Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
//Mogłeś do nich dołączyć lub zginąć.// Bandyci usunęli Ci się z drogi, ale zaraz zaczęli strzelać z łuków zabijając strażnika.
‐Przypłaszczyć się do wozu! To są idioci, nie trawią ludzi w wozie pędzącym przed siebie! A tak poza tym, daleko jeszcze?!
Twój towarzysz i szlachcianka padli tak płasko jak tylko mogli. Strzały śmigają niebezpiecznie blisko Ciebie.
Gnali dalej przed siebie, obserwował co się dzieje. Sam leżał przypłaszczony do wozu.
Bandyci starają się unieruchomić wóz strzelając do Ciebie i w koła. Widać już jedną z wiosek w pobliżu dworku.
‐Dalej! Wytrzymamy! Przypłaszczył się jeszcze niżej, ochronił głowę rękami.
Było tak blisko aż… Jeden z bandytów trafił jednego z koni głowę. Zabił go, a drugi się spłoszył.
Odciął wodze martwego konia. Rąbnął batem żywego, by ten biegł dalej ciągnąc wóz. Nie ucieknie do tyłu, ani na boki, bo las. Będzie uciekał do przodu.
Udało wam się uciec. Albo bandyci wypuścili was celowo.
Gnać dalej do zamku.
Udało Wam się.
‐I już? Jesteśmy bezpieczni?
‐ Mam nadzieję. ‐ odparła szlachcianka.
‐Dotrzesz dalej sama?
‐ Tak. ‐ powiedziała krótko odchodząc w stronę dworku.
‐Powodzenia! Spojrzał na mapę, szukał okrężnej drogi do dworku rodu Kospel. Nie miał ochoty powtarzać tego maratonu.
Była taka. Prowadziła przez jedną z wsi.
Bezpieczna?
Na pewno.
A więc jechał okrężną drogą.