Ran było sporo, lecz żadna nie zagrażała Twemu życiu w jakikolwiek sposób. Po około piętnastu minutach kapitan zebrał grupę śmiałków, którzy zaczęli pakować się na szalupę. W ich gronie dostrzegłeś swego przyjaciela Krasnoluda i pierwszego oficera.
Dopłynęliście i po chwili zaczęliście płynąć w jakieś wąskie gardło, na końcu którego zapewne znajdzie się baza tych piratów, o ile rzeczywiście jakąś tu mają.
Postanowił uważnie się rozglądać, zawsze mogą wpaść w jakąś pułapkę. Szykował powoli barierę, która miałaby otoczyć w razie takiej potrzeby ich szalupę.
Mieliście na pokładzie tarczowników, ale przez Twoja barierę nie mieli oni nic do roboty. Jednakże byli też kusznicy, jeden z nich skutecznie zabił wrogiego łucznika, ale pozostałym zabrakło celów, głównie przez Twoje zaklęcie.
Jak na razie rej jest w miarę spokojny. Jeden z marynarzy postanowił przejrzeć się w jasnoniebieskiej tafli wody, a po chwili krzyknął ze zdziwienia i ze strachu, gdy jakaś zielona, pokryta łuskami łapa złapała go za szyję i wciągnęła w odmęty…
‐Dobra, nie patrzeć się pod siebie. Co to może być, kapitanie?‐ Spytał patrząc się na niego i szykując w dłoniach swoją energię, by w razie czego pomóc następnym razem.