Głazogarby
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
- No, zgubiliście mnie podczas liczenia, to się zgłosiłem. Gdzie mam usiąść? -
Ogr wciąż nie rozumiał i chyba nie miał zamiaru, więc postanowił wskazać Ci kierunek, ale zrobił to niezbyt kulturalnie, bo biorąc lekki zamach maczugą w Twoim kierunku. Lekki, ze względu na to, że znajdowaliście się w jaskini, ale i tak bardzo groźny.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Odskoczył przed tym do tyłu, po czym przekrzywił głowę.
- Dobrze, a broń gdzie mam zdać? Bo nie chcę, żebyście uznali, że pomimo mojego spóźnialstwa próbuję być chamem dla waszej gościnności. -
- Patrzta no, chopy! - powiedział zdziwiony i nieco zirytowany Ogr do swoich kompanów, którzy stali w pobliżu, wszyscy z bronią w rękach, choć ich niewielka inteligencja pozwalała im zrozumieć, że gdy zaatakują tak mały cel, jak Ty, w większej liczbie, będą tylko niepotrzebnie wchodzić sobie w paradę. Dlatego czekali, a Ogr kontynuował: - Sam się nam pod maczugie pcha, no nie wytrzymie! - dodał i znów wykonał zamach swoją bronią, tym razem nieco mocniejszy, choć wciąż w poziomie, atak w pionie uniemożliwiało mu sklepienie jaskini.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Ponownie odskoczył do tyłu, po czym użył magii, by wściekle zaatakować głowę Ogra. MIał wiele kart w rękawie, jednakże zdecydował się na dosyć brutalną metodę postępowania. Ponownie stworzył coś na wzór szarańczy, jednakże tutaj skupił się na odrywaniu części twarzy Ogra, zamiast jego natychmiastowego uśmiercenia.
- Chcę być twoim jeńcem, słyszysz mnie? - odpowiedział, ściskając zęby. - Jeżeli ty mnie nie pojmiesz, to zrobi to ktoś inny po twojej śmierci. -
Nie odpowiedział, za bardzo zajęły był bólem i próbami zabicia magicznych owadów. W końcu sam chyba się zabił, bo szarańcza jeszcze nie dobiła się do kości, a on padł jak długi trupem, a pozostali patrzyli na Ciebie z mieszaniną strachu, zdziwienia i podziwu.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Po jego śmierci odwołał magiczną szarańczę i wziął kilka głębszych oddechów kilka razy.
- No, to może jeszcze raz omówimy sprawę tego, że będę tutaj z wami siedział, jako jeniec? Czy ktoś jest sprzeciw? -
- Ale jak to, że jeniec? - zapytał jeden z Ogrów, drapiąc się mięsistym paluchem po głowie.
- E, chłopy, ja wiem! - odkrzyknął inny. - A widzicie tę jego fikuśną zbroję? Tamten, co go banda Oguna zabiła, miał chyba podobną, nie?
- O chuj. - skomentował pierwszy z Ogrów. - Panie plugawy rycerzu, my się bić nie chcemy, to nie my zżarliśmy tamtego poprzedniego, a ten, co go zabiłeś, to i tak debil był, my się mścić nie będziemy. -
Tennover “Prasar” Flamereaper
- No i fajnie, będę mógł złożyć w nim jaja! - zaśmiał się ze swojego żartu, chociaż jego śmiech przypominał bardziej śmiech szaleńca, niż człowieka, który opowiedział dobry żart. - No ale dobrze, przejdźmy do interesu. Kto to taki ten Ogun, ten który zabił mojego brata? I gdzie smakosz mięsa mojego brata się znajduje? -
- Ogun to najwieknszy i najtfardszy ze wszystkich Ogrów w Głazogarbach. Mówi siem, że napierdala Stalaków odkąd siem tu tylko pojawili. Ma swojom bandę, ale oni to debile som, nie to co my. - odparł, dumnie prężąc pierś. - A on wszystkim nam życie uprzykrza. Jak siem go pozbędziesz, plugafy rycerzu, to my siem odwedzięczym.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
- Bardzo dobrze, czyli Ogun ma nad sobą wyrok śmierci - rzucił. - No to wyruszam, bo może być zabawnie.
Odwrócił się i skierował do wyjścia, jednakże nagle podniósł palec wskazujący do góry i odwrócił się na pięcie.
- Ach, bym zapomniał. Mogę prosić o waszych jeńców? W końcu idę zabić Oguna, co jest dla was dobre. Możecie więc mi raczej ich podarować, bym i ja miał coś do jedzenia, prawda? -
- Ty? - zapytał zdziwiony Ogr. -
- Wszystkich? - dodał drugi, którego bardziej zdziwiły nie Twoje nawyki żywieniowe, ale fakt, że coś tak małego jest w stanie tak wiele zjeść. -
Tennover “Prasar” Flamereaper
- Jestem smakoszem - stwierdził. - Gustuję w różnych mięsach. Próbowaliście kiedyś Naga w sosie własnym? O! Lub Minotaura w grubym cieście? Muszę wam kiedyś podać kilka przepisów, z pewnością wam zasmakują… ale tak, wszystkich. Chyba nie mamy jakiegoś problemu z tym, prawda przyjaciele? Bo ja idę zabić Oguna, to lepiej byłoby, żebym był w pełni sił, praaaawda? - zapytał, ironicznie przeciągając ostatnie słowo, zanim ponownie wybuchnął swoim z lekka sadystycznym, a głównie pscyhopatycznym śmiechem. Chwilę później znowu stał się poważny. - Wszystkich. Żywych. -
- My dać ludziów, Ty zabić Oguna? - upewnił się jeszcze Ogr, głupi, ale na tyle inteligentny, aby nie ufać komuś takiemu jak Ty na słowo.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Pokiwał głową, lecz jeszcze wolał się upewnić słowem, że go zrozumieli.
- Tak, właśnie tak. To jak, zgadzamy się? -
- To przynieś nam jego łeb. - odparł, odzyskując władczy ton i pewną siebie postawę. - A, i siem lepiej pospiesz. Wiesz, ja to nieeee, ale moje chopy to głodne, jak tam zamarudzisz za bardzo, to może nawet jednego ludzia nie dostaniesz.
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
- Jeżeli nie dostanę ich w całości, to ożywię Oguna i go tutaj przyprowadzę - postraszył. - A teraz pozwólcie, mam Ogra do zamordowania i rozszarpania zębami coraz to wolniej bijącego jego serca. Pa papatki!
Pomachał im na do widzenia i wycofał się z jaskini. Pora znaleźć innego Oguna, co może być intrygującym zadaniem. Zwłaszcza że tamten ma doświadczenie w zabijaniu Rycerzy Śmierci. -
Nie powinno to być wybitnie trudne, może co najwyżej ciekawe, jak to sam ująłeś. Większą trudność może sprawić odnalezienie go, bo jednak pasmo górskie jest spore, a nie brak tu rozmaitych Ogrów. Wskazówką zdaje się jednak to, że wspomniany Ogun wielokrotnie walczył ze Stalowymi Ludźmi. Może oni będą wiedzieć coś więcej na jego temat?
-
Tennover “Prasar” Flamereaper
Ach tak, Stalowi Ludzie, słynni sojusznicy Rycerzy Śmierci. To idiotyczna, samobójcza opcja, której nie wziąłby pod uwagę doświadczony Rycerz Śmierci na misji. Z wyjątkiem Tennovera. Spróbował odnaleźć drogę, w miarę uczęszczaną i nią ruszył, wesoło pogwizdując. Prędzej czy później ktoś go zauważy. A wtedy taktycznie będzie mógł kogoś pojmać. Ewentualnie płaczem i błaganiem o litość zdekoncentrować przeciwnika, a następnie go skrzywdzić na cztery różne sposoby. -
Szczęśliwie twoja organizacja nie była aż tak znana w szerszych kręgach, dzięki czemu gdy dotarłeś do małego, obsadzonego przez ledwie tuzin ludzi posterunku w pobliżu traktu, ci nie zamordowali cię od razu. Większość wciąż grała w kości, grzała się przy ognisku lub jadła. Jeden jednak uniósł kuszę, gotów do strzału, a drugi, z dłonią na rękojeści miecza, poszedł w twoim kierunku.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? To nie miejsce dla najemników i zbłąkanych rycerzy.