Krasnolud już miał coś odpowiedzieć, ale przełożony przypomniał mu, że zgłosił się na wabia, więc mocniej zacisnął palce na swej broni i ruszył do jaskini.
Zauważyłeś jak z zarośli, próbując zajść Krasnoluda od tyłu, wylazł paskudny Hobgoblin, a za nim Ork. Kolejny zaś okrążał Twojego brodatego kompana z drugiej strony.
Hobgoblina ubiłeś bez większych trudności, Orka jedynie zraniłeś, pancerz spełnił swoje zadanie, a drugiego nie możesz wziąć na cel, dopóki nie okrąży jaskini i nie wyjdzie z zarośli.
Tamten dziad skrył się w zaroślach lub uciekł, ale za to chociaż drugi zielonoskóry padł trupem. Niemniej, Krasnolud nie miał zamiaru czekać na Orka i ruszył w kierunku jaskini.
Nic takiego się nie działo, również Krasnolud wyszedł dość zdziwiony, rozkładając bezradnie ręce.
‐ Nic tam nie ma, nawet złamanego miedziaka. ‐ powiedział. ‐ Gdzie ten ch*jec się podział?
‐ A jak myślisz? ‐ burknął oschle. ‐ Rozdzielić się, szukamy go. Musi być gdzieś w pobliżu, ciężko będzie przeoczyć takie bydlę lub jego wielkie ślady.
Kilka minut marszu utwierdziło Cię w przekonaniu, że nie ma on dalszego sensu, drzewa rosły zbyt gęsto, aby nawet młody Olbrzym mógłby się przez nie przecisnąć.