Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐No to płyńmy dalej…‐ Pozostało mu czekać aż statek ruszy w dalszą drogę ku przygodzie.
Ruszyliście w końcu, ale nie zapłynęliście daleko. Zbliżał się największy upał więc wtedy kucharz zawołał Was na obiad.
‐Właśnie dlatego lepiej mieć kapelusz…‐ Rzekł, po czym w klasyczny sposób zszedł z bocianiego gniazda i udał się tak jak wczoraj, na posiłek.
Było tam to samo co na wczorajszej kolacji choć dali więcej napojów.
‐Zawsze warto sporo zjeść by potem mieć więcej sił.‐ Pomyślał sobie, po czym wziął swoją porcję i zjadł ją oraz wypił.
Kapitan dał Wam godzinę wolnego co oznaczało, że marynarze grali w karty, brzdąkali na gitarach lub spali.
Warto ten czas zatem było spędzić na medytacji, zawsze to pomaga poskromić w sobie szkarłatną energię.
Godzina minęła dość szybko. Kapitan zaczął zaganiać Was z powrotem do roboty.
Skończył zatem medytację i udał się na pokład by w ten sam sposób co zawsze wejść na bocianie gniazdo, a z niego obserwować sytuację za pomocą lunety.
Jak na razie to co zawsze ‐ bezkres błękitnych wód. Mijaliście czasem jakąś większą czy mniejszą skałę, ale poza tym nic. ‐ Ster lewo na burt! ‐ powiedział kapitan. ‐ Szybciej! Chcę dotrzeć tam przed zmrokiem!
‐Ciekawe dokąd płyniemy… Może jakaś wyspa? Przygody?‐ Uśmiechnął się nieco, po czym spojrzał z pomocą lunety w kierunku, którym nawigował kapitan.
Po jakieś godzinie żeglugi zauważyłeś sporą, zieloną wyspę, do której z pewnością kierował się “Jastrząb.”
‐Ciekawi mnie co czeka nas na tej wyspie…‐ Czekał aż zbliżą się do niej by móc lepiej się jej przyjrzeć za pomocą lunety.
Część wyspy zajmowała spora góra porośnięta gęstą zielenią.
‐Czekać tylko aż dopłyniemy…‐ Pomyślał i odłożył już lunetę czekają aż dopłyną do wyspy.
Dopłynęliście na jakieś 50 metrów od brzegu i kapitan rzucił kotwicę. On i kilku ochotników zbierało się w szalupie.
‐O cóż chodzi z tą wyspą, kapitanie?‐ Zapytał spoglądając z bocianiego gniazda na mężczyznę.
‐ Mam pewien układ z Nagami. Muszę tam popłynąć. Na tej wyspie jest Trujący Szczyt.
‐Układy z wężoludźmi… No to życzę szczęścia, kapitanie.
‐ Siedzę w tym dziesięć lat. Jeśli nikt niczego nie spieprzył od mojej ostatniej wizyty to powinno pójść gładko.