego była pewna. Aczkolwiek chyba powinienen się domyślić, że z wiadomych przyczyn wolała nie wymieniać tak zwanego Czarnego Maga, nawet jeśli była w karczmie wśród prostych kupców, podróżnych oraz pracowników? Tak pieczołowicie strzeżona tajemnica nie powinna wyjść na światło dzienne nawet jako karczemna opowiastka.
- Zaczekaj chwilę - powiedziała, wykonując odpowiedni gest dłonią. - Wyglądasz, jakbyś wiedział coś, czego ja nie wiem, a prawdopodobnie powinnam. Możesz o tym opowiedzieć? -
- A o czym dokładnie myślisz? - odparł pytaniem na pytanie. - Przez swoje nienaturalnie długie życie zgromadziłem więcej sekretów, które nie powinny wyjść na jaw, niż wszyscy obecni w tej karczmie razem wzięci.
-
- Postać, o której wspomniałam. Podróżnik, Maren i jego historia. Wszystko, co z nim związane - spoglądała na niego spokojnym wzrokiem w oczekiwaniu na odpowiedź, która albo ją zadowoli albo urazi.
-
- Mam nadzieję, że nasza podróż pozwoli odkryć wszystkie jego sekrety i dowiedzieć się więcej, niż wiem, a wiem tyle, ile mi powiedziałaś na jego temat. - odparł i udał się do wyjścia bez żadnych innych wyjaśnień.