No to teraz powoli ruszyć za pikinierami i wykorzystać pewien mały manewr wydłużając ostrze glewii za pomocą dodania mu dodatkowego zasięgu samym światłem w miarę materialnym.
Co położyli pierwsze szeregi jeźdźców, a pozostałych zepchnęli na boki. Ci jednak szybko się zorganizowali i ruszyli na Wasze skrzydła. Czyli właśnie na Was, Paladynów.
Szkielet rozsypał się na pojedyncze kosteczki, nie stanowiąc tym już dalszego zagrożenia. W sumie i dobrze, bo kolejne pół tuzina jeźdźców obrało sobie akurat Ciebie za cel.
W takim wypadku trzeba czym prędzej zużyć nieco swojej mocy, bo czekanie aż w niego wjadą może być problematyczne, postanowił wystawić swoją dłoń i puścić z nich ogień zaporowy w postaci wielu niewielkich kul światła, które i tak powinny sobie poradzić z takim przeciwnikiem.
Zniszczyłeś kolejnych czterech jeźdźców i tyle samo wierzchowców. Jeden z ocalałych zaatakował frontalnie, celując lancą w Twoją pierś, a drugi nadjechał z boku, zamachują się jednoręcznym mieczem.
Odskakiwanie od lancy mija się z celem, więc wystarczy odskoczyć na bok i atakujący mieczem już będzie bezużyteczny zważywszy na lancę, obrócił się jeszcze w ich stronę i wykonał cięcie od góry by zaatakować tego z lancą.
Faktycznie, obaj popsuli sobie szyki, a Twój cios pozbył się jeźdźca. Po jego zniszczeniu również wierzchowiec zamienił się w stertę kości. Ten z mieczem zaatakował ponownie, tnąc na wysokości Twojej szyi.
Cięcie pozbawiło go wszystkich czterech nóg za jednym razem. Poleciał on jeszcze trochę, a później rozbił się o ziemię ze swoim jeźdźcem, a ich kości połączyły się w jedno na jednej, bezkształtnej stercie.